"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy". Starcie Amazona z hejterami. Czy firma postąpiła moralnie?

"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" to jedno z największych kulturowych wydarzeń tego roku. Jednak tak jak można było się spodziewać, w dniu premiery serialu hejterzy zasypali go niskimi ocenami. To zmusiło Amazona do zablokowania możliwości komentowania produkcji. Firma mogła nie wziąć jednak pod uwagę, że takie metody niczego nie zmienią i przy okazji narażą ją na zarzuty o hipokryzję.

"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" jest różnie oceniany przez krytyków i internautów
"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" jest różnie oceniany przez krytyków i internautów
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Kamil Dachnij

W piątek 2 września na platformę Amazon Prime trafiły dwa pierwsze odcinki serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy". Choć produkcja otrzymała od krytyków generalnie pozytywne recenzje, to sprawa zupełnie inaczej wygląda, gdy spojrzy się na noty od internautów. W serwisie Rotten Tomatoes "Pierścienie Władzy" pozytywnie oceniło 39 proc. użytkowników. Średnia na IMDb to 6.8, na Metacritic 2.5, a na polskim Filmwebie 4.6.

Są to, co tu dużo mówić, fatalne oceny, które pasują bardziej do faktycznie kiepskiego serialu jak "Resident Evil: Remedium", a nie produkcji, która już przynajmniej pod kątem formalnym odstaje od wielu telewizyjnych produkcji, w tym "Rodu smoka". Niestety "Pierścienie władzy" padły ofiarą wyjątkowo podłego internetowego zjawiska - review bombingu, czyli zbiorowego ocenienia negatywnie danej pozycji bez wcześniejszego zapoznania się z jego treścią.

Tak wygląda różnica między ocenami krytyków (po lewej) i internautów (po prawej)
Tak wygląda różnica między ocenami krytyków (po lewej) i internautów (po prawej)© fot. mat. pras.

Czemu akurat trafiło na produkcję Amazona? Można powiedzieć, że jest to kulminacja pięciu ostatnich lat, w których toksyczni fani Tolkiena wieszczyli, że firma dokona świętokradztwa czy innej zbrodni na materiale źródłowym. Tylko dlatego, że "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" ma czelność być niekanonicznym prequelem "Władcy Pierścieni" i "Hobbita", rozgrywającym się kilka tysięcy lat przed fabułą wspomnianych filmów/książek. Peter Jackson też odchodził od oryginału w swoich adaptacjach filmowych, za co zagorzali fani ostro go krytykowali, ale jak widać, mało kto to już dziś pamięta, bo są one powszechnie uwielbiane.

Na tym jednak uprzedzenia zatwardziałych "Tolkienowców" się nie kończyły, bo niemała ich część dała jeszcze popis swojego rasizmu i mizoginizmu. Lamentowali nad faktem, że w "Pierścieniach Władzy" w elfów, krasnoludów czy ludzi wcielili się m.in. czarnoskórzy aktorzy. Wieszali psy na Amazonie, który w imię "poprawności politycznej" przerobił prozę Tolkiena, ignorując pierwotne założenia i opisy fikcyjnego świata. Bo przecież "Tolkien pisał o bladolicych elfach"! Tego typu osoby cały czas nie mogą pogodzić się z faktem, że świat jest zróżnicowany i osoba o innej karnacji skóry niż biały ma prawo zagrać hobbita. Notabene postaci, która nigdy nie istniała.

To wszystko powróciło ze wzmożoną siłą w dniu premiery serialu. A niejeden uprzedzony widz, który akurat heroicznie podjął trud obejrzenia dwóch odcinków "Pierścieni Władzy", poza rasowymi kwestiami, miał chociażby problem z tym, że postać Galadrieli jest teraz wojowniczką, a nie czarodziejką z oryginalnej trylogii. Nie dość, że ktoś taki nie czytał nawet zbyt dobrze Tolkiena (tak, jego bohaterka sięgała po miecz niejednokrotnie), to jeszcze zapomniał, że nawet jeśli byłoby inaczej, twórcy mają prawo opowiedzieć swoją wersję wydarzeń na własnych prawach. 

Za infantylne i na swój sposób totalitarne trzeba uznać myślenie, z którego wynika, że nie wolno zmieniać charakterystyki danej postaci. W ten sposób sztuka nigdzie by nie zaszła - oglądalibyśmy jedynie kalki przestarzałych szablonów. To przy okazji jawna mizoginia, bo jak to Galadriela może być teraz taką "twardzielką"?

Morfydd Clark jako Galadriela
Morfydd Clark jako Galadriela © fot. mat. pras.

Tego typu sytuacje obserwujemy w sieci od dłuższego czasu. Wystarczy przypomnieć reakcje na wybitną grę wideo "The Last of Us 2" sprzed dwóch lat. Review bombing przyjął tam formę kampanii nienawiści, w której łajano twórców za to, że postanowili uśmiercić jedną z głównych postaci. Padły również oskarżenia o rozsiewanie "propagandy LGBTQ". Hejterom nie podobał się nawet wygląd bohaterki, która ich zdaniem była "zbyt męska". Produkcje filmowe i sierialowe Marvela również spotkały się z podobnymi problemami. "She-Hulk" atakowano ostatnio m.in. za jego "toksyczny feminizm" i "historię woke".

Jednak w przypadku "The Last of Us 2" czy Marvela nikt nie zastosował rozwiązań w stylu Amazona, który wprowadził 72-godzinną blokadę oceniania na swojej platformie Prime Video. Miało to pomóc w weryfikacji prawidłowych opinii i "odsiać" hejterów, którzy bombardują serial niskimi ocenami. Co ciekawe, firma potwierdziła też, że tę politykę wprowadziła latem we wszystkich swoich programach, ale "Pierścienie Władzy" są pierwszą premierą, gdy wcielono ją w życie.

W przypadku serwisu IMDb, którego jest właścicielem, Amazon zastosował inną metodę. Miał usunąć wszystkie negatywne recenzje. Te pozytywne zaczynają się od oceny 6/10. Czy firma postąpiła moralnie? Czy doszło tutaj do zamachu na wolność słowa? O ile pomysł z Prime Video miał jeszcze sens, bo faktycznie wymagał od kogoś obejrzenia serialu, w przypadku IMDb sensu już nie widać. Z jawnie hejterskimi komentarzami całkiem dobrze poradziłaby sobie moderacja. Jest jednak spora różnica między tym, czy komuś serial nie podobał się z racji, powiedzmy, nieprzekonującego scenariusza (a ma prawo tak stwierdzić), a niczym nieuzasadnionym atakiem. Myślę, że łatwo ją zauważyć.

Co więcej, takim usuwaniem recenzji Amazon w prosty sposób naraził się na oskarżenia o hipokryzję. W tym roku brytyjska organizacja konsumencka Which? przeprowadziła dochodzenie, które wykazało, że wciąż istnieją pozbawione skrupułów firmy wykorzystujące wady w systemie recenzji Amazona. Konsument jest narażany na zakupienie produktów, które mają tysiące fałszywych pięciogwiazdkowych recenzji.

Firma coś z tym robi? Nieszczególnie. Skoro przynosi jej to profity, dlaczego miałaby? W przypadku "Pierścieni Władzy" też zadbała odpowiednio o swój produkt - w końcu jakoś musi się zwrócić 465-milionowy budżet, który przeznaczono na pierwszy sezon serialu. A wiemy, że napór złych opinii miewa znaczący wpływ na komercyjny sukces, o czym przekonali się twórcy reboota "Pogromców duchów" z 2016 r.

Czarnoskóra aktorka grająca krasnoluda wywróciła do góry nogami "świat" hejterów
Czarnoskóra aktorka grająca krasnoluda wywróciła do góry nogami "świat" hejterów© fot. mat. pras.

Nie oszukujmy się. Z chamskimi komentarzami i review bombingiem nie da się wygrać. Gdy tylko coś nie spodoba się wybranej grupie fanów, od razu zostanie to wytknięte. "Pierścienie Władzy" nie będą ostatnią produkcją, która cierpi z tego powodu. Amazon podjął walkę z wiatrakami, bo hejterzy są zawzięci i nie spoczną, póki nie osiągną swojego celu.

Jasne, wszystkie opinie, które w żaden sposób nie trzymają się merytorycznej krytyki, a mają jedynie złośliwie uderzyć w twórców i aktorów, nie powinny istnieć w sieci. Rasizm czy seksizm nie ma absolutnie nic wspólnego z oceną fabuły. Jednak tworzenie iluzji, że dane dzieło podoba się wszystkim, w pewnym sensie przypomina działania hejterów, bo narzuca ograniczony obraz świata, niemający nic wspólnego z rzeczywistością. A nie tędy droga.

Zobacz: zwiastun serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy"

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Teleshow
władca pierścieniserialamazon
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (149)