"Zabić ból". Miliardowy majątek zbity na cierpieniu
W Polsce i w ogóle w Europie kontynentalnej kryzys opioidowy nigdy nie był tematem na nagłówki gazet. Co innego w Ameryce, gdzie w ciągu niecałych dwóch dekad licząc od początku tego wieku od przedawkowania leków przeciwbólowych z opiatami (pochodzące z opium substancje psychoaktywne) zmarło ponad pół miliona ludzi.
Statystyki mówią, że ponad 80 proc. leków z tymi substancjami jest przyjmowanych właśnie w Stanach. Z tej zatem perspektywy nic dziwnego, że źródła problemu są analizowane nie tylko pod kątem naukowym, ale i popkulturowym. Najnowszym przykładem takich prób jest miniserial "Zabić ból" na Netfliksie.
Na pierwszym planie tej opowieści znajdują się bohaterowie w jakiś sposób powiązani z przemysłem farmaceutycznym, którzy są w stanie przekazać różne oblicza tego samego problemu. Jest więc prezes wielkiej korporacji produkującej uzależniające pigułki (grający arcyłotra Matthew Broderick), są lekarze, urzędnicy i agenci federalni usiłujący dowiedzieć się czegoś więcej o wyniszczającej społeczeństwo pladze silnych leków. Są przedstawicielki handlowe, które nie cofną się przed niczym, by wcisnąć reklamowany produkt, na końcu są również doświadczeni przez los pacjenci. Każdy odcinek serii rozpoczyna się osobistym wyznaniem osoby, która straciła kogoś bliskiego na skutek uzależnienia, na chwilę zamazując cienką w tym przypadku granicę między fikcją a rzeczywistością.
Wszystkie historie uzależnionych zaczynają się podobnie – ciężkim wypadkiem, w wyniku którego dochodzi do nieodwracalnego uszczerbku na zdrowiu. W takich przypadkach jedynym, co przynosi ulgę, są silne środki przeciwbólowe. A te, z początkiem XXI wieku przybierają postać niewielkiej różowej tabletki przepisywanej w zatrważających dawkach. To narkotyki nowej ery, których dystrybucja szybko wymyka się spod kontroli, ku uciesze małej rodzinnej firmy farmaceutycznej Purdue Pharma. Na tym jednym leku dorobiła się zysku rzędu 40 miliardów dolarów w ciągu kilkunastu lat.
W "Zabić ból" twórcy skupiają się na wielu postaciach i wielu wątkach, choć każda fabularna nitka ma swojego własnego bohatera. Niestety coś, co miało potencjał być projektem na miarę "Erin Brockovich" Soderbergha, ostatecznie nie spełnia pokładanych nadziei. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to kwestia doboru formy opowiadania. Gdyby nie obecność Brodericka w początkowych scenach widz mógłby mieć trudność z ustaleniem, czy oglądamy rodzaj fabularyzowanego dokumentu, czy próbkę cyklu "prawdziwe historie". Po drugie, faktyczne, rzetelne zawiązanie akcji ma miejsce dopiero około trzeciego odcinka z sześciu, co sprawia, że jest to produkcja tylko dla wytrwałych. Z bohaterami trudno się utożsamić i chociaż wszyscy grają poprawnie (a przecież to znane nazwiska - poza Broderickiem występują Taylor Kitsch, Uzo Aduba czy obsadzana coraz częściej West Duchovny – córka Davida i Tei Leoni), nie sposób z tych bohaterów wykrzesać energii, czegoś ponad jakość telewizyjną, minimalny standard.
Możliwe jednak, że głównym kłopotem serialu "Zabić ból" jest dość nieporadna reżyseria. Doświadczony twórca Peter Berg ("Ocalony", "Deepwater Horizon", "Eskorta", "Czas patriotów" – wszystkie z Markiem Wahlbergiem) nie jest wspomnianym Soderberghiem czy Aaronem Sorkinem, by umieć zapanować nad dialogiem i pokazać go w taki sposób, by widz nie chciał uronić ani słowa. Wyraźną trudność sprawia mu też zachowanie równowagi między wątkami i sprawienie, by każda z tych mini historii angażowała w jednakowy sposób. Przy złożonych opowieściach, do tego z elementami klasycznego "procedurala" aspekty te są po prostu kluczowe. O ile więc "Zabić ból" nie zostaje w głowach specjalnie długo, wszystkim tym, którzy kryzysu opioidowego w Stanach nie byli świadomi, pozostawia w głowie zatrważającą myśl o tej niesamowitej manipulacji, jakiej dopuścił się wielki przemysł farmaceutyczny. A to już chyba i tak spory sukces.
Serial "Zabić ból" dostępny jest na Netfliksie