Trzy lata temu serial przewidział atak Putina na Ukrainę. Przerażająca wizja przyszłości
Jest rok 2022. Po oskarżeniach o prowokowanie niepokojów na świecie Rosja wypisuje się z organizacji międzynarodowych. Wojska Putina wkraczają na Ukrainę, by "utrzymać stabilność" w bratnim kraju, wywołując falę uchodźców, która szybko zalewa Europę. Coś wam to przypomina?
21.03.2022 | aktual.: 21.03.2022 17:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie, to, co przeczytaliście na wstępie, to nie krótkie streszczenie wydarzeń z ostatnich czterech tygodni, a zaledwie jeden z kilku przerażających, jak pisze o nich nawet stroniący od tego typu określeń brytyjski "Guardian", wątków serialu "Rok za rokiem", który swoją premierę miał niespełna trzy lata temu. Tak, dobrze czytacie. Już w 2019 roku BBC z przygnębiającą precyzją pokazało, jak będzie wyglądać teraźniejszość.
"Years and Years", bo tak brzmi oryginalny tytuł serialu stworzonego w koprodukcji z HBO, mimo dość atrakcyjnej formy i brawurowej roli Emmy Thompson, w roku poprzedzającym pandemię koronawirusa przeszedł niestety bez większego echa. Produkcja, która jednogłośnie została okrzyknięta zarówno przez krytyków, jak i widzów serialem kapitalnym (obie frakcje wystawiły jej po 90 proc. pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes), zbliżonym klimatem do prezentowanego na Netfliksie "Czarnego lustra", nie została jednak tak wielkim hitem, jak ten ostatni.
Trudno jednoznacznie wskazać przyczynę takiego stanu rzeczy. Samo HBO jeszcze w 2019 roku nie miało na pewno tak bombastycznego marketingu jak ich bezpośredni streamingowy konkurent (wszak HBO Max powstało dopiero rok później), a obecność produkcji na wyłącznie nieistniejącej już dziś platformie HBO GO czy we wspomnianym BBC nie dawało mu większej szansy na stanie się "serialem, o którym mówi internet". Nie stał się nim także w latach 2020-2021, czyli latach pandemii koronawirusa, pomimo faktu, iż w "Rok za rokiem" podobna pandemia (wraz z jej przyczynami i skutkami) również została trafnie przewidziana. Czy ma szansę dotrzeć do szerszych mas teraz?
To zależy, na ile ludzie będą skorzy zajrzeć do przyszłości, by już dziś sprawdzić, jakie mogą być potencjalne skutki zbrojnych agresji, napięć geopolitycznych, zmian klimatu czy nawet używania taktycznych pocisków jądrowych wymierzanych w strategiczne cele przeciwnika. Twórca i scenarzysta "Roku za rokiem" (a wcześniej m.in. "Doktora Who"), Russell T. Davies, wydaje się bardzo trafnie analizować to, co ma miejsce teraz i jakim echem będzie się odbijać przez kilka kolejnych lat. Oczywiście, o ile ludzie się nie opamiętają i przestaną dawać się manipulować kolejno: propagandzie, populistom i radykałom.
Głównym bohaterem (tu, dość wyjątkowo, zbiorowym) serialu jest rodzina Lyonsów, która zostaje wrzucona w tryby historii, nierzadko ulegając zmieleniu przez jej szaleńczy bieg. To właśnie na ich przykładzie pokazane są wszelkie zachodzące w społeczeństwie zmiany, które są wypadkową procesów zachodzących na świecie. Lyonsowie jako rodzina to zbiór kilkunastu jakże od siebie odmiennych indywiduów z praktycznie każdej istniejącej mniejszości. I chociaż mocno homogenicznym rodzinom polskim trudno będzie postawić się na ich miejscu, tak sceny ponoszenia porażek w starciu z historią współczesną poszczególnych jej członków zdecydowanie ułatwią wyobrażenie sobie samych siebie w podobnych sytuacjach. Wszak niektórzy z nas, tak jak i oni, już w lutym 2022 roku tłumnie stawili się przed bankomatami (obawiając się utraty płynności finansowej), stacjami paliw (śledząc wzrost cen paliwa) czy urzędami wydającymi paszporty (chcąc w bliższej czy dalszej perspektywie opuścić kraj).
Lyonsowie, oprócz rosyjskiej inwazji na Ukrainę, są jednak świadkami jeszcze donośniejszych wydarzeń. Wśród nich m.in. śmierci królowej Elżbiety II (jeszcze w roku 2022) i Angeli Merkel (2023), ukraińskiego kryzysu uchodźczego (2022-2030), ograniczania swobód obywatelskich przez odgradzanie poszczególnych dzielnic dużych miast, wzrostu odsetka ludzi wierzących w pseudonauki (płaska ziemia, brak zarazków, tzw. "plandemie"), wyginięcia prawie połowy populacji ptaków świata i większości owadów, używania deepfake’ów przez polityków, drugiej tury prezydentury Trumpa w USA (i wywołaniu przez niego prawdziwej wojny z Chinami), upadku banków i straty pieniędzy przez mieszkańców (2022), zapaści firm farmaceutycznych i braku leków na rynku, dojścia Le Pen do władzy we Francji (2027), dojścia skrajnej lewicy do władzy w Hiszpanii, Grexitu, bankructwa Węgier, długotrwałych przerw w dostawach prądu, głodu, rozprzestrzenienia się nowej odmiany grypy, kilkudziesięciodniowych deszczów i powodzi, przymusowego dzielenia się mieszkaniami z innymi w związku z kryzysem mieszkaniowym czy przymusowej relokacji coraz większej liczby uchodźców do obozów przypominających te koncentracyjne. Niewesoło, prawda? A to zaledwie tylko część rzeczy pojawiających się w "Roku za rokiem".
Świat stworzony przez Russella T. Daviesa nie należy do najprzyjemniejszych miejsc. Co gorsza, jego przewidywania, jeśli spojrzeć na to, o czym w ostatnim czasie donoszą i co relacjonują media, nie są jakoś szczególnie oderwane od rzeczywistości. Oglądanie dziś "Roku za rokiem" w kontekście tego, co dzieje się w Ukrainie (a co scenarzysta przewidział na długo przed pierwszym klapsem serialu w 2019 roku) można przyrównać do uderzenia obuchem w tył głowy. Nawet jeśli wszystkie wypisane tu potencjalne scenariusze dla świata jeszcze się nie urzeczywistniły.
A to, że mogą, nie jest do końca niemożliwe. Bo kto oprócz samego Putina i jego współpracowników jeszcze pół roku temu wierzył, że Rosja będzie zdolna niesprowokowana wywołać wojnę, która prawdopodobnie na zawsze zmieni europejskie, jeśli nie światowe, status quo? Kto, oprócz twórcy "Years nad Years", rzecz jasna?