"White Lines"? Nie róbcie sobie tego. Wielkie rozczarowanie serialem twórcy "Domu z papieru"
"White Lines" zapowiadano jako odważny, kontrowersyjny serial pełen seksu (nawet orgii), narkotyków i z wciągającą zagadką kryminalną. "Wciąga" się tam rzeczywiście dużo, ale widzowie w serial raczej się nie wciągną. Dla swojego spokoju lepiej to sobie podarować.
15.05.2020 | aktual.: 15.05.2020 21:06
Zapowiadało się obiecująco. I to bardzo. Szczególnie dlatego, że scenarzystą "White Lines" jest Alex Pina. Człowiek, który dał światu "Dom z papieru". Trudno o lepszą rekomendację. Przecież ten hiszpański serial Netfliksa bije rekordy oglądalności. Czwarty sezon obejrzano w ponad 64 mln gospodarstwach domowych na świecie. "White Lines" nie powtórzy tego sukcesu. To wielkie rozczarowanie.
Szkoda, bo pomysł jest całkiem niezły. 20 lat po zaginięciu brata (Tom Rhys Harries jako Axel Walker), na Ibizę przylatuje jego siostra - Zoe Walker (w tej roli Laura Haddock)
. Ciało chłopaka znaleziono zakopane na pustyni. Miejsce jest kluczowe. To ziemia, która należy do lokalnego biznesmena (działalność prowadzi w stylu mafijnym, żeby mieć jasność), Andreu Calafata.
Calafat jest przekonany, że za śmiercią chłopaka stoi jego najbliższa rodzina - syn i żona, którzy na Ibizie prowadzą nocne kluby, w których więcej jest kokainy niż dobrej muzyki. Zaczyna swoje małe śledztwo. Drugie na własną rękę prowadzi siostra Axela, która przy okazji mierzy się z demonami przeszłości.
W zapowiedziach powtarzanych w internecie przeczytacie, że serial to jazda bez trzymanki, że jest dużo ostrych scen, uzupełnionych czarną komedią. Wszystko to jednak bardzo kuleje.
Orgie i kokaina
Alex Pina w swoim scenariuszu odhacza "kontrowersyjne" sceny i wątki, jakby wcześniej zrobił sobie listę o tytule: "jak można szokować widzów w kilku prostych krokach".
Jest scena orgii z udziałem bogaczy (przypomina scenę z "Wiedźmina", tylko jest tam jeszcze mniej emocji). Jest scena, w której żona Calafata masturbuje księdza. Jest scena, w której rumuńscy przemytnicy kokainy łamią nogę DJ-owi, przyjacielowi zmarłego Axela. Jest scena policyjnego pościgu, w trakcie którego główna bohaterka wyrzuca przez okno auta 7 paczek pełnych kokainy.
Oho, kontrowersje! Fakt, te poszczególne sceny nie są może wyrwane z dobranocki, ale wszystko to połączone jest w jedną papkę, która nie ma najmniejszego sensu.
Główna bohaterka działa idiotycznie, niemal jak małe dziecko. W przedziwnych momentach dzwoni do swojej dawnej psychoterapeutki i opowiada jej o przestępstwach, których jest świadkiem. Kobieta słucha Zoe, jakby ta tłumaczyła jej przepis na chleb bananowy.
Absurdów jest znacznie więcej. Żeby was ostrzec: jest scena, w której gangsterzy wyglądający jak pracownicy pływalni torturują DJ-a, podejrzewanego o morderstwo. Przywiązują gościa do potężnych głośników i puszczają na całą parę muzykę elektroniczną. Oni kiwają sobie głowami do rytmu, a DJ wije się w konwulsjach. Śmierć Hanki Mostowiak w kartonach to pikuś.
Ibiza, dom patologii
Źle się patrzy na to, co pokazują też pozostali bohaterowie. "White Lines" to serial o dużych dzieciach.
Są dwie przestrzenie czasowe, w jakich rozgrywają się wydarzenia. Twórcy pokazują urywki z życia młodego Axela i jego przyjaciół. Wyrywają się z smutnego, deszczowego Manchesteru. Padają górnolotne słowa, że nikt nie będzie ograniczał ich wolności i mówił, jak mają żyć. A gdzie można być bardziej wolnym, jak nie na Ibizie, zostając królem imprez...
Królami zostali i co z tego. Wszyscy po kolei są ofiarami dążenia do tej upragnionej wolności od problemów. Po 20 latach zostało im już tylko wciąganie narkotyków i zapijanie ich herbatkami z grzybów.
"White lines" to męcząca jazda po Ibizie. Scenariusz Alexa Piny to największy dramat tego serialu. Wszyscy wiemy, że bohaterowie stworzonego przez niego "Domu z papieru" też nie grzeszą inteligencją, ale widzowie łatwo wciągają się w ich historie.
Tu tego nie ma. Nie da się polubić tych postaci. Nie da się nawet wciągnąć w tę zagadkę kryminalną, z której twórcy robią telenowelę.
Tak, musicie wiedzieć, że "White Lines" bliżej jest do pierwszej z brzegu telenoweli niż do "Narcos". Alexa Pinę można wysłać jedynie do pracy nad 5. sezonem "Domu z papieru". Jeśli "White lines" miało być jego sposobem na miliony (dolarów i widzów), to bardzo mu to nie wyszło.