Zygmunt Chajzer nie rozpacza po Vizirze. Ma plan na własny biznes
Zygmunt Chajzer przez kilkanaście lat był twarzą jednego z najpopularniejszych detergentów do prania. Teraz Vizir zdecydował o zakończeniu współpracy. Dziennikarz nie wydaje się być zmartwiony. Co więcej, ma w zanadrzu "plan b". Tylko w rozmowie z WP opowiedział o pomyśle na nowy biznes.
11.07.2018 | aktual.: 12.07.2018 11:37
Trudno o tak charakterystyczną postać, która kojarzy się tylko z jednym produktem. I choć w przypadku wielu gwiazd mówi się o "zaprzedaniu się" do reklamy, to Zygmunt Chajzer od początku do końca trzymał poziom. W jego przygodzie z detergentem do prania nie było ani krzty żenady. W reklamie grał z wyboru, nie z przymusu. Teraz po 14 latach współpracy, Vizir rezygnuje z Chajzera. On jednak ma w rękawie Asa, o którym powiedział tylko nam.
Oskar Netkowski, WP Gwiazdy: Dlaczego pana współpraca z Vizirem dobiegła końca? To była pana decyzja?
Zygmunt Chajzer: Nie, absolutnie to nie była moja decyzja. Taką decyzję podjęła grupa Procter & Gamble. Wydaje mi się, że chodziło o odświeżenie wizerunku marki. Ja się o tym dowiedziałem kilka tygodni temu i tę informację przyjąłem.
Nie szkoda panu?
- Pamiętam to jak dziś. 14 lat temu prowadziłem program, który polegał na tym, że jeździłem do uczestników z trudnymi zadaniami. Pukałem do ich drzwi i wchodziłem do domu. Prezentowałem zadanie, a oni musieli je wykonać. Na tym polegały pierwsze reklamy Vizira. Oczywiście na początku padało kultowe pytanie: jakiego proszku do prania pani używa? No i później proponowałem ten od Vizira. To były moje początki. To była bardzo fajna przygoda. Przez 14 lat zrobiliśmy wiele ciekawych reklam, odwiedziliśmy interesujące miejsca. Byliśmy nawet w Republice Południowej Afryki, Kapsztadzie czy Pradze. Wiele ciekawych i inspirujących akcji. I to wydawać by się mogło - tylko w reklamie.
Nie czuł się pan więźniem Vizira? Jest pan dziennikarzem, a pierwsze skojarzenie z Zygmuntem Chajzerem to detergent.
- Nie, skąd. (śmiech) Od samego początku udział w kampanii reklamowej Vizira, to była jakaś niewielka część mojej pracy. W moim życiu zawodowym cały czas obecne było radio. Nie skupiałem się na reklamie - ona wynikała z tego, czym zajmuję się zawodowo. Dodatkowo myślę, że mój wizerunek w odbiorze utrwalił się jako pozytywny. Reklamy zawsze miały bardzo rodzinny wydźwięk. Matki z dziećmi, albo całe rodziny.
Ile można zarobić na kilkunastoletnim promowaniu produktu?
- To tajemnica kontraktowa, więc nie mogę podać kwoty. Ale naprawdę sporo.
Jakie będzie pana życie po Vizirze?
- Może zaskoczę pana, ale coraz częściej myślę o wypuszczeniu własnego proszku do prania. Proszki do prania Chajzera. Prawda, że chwytliwe?
Co dał panu Vizir?
- Na pewno niebywałą rozpoznawalność. W telewizji wówczas było mnie mało, a obecność w reklamie przypominała o mnie. Teraz jesienią 2018 roku nie będzie mnie brakowało na szklanym ekranie. Myślę, że w co najmniej dwóch programach się pokażę.
Pojawiły się jakieś negatywne opinie na pana temat po udziale w reklamie? Dzisiaj gwiazdy nie mają łatwo. Czasami reklama to ich jedyne źródło dochodu.
- Na początku faktycznie pisali o mnie negatywnie, że jakoby sprzedałem się do reklamy. Padały pytania, dlaczego proszek do prania, a nie jakieś super hiper przedsięwzięcie, dlaczego nie reklama w banku? Słyszałem zarzuty, że taka wielka gwiazda i proszek do prania. A ja po prostu dostałem szansę i ją wykorzystałem. Mam dystans do siebie i naprawdę widziałem tyle zabawnych memów... Jeden kabaret pokazał całun turyński - nieźle się ubawiłem, choć nie wiem czy to nie zbyt obrazoburcze (śmiech).
Odczarował pan pewien stereotyp. W końcu w reklamie środku czyszczącego nie zobaczyliśmy kobiety, tylko mężczyznę.
- Ciekawe spojrzenie i może faktycznie tak jest. Ale nie traktowałem tego personalnie. To było dla mnie po prostu kolejne wyzwanie zawodowe i osobiste też. Podstawowa obawa była taka, czy jak faktycznie się sprawdzę. Czy widzowie zaakceptują moją obecność. Choć faktycznie przyznam, że to do pań była skierowana reklama Vizira.
Czy sam używał pan Vizira? Może dostał pan dożywotni zapas?
- To zabawne o co pan pyta, ale faktycznie tak było. Zanim zagrałem w reklamie, najpierw sam musiałem przetestować ten proszek. Moja żona okazała się ekspertem w tej sprawie. Prała, sprawdzała i testowała. Jak dostałem od Doroty sygnał, że jest okej, to mogliśmy ruszać z nagraniami.
Będzie pan tęsknił?
- Myślę, że trochę na pewno. Mnóstwo ciekawych sytuacji stało za tymi reklamami. Kiedyś sprowadziliśmy na plan zdjęciowy prawdziwe motyle. To było bardzo pracochłonne i trudne. Graniczyło z cudem, żeby te motyle "zagrały" w reklamie. Ale udało się w końcu! Po wyczerpującej pracy na planie osiągnęliśmy zamierzony efekt. Emocje opadły już po pierwszej kolaudacji, kiedy osoba z produkcji powiedziała: o, jaka piękna animacja. Kto ją zrobił? Ale dodam tylko, że żaden z motylków nie ucierpiał. Karmione były bananami przez cały dzień zdjęciowy. To była fajna reklama i fajna praca. Prowadziliśmy wiele imprez, które prowadziłem, podczas których główną nagrodą był Vizir. Największą atrakcją dla wygranego było wówczas zrobienie sobie zdjęcia z Chajzerem i z Vizirem. Dla wielu taka fotka była marzeniem.
Choć Zygmunt Chajzer oficjalnie zakończył współpracę z grupą Procter & Gamble, to trudno będzie przyzwyczaić się do nowej amabsadorki tej marki. 14 lat w reklamie to kawał historii dla polskiej telewizji. Za wieloletnimi kampaniami reklamowymi i rozpoznawalnością szły także olbrzymie pieniądze. Jak nieoficjalnie ustalił jeden z tabloidów, Chajzer za rok współpracy jako twarz Vizira dostawał 150 tys. zł. Teraz pozostaje tylko czekać, aż na rynku detergentów pojawi się proszek do prania firmowany jego nazwiskiem.