Wojciech Bojanowski relacjonuje wydarzenia z Ukrainy. To ceniony reporter TVN

Wojciech Bojanowski jest obecnie korespondentem TVN z Kijowa
Wojciech Bojanowski jest obecnie korespondentem TVN z Kijowa
Źródło zdjęć: © TVN

02.03.2022 15:07, aktual.: 02.03.2022 15:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W ostatnich dniach widzowie serwisów informacyjnych TVN i TVN24 często na ekranach widzą jego twarz. Wojciech Bojanowski nie obawia się trudnych, zawodowych wyzwań. Przed widzami nie ukrywa też swoich emocji.

Reporter Wojciech Bojanowski ze stacją TVN jest związany od 2007 r. Zajmuje się głównie dziennikarstwem śledczym. Jego materiały można oglądać m.in. w "Superwizjerze" i "Czarno na białym". To on m.in. ujawnił okoliczności śmierci Igora Stachowiaka na wrocławskim komisariacie.

W 2014 r. dziennikarz relacjonował wojnę domową w Donbasie. Teraz znów jest w Ukrainie, skąd informuje widzów o obecnej sytuacji m.in. w Kijowie. Podczas wtorkowej relacji emitowanej w wieczornych "Faktach" dziennikarzowi wyrwało się przekleństwo z ust na dźwięk rakiet przelatujących za jego plecami.

- Wszyscy są przygotowani na opcję, że Kijów może zostać oblężony - mówił do kamery Bojanowski. - Ale na ten moment nie mamy żadnych informacji, że rosyjskie wojska, w tym wojska pancerne, miałyby się pojawić na południu miasta i zamknąć tę pętlę, która… - w tym miejscu reporter zawiesił głos, by po chwili dorzucić "o ku...a!".

To nie pierwszy raz, kiedy dziennikarz TVN twarzą w twarz stanął z ludźmi w stanie ekstremalnego zagrożenia. W 2019 r. Bojanowski przez kilka tygodni towarzyszył załodze statku Sea-Watch 3, który ratował nielegalnych imigrantów starających się za wszelką cenę dotrzeć do Europy. Przejmujący reportaż "Niech toną" zdobył szereg wyróżnień, w tym nagrodę Grand Press.

Odbierając ten laur, dziennikarz podzielił się osobistym wyznaniem. Przywołał z pamięci trudne okoliczności powstawania jego reportażu, które zbiegły się z jego rodzinnym dramatem. Podczas transmisji na żywo nie krył łez.

- Moja żona była brzemienna. Ja pracuję, a u mnie w domu się rozgrywa dramat - moje dziecko urodzi się chore albo się w ogóle nie urodzi. Ja się przez taki komunikator dowiedziałem o tym. Byliśmy gotowi na to, by w domu urządzić szpital. By zmierzyć się z tym wszystkim, co się dzieje. Po kilkunastu dniach okazało się, że jego serduszko przestało bić - wyznał.

Bojanowski otwarcie powiedział, że po tym zdarzeniu przechodził depresję. - Próbowałem montować ten materiał, ale płakałem nad klawiaturą. Nie do końca mi to wychodziło. Dobrzy ludzie u mnie w firmie bardzo mi pomogli, więc w końcu udało się to złożyć - dodał.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także