Zza kulis kultowego programu. "Dzieci były wykorzystywane. Nikt specjalnie o nas nie dbał"
"Tik-Tak" był swego czasu najpopularniejszym programem dla dzieci. Występowali w nim m.in. Andrzej Marek i Ewa Chotomoska, członkowie zespołu "Fasolki" i ich rówieśnicy. Okazuje się jednak, że na planie popularnego show nie zawsze było tylko kolorowo.
Któż nie pamięta słynnego w latach 80. i 90. programu "Tik-Tak"? Prowadzącymi dziecięcego show był Pan Tik-Tak - Andrzej Marek Grabowski, którego zastąpił później Krzysztof Marzec, a także Ciotka Klotka, czyli Ewa Chotomska. Zespół "Fasolki" był ważnym elementem programu. W "Tik-Tak" mogły wziąć również udział dzieci niebędące częścią słynnego wtedy zespołu.
Barbara Jaros jako 7-letnia dziewczynka była uczestniczką popularnego show i w rozmowie z Onetem z nutką nostalgii wspomina przygodę na planie. Jak twierdzi, nie zawsze wszystko było takie kolorowe, jak wydawać by się mogło na ekranie telewizora:
- Pamiętam dezorganizację, to mnie najbardziej uwierało, ale mimo wszystko bawiłam się dobrze. Zabierali nas w różne miejsca, kręciliśmy program na ulicach Warszawy, w studio na Woronicza, ale też w mieszkaniach. Raz nagrywali u nas w domu, gdy mieli jakąś awaryjną sytuację. Mi się to podobało, ale moim rodzicom już niekoniecznie. Ekipa przyszła na cały dzień, zostawili bałagan, nie dostaliśmy żadnej zapłaty, a nawet czekolady dla dzieci... Takie "dzikie lata 90.".
Jaros podkreśla, że występy dzieci w telewizji wiązały się się z pracą za darmo, a samą nobilitacją było pojawienie się na szklanym ekranie, o czym większość dzieci mogła tylko pomarzyć. Jednocześnie zaznacza, że podczas nagrań nie było zapewnionej odpowiedniej opieki, a na planie zdarzały się różnego rodzaju urazy.
- Pamiętam jedną sytuację. Podczas nagrań miałam biec do stołu, coś musiałam podać i usiąść. Za każdym razem miałam biec szybciej i w końcu się przewróciłam - dość mocno się potłukłam, bolało mnie mocno. Do tej pory to pamiętam. Moja mama była wtedy wściekła. Jak zapytałam ją o to dziś, to wspomina, że nikt się tym nie przejął, wzięli następne dziecko, nie poprawili warunków na planie. Tam był jakiś materiał pozwijany na podłodze i stąd ten wypadek. (...) Zdaniem mojej mamy, dzieci były wykorzystywane. To trwało długimi godzinami, nikt specjalnie o nas nie dbał.
Mimo nieperfekcyjnych warunków na planie, Barbara Jaros jest wdzięczna za udział w tak kultowej produkcji i nie żałuje swojej przygody, która w większości była wypełniona pozytywnymi emocjami - Dla dziecka to ciekawe doświadczenie - mówi.