Stracił pracę w TVP. Opisuje kulisy całego zajścia
Pojawienie się słowackiej wokalistki Karin Ann z tęczową flagą w studiu "Pytania na śniadanie" doprowadziło do zwolnienia wydawcy programu Radosława Bielawskiego. - To paradoks tej sytuacji, że Karin chciała wesprzeć społeczność LGBT+, a skończyło się na zwolnieniu geja - powiedział w wywiadzie dla Noizz.
21.07.2021 09:29
W środę 14 lipca 19-letnia wokalistka Karin Ann wystąpiła na żywo w "Pytaniu na śniadanie", wykorzystując swoje pięć minut do zamanifestowania tęczową flagą wsparcia dla społeczności LGBT+ w Polsce. Wzmianka o jej występie zniknęła ze strony śniadaniówki, a wydawca programu stracił pracę po 12 latach w TVP na umowach śmieciowych.
- W środę, zaraz po programie, odbyła się rozmowa z panią dyrektor Anną Cyzowską. Po tym spotkaniu Cezary Jęksa, szef wydawców "Pytania na śniadanie", poinformował mnie o zawieszeniu w obowiązkach do końca sierpnia. Na pytanie o przyczynę odpowiedział, żebym nie był śmieszny i że on mi tego przez telefon nie powie. Poprosiłem o oficjalnego maila, znów usłyszałem, że jestem śmieszny - zdradził serwisowi Noizz zwolniony Radosław Bielawski.
Wydawca przyznał, że jest homoseksualistą i nigdy tego w pracy nie ukrywał. - Nie mam poczucia, że orientacja wpływała na moją pracę, starałem się przemycać równościowe wątki, ale nigdy nie robiłem nachalnej propagandy - dodał.
Bielawski zwrócił uwagę, że podczas pracy nad programem na żywo nie jest w stanie zapanować nad reakcjami gości, a tęczowe elementy już nie raz pojawiały się w "Pytaniu na śniadanie" i dotychczas nikt nie stracił przez to pracy. Tym razem szefostwo jednoznacznie wskazało "winnego" całej sytuacji.
- Usłyszałem, że tęczowa flaga jest nie do obronienia i jako wydawca powinienem zdecydować o zejściu z anteny wcześniej albo pokazać w tym czasie inny kadr - gitarzystę albo kwiaty i trawę, która obok rośnie. To jest śmieszne. Ja nie jestem człowiekiem od cenzury. (...) Pani dyrektor powiedziała: "Pan zburzył neutralność polityczną »Pytania na śniadanie« i naraził spółkę na wielkie szkody" - zdradził.
Dziennikarz przyznaje, że nie ma żalu do wokalistki, która w rozmowie z Wirtualną Polską przyznała, że jest jej bardzo przykro z powodu utraty pracy przez Bielawskiego.
- Osobiście popieram przesłanie Karin Ann, ale to nie zmienia faktu, że nie miałem świadomości, co się wydarzy. Zaprosiłem ją, bo miała ciekawą piosenkę i świetnie śpiewa, nie żeby zagrać TVP na nosie. To paradoks tej sytuacji, że Karin chciała wesprzeć społeczność LGBT+, a skończyło się na zwolnieniu geja - tłumaczy.
Mężczyzna twierdzi, że współpracownicy zwiastowali jego zwolnienie po tym, jak publicznie w imieniu redakcji pożegnał Marzenę Rogalską, która zdecydowała się odejść z TVP.
- Prowadziłem też Facebooka programu. Niektórzy przepowiadali, że stracę pracę właśnie po odejściu Marzeny, bo napisałem na oficjalnym koncie "Pytania na śniadanie": 'Jest nam potwornie przykro. Dziękujemy, że z nami byłaś. Na dobre i na złe. Powodzenia'. Uznałem, że gdy kończy się współpraca z taką dziennikarką, to musimy ją pożegnać. Nie kazano mi tego usuwać, ale szefowie nie byli zadowoleni - wyjawił.