Wszyscy kochankowie Maryli Rodowicz. Czy to jej największe osiągnięcie?
W Boże Narodzenie widzowie TVP mieli okazję obejrzeć dokument o Maryli Rodowicz. Film okazał się zbiorem plotek na jej temat. Ale czy na taką opowieść liczyli fani?
25.12.2021 23:31
Maryla Rodowicz ma wiele twarzy. Dla jednych jest niezapomnianą wokalistką, której przeboje śpiewali w młodości, dla innych kampową diwą, która raz w roku otrzepuje się z liści, by przywdziać najdziwniejszą kreację i wystąpić na sylwestrowej imprezie. Dla jeszcze innych jest bohaterką dram związanych z rozwodem z Andrzejem Dużyńskim oraz narzekaniem na niską emeryturę i problemy z utrzymaniem ogromnej willi w Konstancinie. Nie da się jednak odmówić jej wkładu w historię polskiej muzyki rozrywkowej. Współpracowała z wielkimi talentami, a jej życiorys jest szalenie bogaty.
Twórcy filmu "Maryla. Tak kochałam" postanowili opowiedzieć jej historię z perspektywy… romansów i miłości, które pojawiały się w jej życiu. Dlaczego to pomysł nietrafiony? Bo to nie romanse zapewniły Maryli karierę. Tymczasem to o nich dowiadujemy się najwięcej, a o scenicznej drodze Rodowicz słyszymy gdzieś mimochodem.
Dwugodzinny dokument jest przeplatany mnóstwem archiwalnych nagrań, które ogląda się świetnie. Ale przez większość czasu można odnieść wrażenie, że podsłuchujemy plotek. A najdziwniejsze jest to, że Maryla bierze w tym udział – plotkuje na swój temat.
I tak dowiadujemy się, jak ówczesna żona Olbrychskiego odkryła jego romans z Rodowicz, po czym próbowała dobić się do jej hotelowego pokoju. Słuchamy o tym, jak później Maryla zostawiła aktora dla krótkiego romansu z Andrzejem Jaroszewiczem i wreszcie jak pobiła się z Urszulą, która naśladowała jej styl. Wszystko to podane jest lekko, tabloidowo, ogląda się to bez bólu. Ale niestety niewiele mówi o Rodowicz jako artystce.
Gdzieś w tle majaczy postać Agnieszki Osieckiej. Osoby, która wraz z kompozytorką Katarzyną Gärtner tak naprawdę stworzyła karierę Maryli.
- Bardzo mi brakuje Agnieszki i na pewno byłoby mi dużo łatwiej znieść tę rzeczywistość, rozwody, doły… - mówi w pewnym momencie Rodowicz, która do dziś śpiewa napisane dla niej przez przyjaciółkę piosenki. Nie budzi to jednak emocji w widzu, bo ich relacja jest w tym filmie niemal pominięta.
Twórcy dokumentu w pewnym momencie wchodzą na nieco grząski grunt. Próbują wyjaśnić, jak to się stało, że Rodowicz miała możliwość robienia kariery w PRL-u. - Robiła to, co robiła, a władza się do niej przytulała – pada z ekranu. Później widzimy ją śpiewającą na sportowej imprezie, na partyjnych wydarzeniach i wreszcie na Kubie, u boku Fidela Castro, który, jak mówi, zrobił na niej "piorunujące wrażenie". Widząc dokument o niej zrealizowany przez TVP, trudno nie zastanawiać się, czy dzisiaj też robi, co chce, a władza się do niej przytula, czy może jednak zawsze była konformistką?
Ostatnia część filmu to zupełny chaos. Kończą się romanse i rozwody, więc twórcy zaczynają opowiadać trochę o jej szalonych stylizacjach z ostatnich lat, trochę o występach w Opolu i o żartach z "rozmrażania" Maryli raz do roku. Pojawiają się fragmenty występów z Zenkiem Martyniukiem i aranżacje w stylu disco. Nasuwa się pytanie: kiedy Maryla z poważanej wokalistki stała się symbolem kiczu? Wygląda na to, że wtedy, kiedy zabrakło Osieckiej.
Czy doczekamy się kiedyś filmu o ich przyjaźni i współpracy? Pewnie nie. - Nie ma czegoś takiego, jak damska solidarność. Kobiety są zdradzieckie, podstępne, a mężczyźni kłamią – mówi Rodowicz, opisując swój romans z Olbrychskim. Być może rzeczywiście jest kobietą, która chce być opisywana przez pryzmat swoich romansów. W końcu sama decydowała o tym, co ostatecznie pojawi się w filmie. Pytanie tylko, czy liczne podboje to rzeczywiście największe osiągnięcie w jej życiu?