Walentyna zachwala "Sanatorium miłości". Udział w programie ją odmienił
Walentyna Kozioł o "Sanatorium miłości" wypowiada się w samych superlatywach. Trudno jej się dziwić. Udział w programie TVP dodał sympatycznej seniorce skrzydeł.
Nieśmiała, skromna, cicha, z takimi cechami początkowo kojarzyła się Walentyna Kozioł w "Sanatorium miłości". Szybko jednak ujęła wszystkich empatią i pogodą ducha. Gdy Walentyna została uznana przez pozostałych uczestników show kuracjuszką odcinka, nie posiadała się z radości. Do tej pory kobieta uchodziła za "szarą myszkę", jednak świadomość, że jest lubiana i zauważana, odmieniła ją i dodała skrzydeł.
- Teraz zacznę żyć - mówiła. Tytuł bardzo podniósł ją na duchu. - To nie jest błahostka. To jest coś do przemyślenia, jestem coś warta - podkreślała.
- Moje życie zupełnie się zmienia - wyznała Walentyna, która ma wiele przykrych wspomnień. Nie było jej łatwo ani w dzieciństwie, ani gdy dorosła. Choć bez wahania wyjawiła, że do najpiękniejszych momentów życia zalicza narodziny dzieci, przyznała, że nie miała szczęścia w miłości.
- Widzę, ile straciłam - powtarzała, ale przysięgła, że wszystko nadrobi. Marcie Manowskiej, a przy okazji widzom, opowiedziała w programie co nieco ze swojej smutnej biografii.
Jej mamę wywieziono na Syberię z najbliższymi, którzy szybko zmarli. Została sama z trojgiem rodzeństwa. Kobieta była źle traktowana. Musiała wyjść za mąż za Rosjanina, by zyskać poczucie bezpieczeństwa. Urodziła pięcioro dzieci. Przeżyła głód i wiele ciężkich chwil.
Powrót do ojczyzny okazał się zbawienny. W Polsce zwykłe warunki były dla niej luksusem. Jak czytamy w "Rewii", próba uporządkowania tych wspomnień i spisania życiorysu mamy była dla seniorki wyjątkowo trudna.
Powrót do przeszłości sprawił, że z mocą dała o sobie znać depresja. Pomocy szukała u specjalistów. Stwierdzono u niej zespół stresu pourazowego. - Zgodnie z zaleceniami lekarzy miałam nie wracać do wspomnień - wyjawiła "Rewii".
Czuła, że potrzebuje życiowej zmiany. Gdy dowiedziała się o poszukiwaniach kandydatów do "Sanatorium miłości", pod wpływem impulsu zdecydowała się zgłosić. - Nie wiem, co się stało. Mój psycholog twierdzi, że w końcu zdecydowałam się na rewolucję w życiu! - cytuje słowa seniorki "Rewia".
Postawiła wszystko na jedną kartę i z dużą dozą niepewności pojechała do Ustronia. Wątpliwości związane z udziałem szczęśliwie szybko się rozwiały. Już w pierwszych odcinkach programu seniorka stwierdziła, że to była jedna z najlepszych decyzji. Marcie Manowskiej wyznała, że chwile spędzone w uzdrowisku zalicza do najszczęśliwszych w życiu.
- To dobro, które mnie spotkało, oddam innym - mówiła uradowana w programie. Teraz, podobnie jak Małgorzata Zimmer, udział w programie poleca innym. Sama znalazła w nim przyjaźń i sympatię w osobie kolegi z turnusu, Ryszarda Kruszelnickiego. - Chcę powiedzieć wszystkim kobietom, które myślą, że im się już nic nie należy, są zakompleksione: każdy z nas jest kimś! Trzeba żyć! – mówiła, goszcząc w "Pytaniu na śniadanie".
Kuracjuszka w programie TVP znalazła zdecydowanie więcej niż przyjaźń z pozostałymi uczestnikami czy nowe pokłady spontaniczności. Z nową energią i nadzieją otworzyła się na to, co przyniesie przyszłość. - Udział w "Sanatorium miłości" według moich lekarzy dał mi więcej, niż wieloletnia psychologiczna terapia! - podsumowała radośnie.