"Tego się, niestety, spodziewałem". Krzysztof Luft o "Resecie" TVP

- Ten cykl TVP jest skorelowany z komisją polityczną w sprawie "lex Tusk". To jest zrobione pod wybory - mówi WP Krzysztof Luft, członek rady programowej TVP i dawny kandydat do Sejmu z ramienia KO o produkcji "Reset".

Nazwisko Donalda Tuska jest codziennie odmieniane przez wszystkie przypadki na antenach TVP
Nazwisko Donalda Tuska jest codziennie odmieniane przez wszystkie przypadki na antenach TVP
Źródło zdjęć: © fot. AKPA

13.06.2023 10:41

Sebastian Łupak, Wirtualna Polska: Jak się panu podobał dokument "Reset" Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza w TVP?

Krzysztof Luft: Czuć było pieniądze. Było to zrobione na bogato. Te wszystkie zdjęcia z dronów latających wokół warszawskich wieżowców - widać, że zostały wydane na to ogromne środki. W końcu to blisko 3 miliardy środków publicznych.

No i ta stylizacja. Panu Rachoniowi wydaje się, że jest Bogusławem Wołoszańskim, ale tylko mu się wydaje.

Nie przekonał pana jako narrator?

Różnica jest taka, że Wołoszański był prawdziwą osobowością, dziennikarzem, który szukał odpowiedzi na pytania, a nie propagandzistą, szukającym argumentów do poparcia założonych tez, wpisujących się w aktualną linię władzy.

Widać też ogromne wsparcie rządu przy tym filmie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W jakim sensie to widać?

Zdziwiło mnie na przykład, że pan Rachoń z taką swobodą porusza się po wnętrzach KPRM [Kancelaria Prezesa Rady Ministrów – red.]. Byłem rzecznikiem rządu Jerzego Buzka w latach 1999-2001 i nie zdarzyło się wtedy, żeby ekipa telewizyjna z taką swobodą chodziła sobie po tych pomieszczeniach. A Rachoń wychodzi z części, która jest chroniona jako przestrzeń premierowska. Te fragmenty KPRM musiały być wyłączone na czas kręcenia filmu. Zdjęcia były kręcone także w budynku rządowym na lotnisku Okęcie.

Poza tym autorzy mają dostęp do wszelkich możliwych dokumentów rządowych. Najwyraźniej więc Rachoń i Cenckiewicz mają co najmniej wszelkie wsparcie władzy.

A jakie jest oczekiwanie władzy?

Żeby połączyć Tuska ze wszystkim, co najgorsze w Rosji. Ten cykl TVP jest skorelowany z komisją polityczną w sprawie "lex Tusk". To jest zrobione pod wybory.

Jest to może nieco bardziej finezyjne niż wcześniejszy film TVP Marcina Tulickiego. U niego słowa Tuska z 2007 roku, że "chcemy dialogu z Rosją taką, jaka ona jest", ilustrowano obrazami masakry w Buczy w 2022 roku. Pokazywano słynne zdjęcia ofiar obecnej wojny. Tutaj połączono Tuska z otruciem Litwinienki w 2006 roku, co przynajmniej jest nieodległe w czasie z początkiem rządów premiera Tuska. Choć oczywiście związek Tuska z tym morderstwem jest żaden.

Wypowiadają się tylko eksperci jednej strony...

W tych zdarzeniach z lat 2007-2014 brały udział różne osoby, które mogą rożnie, interpretować fakty. Są też historycy i eksperci, którzy całkiem inaczej opisują ówczesną politykę wobec Rosji. Ale w tym filmie o wszystkim mówi się w sposób skrajnie jednostronny i całkowicie wybiórczy - pod polityczne tezy formułowane od dawna przez środowisko władzy. Tego się, niestety, spodziewałem.

Nawet w sprawie takiego "drobiazgu" jak kompleks budynków w Warszawie, zdewastowanych przez lata użytkowania przez Federację Rosyjską, które stanowią scenografię sporej części filmu. Od kilku miesięcy Rosjan już tam nie ma, ale nie jest to bynajmniej efekt działania rządzącej Polską od ośmiu lat prawicy, tylko obecnego prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego - jednak o tym widz się z tego filmu oczywiście nie dowiedział.

Sebastian Łupak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Teleshow
tvpdonald tuskmichał rachoń
Zobacz także