Walczy na pierwszej linii z koronawirusem. Szelągowska wyremontowała jej mieszkanie
W czym tkwi sekret "Totalnych remontów Szelągowskiej"? Zmieniają mieszkania, a przez to często i życie osób, do których sami chcielibyśmy wyciągnąć pomocną dłoń. A najlepsze jest to, że uczestnicy niczego się nie spodziewają.
12.10.2020 22:04
"Totalne remonty Szelągowskiej" to prawdziwy powód do dumy dla stacji TVN. Format może okazać się prawdziwym hitem. Pozytywna energia ekipy Doroty Szelągowskiej z impetem wparowuje w codzienność ludzi, którzy przez życiowe zakręty mieszkają w fatalnych warunkach. Bohaterowie programu zgłaszani są przez najbliższych, przez co na ekranie mamy do czynienia z autentycznym zaskoczeniem z ich strony.
Na początku są zdezorientowani, a później, gdy już dociera do nich, co właściwie się dzieje, odbiera im mowę i płaczą ze szczęścia. Gdy Julka ze Szczecina została złapana przez ekipę pod szpitalem, w którym pracuje, nawet mi napłynęły łzy do oczu. Jej reakcja była nieziemska, bez cienia sztuczności.
Dziewczyna właśnie wracała ze szkolenia po 24-godzinnym dyżurze na oddziale ratunkowym w otoczeniu współpracowników, których nazywa swoją drugą rodziną. O pierwszej młoda pielęgniarka nie chciała mówić. Okazało się, że mają nieco napięte stosunki.
Bardzo ciekawe było to, że mogliśmy zobaczyć, jak ekipa i reżyser pracowali nad tym, aby zaskoczyć uczestniczkę programu. Gdy dziewczyna zobaczyła kamery i Dorotę Szelągowską, była w szoku, a koleżanki, które stały za całą sprawą, płakały ze szczęścia, widząc jej reakcję. Wcześniej wypowiadały się do kamer, że Julia jest dobrą, bezinteresowną, bardzo pracowitą i pomocną osobą, na którą zawsze można liczyć, a której życie nie oszczędzało.
Woli SOR od swojego domu
Wcześniej wymienione cechy nie wystarczają do tego, aby wygrać remont u Szelągowskiej. Trzeba mieć jeszcze dom w opłakanym stanie. I w takim właśnie mieszkała młoda pielęgniarka ze Szczecina. W 30-metrowej kawalerce Julki królowały prowizoryczne patenty i trendy sprzed kilkudziesięciu lat, czyli z czasów, gdy przeprowadzono ostatni remont. Przez to rzadko bywała w domu i znacznie lepiej czuła się na Oddziale Ratunkowym niż we własnych czterech ścianach.
Julii z pensji nie udało się odłożyć na odnowienie mieszkania i wszelkie wnętrzarskie marzenia przekładała "na potem". A wśród nich była kuchnia w kolorze butelkowej zieleni oraz okrągły stół. A co ekipa Doroty Szelągowskiej zmieniała w mieszkaniu sympatycznej pielęgniarki? Właściwie wszystko. Poleciały ściany, kafelki, podłogi, boazerie i pawlacze. Uwzględniono też preferencje właścicielki mieszkania.
Szelągowska postanowiła zupełnie przemienić charakter czterech kątów Julii. Prowadząca urządziła je w bardzo eleganckim stylu. Nie zabrakło oczywiście wymarzonych elementów, czyli okrągłego stołu i przestronnej kuchni w ulubionym kolorze pielęgniarki. Efekt był powalający, a zaproponowane rozwiązania praktyczne.
Finałowa prezentacja wyremontowanego mieszkania to ogromne emocje dla uczestników. I choć Julka myślała o tym, aby na finał zaprosić rodziców, ostatecznie towarzyszyli jej przyjaciele z oddziału.
Gdy pielęgniarka zobaczyła, jak wyglądała jej mieszkanie, stanęła jak wryta, zrobiła kilka kroków w tył i wyszła z mieszkania. Nie mogła uwierzyć, że będzie teraz mieszkać w tak pięknym miejscu. Przebitki z prezentacją jej domu przed i po remoncie są najlepszym dowodem na to, że Szelągowska odwaliła kawał dobrej roboty.
Praca w szpitalu to wstyd?
Program był nagrywany po zniesieniu obostrzeń w trakcie wciąż trwającej pandemii. Nic więc dziwnego, że w odcinku, którego bohaterką była pracownica służby zdrowia, pojawił się temat koronawirusa. Pielęgniarki na początku nie chciały zbyt wiele mówić o tym, co myślą.
Oddziałowa nieśmiało przyznała, że dwie osoby od marca nie pojawiły się w pracy. Później inna pielęgniarka opowiedziała o tym, jak podle została potraktowana przez sąsiadów, tylko dlatego, że pracuje w szpitalu. W tym momencie w oczach pozostałych koleżanek pojawiły się łzy. Było jasne, że sytuacje, w których są wytykane palcami i traktowane jak trędowate, są na porządku dziennym.
Pod koniec rozmowy padła propozycja, aby wszystkie osoby, które nie wierzą w pandemię i koronawirusa, zgłosiły się do pracy na Oddział Chorób Zakaźnych, na którym brakuje personelu. Dorota Szelągowska przyznała, że chciałaby, aby ten fragment programu zmienił zdanie chociaż jednego sceptyka i krytyka. Wiara w to, że chociaż jedna osoba zobaczy teraz w pracownikach służby zdrowia drugiego człowieka, któremu należy się szacunek, była piękną puentą spotkania z pracownikami szpitala.