"Zakładanie z góry, że Marina Owsiannikowa jest prowokatorką jest głupie, niesprawiedliwe i krzywdzące". Ekspert wyjaśnia
Po kilkunastu dniach od słynnego wystąpienia w rosyjskiej telewizji, podczas którego dziennikarka Marina Owsiannikowa stanęła przed kamerą z antywojennym plakatem, wciąż trwa dyskusja o tym, czy jej wystąpienie było autentyczne czy sterowane przez kogoś z zewnątrz. W rozmowie z Wirtualną Polską Piotr Niemczyk wyjaśnia, że pochopne ocenianie postawy Rosjanki może być zgubne.
29.03.2022 | aktual.: 29.03.2022 19:25
Jako jeden z pierwszych, wątpliwości co do działań Owsiannikowej wyraził głośno Roman Hryszczuk, wysoko postawiony ukraiński polityk, członek Rady Najwyższej. Jednym z jego argumentów było to, że dziennikarka użyła języka angielskiego, który w Rosji mało kto zna.
Dyskusja o jej wiarygodności nabrała tempa, kiedy Rosjanka zaczęła pojawiać się w zachodnich telewizjach i wypowiadać na temat sankcji wobec Rosji. Jej występ we włoskiej telewizji mocno skrytykował reporter Witold Szabłowski, który uważa, że Owsiannikowa "choć krytykuje Putina, zaskakująco dobrze wpisuje się w linię Kremla". Szabłowski od początku twierdził, że jej "protest" to "ustawka" rosyjskich służb.
Mocny komentarz umieściła w mediach społecznościowych ukraińska dziennikarka Irina Matwijszyn. "Pamiętacie rosyjską 'bohaterkę' w państwowej telewizji? Teraz w licznych mediach na Zachodzie wypowiada się na temat sankcji - prosi, żeby je zniesiono, bo jej 'córka nie może płacić wirtualną kartą za obiad w szkole'". Dalej jest jeszcze dosadniej: "W tym czasie dzieci w Ukrainie w ogóle nie mogą chodzić do szkół i przedszkoli, bo są one umyślnie niszczone. Miliony dzieci ukrywają się przed bombami w schronach, są ranione lub zabijane przez rosyjską armię. Wszystko to możliwe jest właśnie dzięki pracy propagandzistów takich jak Owsiannikowa".
Piotr Niemczyk ma w tej sprawie jednoznaczne zdanie. I mocne argumenty. To specjalista w dziedzinie bezpieczeństwa publicznego, ekspert z zakresu funkcjonowania służb specjalnych. W pierwszej połowie lat 90-tych był jednym z szefów Urzędu Ochrony Państwa, w nowym stuleciu pełnił wysokie funkcje ministerialne. Dziś jest przede wszystkim analitykiem i komentatorem.
Przemek Gulda: Co pan pomyślał, kiedy pierwszy raz zobaczył, co zrobiła Marina Owsiannikowa na antenie rosyjskiej telewizji?
Piotr Niemczyk: Pomyślałem, że to dzielna kobieta i natychmiast wróciły do mnie emocje z czasów, gdy dysydenci w ZSRR samotnie wychodzili na ulice protestować przeciwko łamaniu praw człowieka i natychmiast ich "zwijano".
Czyli miał pan wtedy wrażenie, że to prawdziwy akt buntu?
Ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że to "ustawka".
Co myśl pan o tym dziś, kilkanaście dni po tym wydarzeniu i po dużej debacie na jego temat?
To samo co wcześniej, że to spontaniczny protest odważnej kobiety.
Jak pana zdaniem wyjaśnić to, że nie poniosła prawie żadnej odpowiedzialności za swój czyn?
Ponosi odpowiedzialność. Kara grzywny jest dużo bardziej bolesna, niż nam się wydaje. Przeciętny poziom życia w Rosji jest nadal niższy niż w Polsce. Nadal toczy się wobec niej postępowanie, które może skończyć się wyrokiem więzienia. Putin i jego otoczenie ma z tym problem. Czy zdecydować się na wyrok i mieć problem z kolejnym głośnym więźniem politycznym, czy bagatelizować sprawę? Z Nawalnym ma już wystarczająco dużo kłopotów. Trzeba pamiętać, że nawet w ZSRR nie byli w stanie skazywać na więzienie wszystkich dysydentów. Niektórych skazywali, niektórych szykanowali zakazem pracy, publikacji, zmuszając do wyjazdu do odległych miejscowości, innych wysyłali do szpitali psychiatrycznych, diagnozując słynną schizofrenię bezobjawową.
Jak ocenia pan jej dzisiejsze zachowanie - występy w zachodnich telewizjach i domaganie się zmniejszenia sankcji wobec Rosji?
Domaganie się zmniejszenia sankcji wobec Rosji uważam za niesłuszne i krótkowzroczne. To efekt działania rosyjskiego lobby. To w końcu właśnie sankcje doprowadziły do upadku ZSRR. Natomiast jej apele o złagodzenie sankcji można tłumaczyć na dwa sposoby. Obawy o los własny i najbliższych. Służby rosyjskie mają całe instrumentarium do szantażu dysydentów. Z drugiej strony, może za tym stać autentyczne przekonanie, że sankcje dotyczą przede wszystkim "zwykłych ludzi", a nie prominentów.
Czyli?
Oligarchowie bez jachtów i apartamentów w Londynie i na Lazurowym Wybrzeżu sobie poradzą. A ubodzy Rosjanie bez mąki nie bardzo. Ja się z takim argumentem nie zgadzam. W czasach stanu wojennego też uważałem, że sankcje robią więcej dobrego niż złego. Ale rozumiem, że można myśleć inaczej. Dobrze rozumiem dlaczego ona twierdzi, że to Putin jest winny, a nie Rosjanie jako naród. Dla mnie jest jasne, że jako przeciwniczka wojny, nie czuje się za nią odpowiedzialna. Ma świadomość, że Rosją rządzi dyktator i przeciętny obywatel, nawet jeżeli go popiera, i tak nie ma nic do powiedzenia. Z drugiej strony rozumiem też argumenty Ukraińców, którzy mówią Rosjanom, że przez swoją bierność są współwinni. Ale to nie powód, żeby podważać uczciwość i spontaniczność Owsiannikowej.
Na ile jest ona dziś pana zdaniem wiarygodna? Jako przeciwniczka rosyjskiej inwazji? Jako rzeczniczka rosyjskich przeciwników wojny? Jako dziennikarka?
Na ile jest wiarygodna, to się dopiero okaże. Jeżeli działała spontanicznie, to może jest po prostu egzaltowana i w związku z tym nieprzewidywalna. Myślę jednak, że jej protest był autentyczny. Nie wykluczam, że ktoś może chcieć pośrednio lub bezpośrednio próbować nią sterować. Szantażem, przekupstwem, argumentami. Słuchając jej apeli warto jednak zastanawiać się nie tylko nad tym, co mówi, ale i dlaczego to mówi.
Zobacz także
Naprawdę myśli pan, że nikt nie stał za jej wystąpieniem? Czy to dziś nie wygląda na robotę rosyjskich służb? Czy może raczej telewizyjnych propagandzistów Putina?
Wątpię, aby ktoś stał za jej wystąpieniem. Nie wykluczam za to, że jest przynajmniej kilka grup, które chciałyby wykorzystać jej protest do swoich celów.
No właśnie: kto tak naprawdę na tej sprawie najwięcej wygrał, nadal wygrywa i wciąż jeszcze może wygrać?
W tej sprawie nie ma wygranych ani przegranych. Nie wierzę w spiskową teorię, że jest podstawiona przez FSB, aby w ten sposób wprowadzić ją do opozycji jako "konia trojańskiego". Jeżeli w Rosji nie wydarzy się coś takiego, żeby Putin i jego otoczenie straciło władzę, ona może mieć złamane życie, wojna na Ukrainie będzie trwać kosztem wielu tysięcy ofiar. Rosja będzie na trwale skazana na dyktaturę i recesję gospodarczą. Nawet funkcjonariusze służb specjalnych nie mogą być pewni swojego losu. Pewnie teraz są nagradzani za zasługi, ale w każdej chwili może się to odwrócić i będą podejrzewani o spiskowanie. Jak w czasach stalinowskich.
Nawet jeżeli propaganda rosyjska chwilowo na tym skorzysta, to tylko na krótki czas. Stracimy także my jako odbiorcy informacji. Jeżeli protestujących w Rosji będziemy uważać za kremlowskich prowokatorów, to efekt będzie taki, że przestaną protestować. Spiskowe teorie potrafią przynieść więcej szkody niż pożytku. Ja w wypowiedziach Owsiannikowej nie widzę nic, co nie dałoby się wytłumaczyć troską o los Rosji, Ukrainy i zwykłych obywateli. Pamiętajmy, że jest ona Rosjanką i jej punkt widzenia jest inny niż większości ludzi w Europie.