Były dziennikarz TVP wygrał proces z telewizją publiczną. Teraz zapowiada kolejny i żąda prawie 180 tys. zł
Adam Mokrzycki pracował w TVP przez kilkanaście lat. W pewnym momencie ponad 400 pracowników przeniesiono do firmy outsourcingowej. Wtedy zaczęły się problemy dziennikarza. Teraz wytoczył TVP proces. Wszystko opisał w sieci.
16.11.2022 | aktual.: 16.11.2022 15:09
Adam Mokrzycki jest dobrze znany widzom TVP i jej rzeszowskiego oddziału. W Telewizji Polskiej spędził kilkanaście lat. Pracę zaczął w 1996 r. Po 18 latach on i około 400 innych pracowników zmieniło pracodawcę, choć nadal wykonywali zadania dla TVP. Outsourcing miał gwarantować umowę na niezmienionych warunkach przez dwa lata. A jednak już po roku Mokrzycki dostał wypowiedzenie starej umowy i nowe warunki zatrudnienia. Nie były najlepsze.
- Przedstawiono mi nową umowę, której nie byłem w stanie zaakceptować. Warunki były bardzo niejasne, a całość niekorzystna dla mnie. Zdecydowałem więc, że nie podpiszę jej i ostatecznie odszedłem - mówił dziennikarz w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.
Pierwszy pozew przeciwko TVP złożył w 2015 r. Sąd pracy miał wyjaśnić okoliczności przeniesienia pracownika Telewizji Polskiej do innej firmy (LeasingTeam). Sprawa toczyła się przez sześć lat. Wyrok zapadł w 2021 r. i był przychylny Mokrzyckiemu, który w świetle prawa miał nadal być pracownikiem TVP, bo przenosiny do Leasing Team nie były prawomocne.
Dziennikarz wobec tego miał kilka żądań - przywrócenie do pracy i wypłatę zaległych pensji, czyli około 178 tys. zł. W TVP nie przyjęto do wiadomości wyroku, według którego Mokrzycki nigdy nie przestał być pracownikiem telewizji publicznej. Powiedziano mu, że może zostać zatrudniony jako nowy pracownik. Mokrzycki nie przystał na to. W 2022 r. jednak, jak sądził, wreszcie udało mu się dojść do porozumienia z TVP. Podpisał dokumenty i... został z niczym.
- Wbrew umowie Telewizja Polska (po podpisaniu dokumentów) stwierdziła na świadectwie pracy, że byłem zatrudniony zaledwie od początku 2022 r. do września tegoż roku. A więc przez kilka miesięcy, nie - przez ponad 20 lat. Dodatkowo poinformowano mnie, że pieniądze nie należą mi się - opowiadał.
Teraz Mokrzycki będzie znów sądził się z TVP.
"Kolejny pozew do sądu pracy przeciwko Telewizji Polskiej o wypłatę utraconych z win pracodawcy wynagrodzeń i sprostowanie świadectwa pracy - to mój prezent na 70-lecie tej państwowej instytucji, dotowanej z budżetu państwa, niewypełniającej prawomocnych wyroków i nieszanującej swoich wieloletnich pracowników" - napisał Mokrzycki na swojej stronie internetowej i w mediach społecznościowych.
I dodał: "Już trzykrotnie (w tym raz dzięki ZUS działającemu w moim imieniu), wygrałem w Sądzie Pracy z TVP – mimo to, ten państwowy pracodawca, nie chce uznać mojego 25-letniego dorobku zawodowego i pracowniczego. Dzieje się tak odkąd po raz pierwszy w Polsce udowodniłem, że wyrzucenie dziennikarzy i innych grup zawodowych w 2014 r. z TVP do agencji pracy Leasing Team było bezprawne. TVP robiła wszystko, żeby wprowadzić mnie w błąd i wmówić mi, że jestem pracownikiem nowo zatrudnionym".
Dalej dziennikarz zwrócił się z apelem do internautów.
"Pracowałem w TVP od 1996 r. Czuję się ponownie oszukany i ograbiony przez TVP. Dlatego zamiast zażegnania konfliktu po wieloletnich procesach, niestety zmuszony zostałem do podjęcia kolejnej walki o praworządność. Działam sam wobec wielkiej i bogatej korporacji, co mogliśmy wszyscy zobaczyć na ostatniej gali z okazji 70-lecia TVP. Dlatego liczę na pomoc użytkowników mediów społecznościowych, choćby w zakresie udostępniania tej informacji".
Na koniec Mokrzycki wbił szpilę obecnej władzy.
"Niech prawda o kulisach działania Telewizji Polskiej dotrze do jak największej liczby odbiorców. W 2014 r., gdy pozbywano się dziennikarzy i innych, niezbędnych dla nadawcy grup zawodowych jak starych śmieci, prezesem TVP był Juliusz Braun, na czele rządu stała Ewa Kopacz z Platformy Obywatelskiej, zaprzysiężona przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Obecnie państwowa TVP nie potrafi nawet uczciwie świadectwa pracy wystawić, nie mówiąc już o respektowaniu wyroków sądów i to pod ścisłą kontrolą Prawa i Sprawiedliwości".