Walczy na pierwszej linii z koronawirusem. Szelągowska wyremontowała jej mieszkanie
W czym tkwi sekret "Totalnych remontów Szelągowskiej"? Zmieniają mieszkania, a przez to często i życie osób, do których sami chcielibyśmy wyciągnąć pomocną dłoń. A najlepsze jest to, że uczestnicy niczego się nie spodziewają.
"Totalne remonty Szelągowskiej" to prawdziwy powód do dumy dla stacji TVN. Format może okazać się prawdziwym hitem. Pozytywna energia ekipy Doroty Szelągowskiej z impetem wparowuje w codzienność ludzi, którzy przez życiowe zakręty mieszkają w fatalnych warunkach. Bohaterowie programu zgłaszani są przez najbliższych, przez co na ekranie mamy do czynienia z autentycznym zaskoczeniem z ich strony.
Na początku są zdezorientowani, a później, gdy już dociera do nich, co właściwie się dzieje, odbiera im mowę i płaczą ze szczęścia. Gdy Julka ze Szczecina została złapana przez ekipę pod szpitalem, w którym pracuje, nawet mi napłynęły łzy do oczu. Jej reakcja była nieziemska, bez cienia sztuczności.
Dziewczyna właśnie wracała ze szkolenia po 24-godzinnym dyżurze na oddziale ratunkowym w otoczeniu współpracowników, których nazywa swoją drugą rodziną. O pierwszej młoda pielęgniarka nie chciała mówić. Okazało się, że mają nieco napięte stosunki.
Bardzo ciekawe było to, że mogliśmy zobaczyć, jak ekipa i reżyser pracowali nad tym, aby zaskoczyć uczestniczkę programu. Gdy dziewczyna zobaczyła kamery i Dorotę Szelągowską, była w szoku, a koleżanki, które stały za całą sprawą, płakały ze szczęścia, widząc jej reakcję. Wcześniej wypowiadały się do kamer, że Julia jest dobrą, bezinteresowną, bardzo pracowitą i pomocną osobą, na którą zawsze można liczyć, a której życie nie oszczędzało.
Woli SOR od swojego domu
Wcześniej wymienione cechy nie wystarczają do tego, aby wygrać remont u Szelągowskiej. Trzeba mieć jeszcze dom w opłakanym stanie. I w takim właśnie mieszkała młoda pielęgniarka ze Szczecina. W 30-metrowej kawalerce Julki królowały prowizoryczne patenty i trendy sprzed kilkudziesięciu lat, czyli z czasów, gdy przeprowadzono ostatni remont. Przez to rzadko bywała w domu i znacznie lepiej czuła się na Oddziale Ratunkowym niż we własnych czterech ścianach.
Julii z pensji nie udało się odłożyć na odnowienie mieszkania i wszelkie wnętrzarskie marzenia przekładała "na potem". A wśród nich była kuchnia w kolorze butelkowej zieleni oraz okrągły stół. A co ekipa Doroty Szelągowskiej zmieniała w mieszkaniu sympatycznej pielęgniarki? Właściwie wszystko. Poleciały ściany, kafelki, podłogi, boazerie i pawlacze. Uwzględniono też preferencje właścicielki mieszkania.
Szelągowska postanowiła zupełnie przemienić charakter czterech kątów Julii. Prowadząca urządziła je w bardzo eleganckim stylu. Nie zabrakło oczywiście wymarzonych elementów, czyli okrągłego stołu i przestronnej kuchni w ulubionym kolorze pielęgniarki. Efekt był powalający, a zaproponowane rozwiązania praktyczne.
Finałowa prezentacja wyremontowanego mieszkania to ogromne emocje dla uczestników. I choć Julka myślała o tym, aby na finał zaprosić rodziców, ostatecznie towarzyszyli jej przyjaciele z oddziału.
Gdy pielęgniarka zobaczyła, jak wyglądała jej mieszkanie, stanęła jak wryta, zrobiła kilka kroków w tył i wyszła z mieszkania. Nie mogła uwierzyć, że będzie teraz mieszkać w tak pięknym miejscu. Przebitki z prezentacją jej domu przed i po remoncie są najlepszym dowodem na to, że Szelągowska odwaliła kawał dobrej roboty.
Praca w szpitalu to wstyd?
Program był nagrywany po zniesieniu obostrzeń w trakcie wciąż trwającej pandemii. Nic więc dziwnego, że w odcinku, którego bohaterką była pracownica służby zdrowia, pojawił się temat koronawirusa. Pielęgniarki na początku nie chciały zbyt wiele mówić o tym, co myślą.
Oddziałowa nieśmiało przyznała, że dwie osoby od marca nie pojawiły się w pracy. Później inna pielęgniarka opowiedziała o tym, jak podle została potraktowana przez sąsiadów, tylko dlatego, że pracuje w szpitalu. W tym momencie w oczach pozostałych koleżanek pojawiły się łzy. Było jasne, że sytuacje, w których są wytykane palcami i traktowane jak trędowate, są na porządku dziennym.
Pod koniec rozmowy padła propozycja, aby wszystkie osoby, które nie wierzą w pandemię i koronawirusa, zgłosiły się do pracy na Oddział Chorób Zakaźnych, na którym brakuje personelu. Dorota Szelągowska przyznała, że chciałaby, aby ten fragment programu zmienił zdanie chociaż jednego sceptyka i krytyka. Wiara w to, że chociaż jedna osoba zobaczy teraz w pracownikach służby zdrowia drugiego człowieka, któremu należy się szacunek, była piękną puentą spotkania z pracownikami szpitala.