"Wiadomości" pokazały pornograficzne treści w porze największej oglądalności. Eksperci: "odrażające"
Osoby z kręgów prawniczych i medioznawczych są raczej zgodne: pokazywanie pornograficznych materiałów w TVP jest odrażające, budzi na dodatek wiele wątpliwości prawnych.
28.09.2021 18:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie ustają głosy oburzenia z powodu tego, co wydarzyło się na relacjonowanej przez TVP w porze największej oglądalności rządowej konferencji dotyczącej kryzysu uchodźczego. Zaprezentowane tam zostały materiały określone jako pozyskane z telefonów osób przebywających w ośrodkach dla uchodźców w Polsce. Wśród nich były zdjęcia o charakterze pedofilskim i zoofilskim.
Wirtualna Polska poprosiła o opinię na ten temat osoby zajmujące się prawem mediów i zagadnieniami etycznymi związanymi ze środkami masowego przekazu.
Odebrać ludziom twarze
- To w żaden sposób nie jest przypadkowe działanie – komentuje Franciszek Sterczewski, poseł Koalicji Obywatelskiej, który jeszcze przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego osobiście odwiedził teren konfliktu na granicy i próbował pomagać uchodźcom przetrzymywanym w lesie przez Straż Graniczną.
- To, co robi dziś telewizja, to kolejny etap precyzyjnie zaplanowanego procesu, którego celem jest budowanie u Polek i Polaków negatywnych emocji wobec uchodźców - dodaje.
Sterczewski wpisuje relację z konferencji w "Wiadomościach" w trwające od początku ostatniego kryzysu uchodźczego działania PiS-owskich władz.
- Na samym początku można było tam podejść, spojrzeć w twarz uchodźczyniom i uchodźcom – opowiada. - Bardzo nam, osobom, które tam wtedy były, zależało na tym, żeby pokazać tę twarz, te twarze, udowodnić, że to ludzie tacy jak my. Bo tak buduje się empatię wobec nich. Widzieliśmy to bardzo wyraźnie, kiedy opisaliśmy historię jednej z osób, którym udało nam się pomóc: to był Bahaa, młody chłopak z Syrii, stomatolog interesujący się piłką nożną i kibicujący Robertowi Lewandowskiemu.
Potem, zdaniem Sterczewskiego, swoimi kolejnymi działaniami władza skutecznie odbierała twarze uchodźczyniom i uchodźcom.
- Najpierw powstał kordon policji i Straży Granicznej, który nie pozwalał na bezpośredni kontakt z ludźmi na granicy, potem zasłaniano ich namiotami i samochodami – wylicza poseł. - Kolejny etap to wprowadzenie stanu wyjątkowego. Odsunięcie mediów i jakichkolwiek niezależnych obserwatorów i obserwatorek pozwoliło zupełnie odebrać twarze ludziom cierpiącym na granicy. Teraz przyszedł czas na kolejny etap tego procesu: minister i rządowi PR-owcy nadali uchodźczyniom i uchodźcom nowe twarze, zbudowane ze stereotypów i mitów. To skrajna obrzydliwość i definicja rasizmu: założenie, że wszystkie osoby z danej grupy mają takie same, zwykle – najgorsze, cechy.
Tabloidyzacja albo propaganda
Od strony funkcjonowania mediów i ich oddziaływania na odbiorczynie i odbiorców sprawie przyjrzał się prof. Jacek Dąbała, medioznawca i audytor jakości mediów.
- Tego typu działania w telewizji publicznej nie powinny mieć miejsca – ocenia. - Gdyby chcieć je klasyfikować, trzeba odwołać się do dwóch strategii. Pierwsza to budowanie przekazu w sposób tabloidowy. Media tego typu chętnie odwołują się do tak bezpośrednich i mocnych komunikatów, licząc na emocjonalne reakcje publiczności. To mechanizm zaczerpnięty z codziennego życia: kiedy na ulicy wydarza się wypadek, tłum biegnie przyglądać się odbywającej się na jego oczach tragedii, syci się cierpieniem innych, jękami, krwią. Tabloidy działają dokładnie tak samo. Domyślam się jednak, że TVP nie ma takich "aspiracji".
Jak w takim razie oceniać to, co pokazała publiczna telewizja w godzinach, kiedy dostęp do niej mają nawet dzieci?
- Drugim typem działalności, do której można zaliczyć to, co wydarzyło się w "Wiadomościach" to jest propaganda, czyli bezpośrednie realizowanie przez media politycznej linii władzy, w pewnym sensie działanie na jej zamówienie - wyjaśnia prof. Dąbała.
Zagrożenie dla rozwoju małoletnich
- Ustawa o radiofonii i telewizji wyraźnie głosi, że zabronione jest rozpowszechnianie treści zagrażających rozwojowi małoletnich. Jestem przekonana, że treści zaprezentowane na konferencji takie były – komentuje prof. Ewa Nowińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zajmująca się prawem mediów.
- Mówiąc szczerze, nie widzę żadnego powodu, żeby publikować takie zdjęcia, brakuje tu więc istotnego uzasadnienia społecznego takich działań. Inna rzecz, że nieznane są szczegóły dotyczące pochodzenia tych zdjęć, trzeba więc wierzyć na słowo organizatorom konferencji, że rzeczywiście zostały znalezione w telefonach ludzi w ośrodkach dla uchodźców - dodaje.
Art. 18 pkt 4 Ustawy o radiofonii i telewizji głosi, że "zabronione jest rozpowszechnianie audycji lub innych przekazów zagrażających fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi małoletnich, w szczególności zawierających treści pornograficzne lub w sposób nieuzasadniony eksponujących przemoc".
Nie można udostępniać materiałów z toczących się postępowań
- Patrząc na to z jeszcze innego prawnego punktu widzenia: warto zwrócić uwagę, że osoby, do których ewentualnie należą te zdjęcia i są ich autorami czy autorkami, nie zostały zidentyfikowane, nie wchodzi tu więc w grę ochrona indywidualnych praw tych osób. I jeszcze jeden aspekt, związany ze szczegółowymi regulacjami z zakresu procedury karnej: jeśli te materiały pochodzą z przestępstwa, a przeciwko jego sprawcom toczy się postępowanie karne, pojawia się pytanie, czy stosowny organ uchylił obowiązek ochrony życia prywatnego - dodaje prof. Nowińska.
Podobne wątpliwości ma poseł, który nie raz widział, jak Straż Graniczna traktuje osoby czekające na granicy.
- Jeśli nie toczy się przeciwko nim postępowanie karne, zabieranie ludziom telefonów i przeglądanie tego, co w nich gromadzą jest, z tego co mi wiadomo, nielegalne – twierdzi Sterczewski. - A było sporo sygnałów o tym, że Straż Graniczna dopuszcza się takich czynności, często dochodziły do nas informacje o tym, że ze szczególną skrupulatnością niszczone były kamery w telefonach.
Tę sprawę szczegółowo omawia inny zapytany przez Wirtualną Polskę prawnik.
- Nie możemy mieć pewności, skąd prokuratura wzięła zdjęcia pokazane w trakcie konferencji prasowej a następnie w mediach – komentuje adwokat Piotr Malach. - Sytuacja z uchodźcami jest na tyle skomplikowana, że do wszelkich działań naszych władz w tym zakresie osobiście podchodzę z dużą ostrożnością. Z tego, co wiem, nie przekazano również publicznie, na jakim etapie jest postępowanie karne prowadzone w sprawie zachowań rzekomo ujawnionych na zdjęciach oraz posiadania samych zdjęć. Co do zasady bowiem nie jest dozwolone publiczne ujawnianie materiałów z już toczących się postępowań karnych.
Nie było ważnego interesu publicznego
Czy z tego wynika, że przedstawiciele władz prezentujący na konferencji i w telewizji materiały ze śledztwa łamali prawo?
- Istnieje kontrowersyjna furtka umożliwiająca Prokuratorowi Generalnemu oraz kierownikom jednostek organizacyjnych prokuratury ujawnianie informacji z toczącego się postępowania przygotowawczego z uwagi na ważny interes publiczny – to art. 12 ustawy Prawo o prokuraturze – wyjaśnia Malach. - Jeżeli ten przepis był podstawą prezentacji tych kontrowersyjnych treści, to musiałyby być one przedstawione osobiście przez prokuratora, a nie osoby trzecie, po drugie musiałby faktycznie istnieć ważny interes publiczny. Nie konferencji nie zauważyłem prokuratora. Dodatkowo nie widzę w tym przypadku ważnego interesu publicznego.
Malach podaje także przykłady zbliżonych sytuacji ze swojej wcześniejszej praktyki.
- Występowałem w podobnych sprawach i jako obrońca i jako pełnomocnik pokrzywdzonych, również sprawach o "potencjale medialnym", nigdy jednak podobne treści nie były ujawniane, mimo że dotyczyły przestępstw popełnianych na terenie naszego kraju - komentuje. - Nie rozumiem, zatem skąd decyzja, aby akurat teraz ujawniać te materiały i to w taki sposób. Mogę się tylko domyślać, że motywacje były czysto polityczne. Dla mnie jednak, niezależnie jakie by one nie były, użycie tych zdjęć w taki sposób uważam za odrażające.
Na tę kwestię zwraca uwagę także poseł Franciszek Sterczewski, który zastanawia się nad tym, skąd wzięły się materiały pokazane na konferencji i "Wiadomościach", a jeśli są autentyczne, czy pozyskano je w legalny sposób.
Karalna prezentacja treści pornograficznych
Ale to niejedyny problem, jaki w tej sytuacji dostrzega Malach.
- Moim zdaniem w niniejszej sprawie można rozważać odpowiedzialność karną osób ukazujących te treści, również mediów, w świetle art. 202 Kodeksu karnego – ocenia.
Wspomniany artykuł głosi: "Kto publicznie prezentuje treści pornograficzne w taki sposób, że może to narzucić ich odbiór osobie, która tego sobie nie życzy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku."
- Doszło bowiem do prezentacji treści pornograficznych, w tym z udziałem małoletnich oraz zwierząt, w taki sposób, że mogło to narzucić ich odbiór osobie, która tego sobie nie życzy – ocenia Malach. - Wyczernienie pewnych elementów fotografii w mojej opinii nie uchyla odpowiedzialności podmiotów prezentujących te treści. Śmiem jednak wątpić, aby doszło choćby do wszczęcia postępowania karnego w tym zakresie, choć moim zdaniem żaden przepis, również cytowany art. 12 ustawy Prawo o prokuraturze nie wyłącza odpowiedzialności za ewentualne przestępstwo z art. 202 Kodeksu karnego.
Bardzo głębokie i długotrwałe skutki
Pozostaje jeszcze pytanie o skuteczność tego typu działań. Prof. Jacek Dąbała nie ma co do niego najmniejszych wątpliwości.
- To działanie niezwykle skuteczne – komentuje. - Jest nie tylko bardzo mocno oparte na silnych emocjach, ale na dodatek zostało zaadresowane do specyficznych odbiorców i odbiorczyń, takich, którzy często żywią określone obawy, uprzedzenia i niechęci, kierują się stereotypami. A zresztą nawet gdyby nie to, to wszyscy się przecież boimy różnych rzeczy, a ten przekaz jest bardzo mocno oparty na podsycaniu strachu. Nie każdy potrafi, widząc tak poruszający przekaz, myśleć z dystansem i podejść do sprawy przynajmniej neutralnie. Obawiam się więc, że obraz z tamtej konferencji prasowej będzie miał głębokie i długotrwałe skutki.
- To jest straszne, ale zarazem na swój sposób śmieszne – komentuje poseł Franciszek Sterczewski. - Na jakimś poziomie minister polskiego rządu prezentujący na konferencji tego typu materiały wygląda jak postać z Monty Pythona. Trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ale niestety, straszne jest to, że się jednak dzieje. I to kolejne przekroczenie przez polskie władze granicy obrzydliwości.