"Kuchenne rewolucje". Totalna porażka. Ta rewolucja musiała skończyć się klapą
23.09.2021 20:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ta "kuchenna rewolucja" z góry była skazana na klęskę. Mimo iż Magda Gessler kilka razy załamała się stanem lokalu, uparcie próbowała pomoc jego ekipie. Niestety, najszczersze dobre chęci zdały się właściwie na nic.
Magda Gessler tym razem pojawiła się w Piekarach Śląskich. Położony na gęsto zaludnionym osiedlu lokal Tasty znajdował się w trudnej sytuacji. Gości było jak na lekarstwo, ale nie tylko z powodu przeciągającego się lockdownu, o czym Gessler miała się niebawem przekonać. Na starcie zauważyła, że w lokalu unosi się brzydki zapach, ale wierzyła, że mimo tego w miejscu, w którym się znalazła, będzie "tasty", czyli smacznie.
Kelnerka i jednocześnie sprzątająca poleciła jej burgera, zupę serową i pizzę. Restauratorka czekała ponad godzinę. Dania owszem, były przygotowywane, ale kompletnie od zera i w zupełnym chaosie. Gessler, nie mówiąc wiele… wywróciła stół i wyszła. Podjęła próbę ponownie, gdy była w hotelu. Zamówiła na wynos, ale i tym razem czekała prawie dwie godziny.
W kuchni "Tasty" wciąż panował chaos, mimo że wpłynęły dwa duże zamówienia, właściciel kazał pracownikom najpierw zająć się zamówieniami abonamentowymi, a dopiero później nowymi. Kiedy Gessler w końcu otrzymała swoje zamówienie i przekonała się o jakości dań, nie wytrzymała i wróciła do knajpy.
Szybko okazało się, że nikt nie potrafi gotować. Prócz Denisa, młodego pomocnika kuchennego, jedynego, który wykazywał się zapałem do pracy na kuchni. Chłodno jednak oceniał sytuację. - Tu jest katastrofa - mówił.
Gessler szybko wytknęła właścicielowi, że wszystko śmierdzi tłuszczem i prawdopodobnie brudnym sprzętem, na którym przygotowywane jest jedzenie. Kazała więc wypić mu olej z frytury, a później… nałożyła mu na głowę papierową torbę.
- Powinieneś ze wstydu zakryć twarz - rzuciła wściekła. - Mogłem się tego spodziewać - odparł właściciel Tomasz.
Właściciel lokalu sprawiał wrażenie kogoś, kto chciałby coś zmienić w restauracji, ale nie bardzo przejmuje się tym, co dzieje się wokół niego. Zresztą pracownicy wytykali mu niezorganizowanie i problem z wypłacalnością. Choć ten zapewniał, że kłopoty wynikają z lockdownu.
Prawdziwe kłopoty wynikały jednak z tego, co działo się na kuchni. A tam bałagan przechodził wyobrażenie Gessler. Restauratorka przeszła przez nią jak tornado – latały sprzęty, talerze i śmieci. Do rewolucji dopuściła ekipę warunkowo – jeśli doprowadzą kuchnię do stanu używalności.
Restauratorka chciała tam zrobić lokal z prostymi śląskimi daniami, a personel nauczyć podstaw śląskiej kuchni. Szkolenie się odbyło, remont lokalu ruszył, ale właścicielowi trudno było zorganizować na nowo kuchnię. W efekcie nikt nie mógł skupić się na gotowaniu, bo nie było nawet kuchenki.
Gessler miała dość i uznała, że żadnej kolacji nie będzie. Zapowiedziała jednak, że wróci standardowo po kilku tygodniach i sprawdzi, czy mimo wszystko udało się postawić restaurację na nogi. Nie pomogły nawet kwiaty. Gessler nie chciała mieć nic wspólnego z niezgranym zespołem.
Wróciła na miejsce po 10 tygodniach, a jej oczom ukazał się zamknięty budynek z zerwanym nowym szyldem, a w środku jeszcze większy bałagan i chaos niż podczas rewolucji. Przypadkowo przechodzący mieszkaniec Piekar przyznał, że od pobytu Gessler nic tam się nie działo.
Restauratorka z rozczarowaniem rozłożyła ręce, stwierdzając na koniec, że szkoda, bo mieszkańcy mieliby tam naprawdę fajną knajpę. Miejsce do rozkręcenia gastronomicznego biznesu było idealne.