Tańce i różowy tort. "Sprawa dla reportera" stała się własną karykaturą
Ostatni odcinek "Sprawy dla reportera" dostarczył kolejnej dawki ciarek żenady. Zapowiadany jako odcinek romantyczny, o miłości, przedstawił historię małżeństwa Teresy i Adama Gołębiewskich, którzy są w trakcie rozwodu i toczą ze sobą wojnę o dostęp do wanny z hydromasażem.
10.02.2022 | aktual.: 10.02.2022 22:59
- Napisała do mnie z dna rozpaczy pani Teresa, zagrożona bezdomnością katechetka. Opisuje mi ukochanego męża, miłośnika egzotycznych przygód i podróży. Dziś zakochani po 30 latach walczą o willę z jacuzzi i dostęp do sypialni – zapowiedziała reportaż gospodyni programu Elżbieta Jaworowicz, po czym upomniała zaproszoną do studia panią Teresę, by nie płakała.
Z reportażu wynikało, że mąż pani Teresy miał słabość do samotnych zagranicznych podróży. Problemy zaczęły się, gdy kobieta domyśliła się, że te podróże wcale takie samotne nie są, bo mężowi towarzyszą kochanki. W reportażu przedstawiono na to dowód - puszczono nagranie, na którym rzekomo mąż pani Teresy wyznaje miłość swojej kochance.
W reportażu pojawiła się też wspomniana wanna z hydromasażem, o którą, jak się zdaje, toczy się walka. Klucz do pomieszczenia ma pan Adam, ale sam nie może z niej korzystać, bo, jak mówi, żona na dole wykręciła korki i wanna nie działa.
Miłość się skończyła, ale pani Teresa nie chciała zgodzić się na rozwód. Jej adoptowana córka Klaudia mówiła, że matka próbowała nakłonić męża, by zmienił decyzję o rozwodzie. Ten jednak wyśmiewał jej starania.
- Mężczyźni są żywotni, na naturę nic pani nie poradzi – skwitowała Jaworowicz zdrady pana Adama. Wszak "Sprawa dla reportera" ocieka stereotypowymi stwierdzeniami.
Kolejne padło już w studio, gdy zgromadzeni w nim eksperci, dobrani według przedziwnego klucza (w tym odcinku widzieliśmy m.in. posła Jarosława Sachajko oraz Beatę Pawlikowską. Standardowo był też mecenas Piotr Kaszewiak), komentowali sprawę pani Teresy. Gdy okazało się, że pani Teresa potrafi majsterkować, usłyszała, że "kobieta nie może wnosić tych umiejętności do domu. Bo który chłop chce mieć w domu chłopa w spódnicy?"
Kolejny materiał dotyczył byłego stoczniowca, pana Tadeusza, który doznał wypadku przy pracy, w wyniku którego został kaleką. Mężczyzna niestety nie dostał wysokiego odszkodowania i nie stać go na regularną rehabilitację. Tutaj Jaworowicz zrobiła to, co wychodzi jej najlepiej – postanowiła pomóc. Wraz z fundacją Caritas uruchomiła zbiórkę na poszkodowanego.
A później stała się rzecz kuriozalana. W studio zjawił się mężczyzna, który zaczął dziękować Jaworowicz za "całą jej pomoc" i wręczył jej kalendarz z obrazem Matki Boskiej oraz model statku. – Dziękuję. Chciałabym pana ucałować, ale boję się, że się zarażę – odparła Jaworowicz.
Ale to nie był koniec pochwał i autozachwytów. W studio zjawił się Piotrek, który porusza się na wózku. Jaworowicz uruchomiła dla niego zbiórkę, dzięki której zebrano 250 tys. zł. Podziękowaniom i zachwytom nie było końca. Na stół wjechał różowy tort, a za plecami Jaworowicz nagle zjawił się Zbigniew Macias, który odśpiewał piosenkę "Każdemu wolno kochać", a później porwał prowadzącą do tańca. Producenci programu zaserwowali widzom imprezę jak u cioci na imieninach.
W tym odcinku pokazano też sporo materiałów archiwalnych, które Jaworowicz realizowała w latach 80. Poważne reportaże o stoczniowcach zestawione z kiczem i tanią sensacją promowaną obecnie przez "Sprawę dla reportera" niestety tylko podkreśliły smutną prawdę o tym, że flagowy program interwencyjny TVP wygląda dziś jak własna karykatura.