Zdradza kulisy igrzysk. "Boję się o naszych reporterów"
Po aferze, jaką wywołało zachowanie Sylwii Dekiert w trakcie meczu Dania-Finlandia, prezenterkę czeka nowe wyzwanie. Lada moment startują igrzyska olimpijskie w Tokio. Dekiert komentuje, co czeka jej kolegów.
O Sylwii Dekiert zrobiło się głośno w związku z jej niefortunnymi wypowiedziami podczas feralnego meczu Dania-Finlandia na Euro 2020. Przypomnijmy. Pod koniec 1. połowy na murawę upadł Duńczyk Christian Eriksen. Natychmiast rozpoczęła się akcja reanimacyjna, którą zapoczątkował kapitan Duńczyków, a którą kontynuował zespół medyczny błyskawicznie wezwany na murawę przez arbitra. Po kilkudziesięciu minutach walki Eriksen odzyskał przytomność i został odwieziony do szpitala.
Komentowanie tej sytuacji na żywo w studiu było wyjątkowo trudnym zdaniem. Nie brakowało jednak głosów, że Dekiert sobie z nim nie poradziła. Jeśli ktoś zastanawiał się, czy dziennikarka zasiądzie za stołem komentatorów podczas zbliżających się igrzysk, to wątpliwości są już rozwiane.
Dekiert w rozmowie z "Super Expressem" potwierdziła, że 23 lipca poprowadzi studio podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich. Opowiedziała też, co czeka jej kolegów na miejscu w Tokio.
- Boję się o naszych reporterów. Przed wylotem do Japonii będą musieli wykonać trzy testy, na 72, 48 i 24 godziny przed wjazdem, a na miejscu będą musieli pobrać aplikację, która będzie ich śledzić. Nie będzie możliwości, by np. po zakończeniu swojej pracy pojechać na mecz koszykówki, o tym można zapomnieć - komentuje.
- Do tego jedno 15 minutowe wyjście np. do sklepu. Jeśli przekroczysz ten czas, może być ci cofnięta akredytacja - dodaje.
Różnice między strefami czasowymi będą wyzwaniem nie tylko dla widzów, ale i dla pracujących przy imprezie dziennikarzy.
- Dzień dobry naszym widzom będziemy mówić w okolicy północy, a transmisje trwać będą do 18. A więc nie śpimy. Co prawda trudno mówić przy tych wszystkich okolicznościach o sporcie, ale po prostu przeżyjmy te igrzyska - mówi Dekiert.