"Sprawa dla reportera" wspina się na wyżyny absurdu. Kobietę oskarżono o rzucanie klątw na męża
Bohater "Sprawy dla reportera" oskarżył swoją żonę o czary. Przed kamerą Jaworowicz opowiadał, jak mieszała swój mocz ze świńską słoniną. Można nie wierzyć, ale to właśnie pokazano w nowym odcinku programu telewizji publicznej.
W latach 80. "Sprawa dla reportera" była ogromnie ważnym programem o dość rewolucyjnym charakterze. Gdy telewizja sączyła rządową propagandę, w programie zwykli obywatele mogli mówić o tym, co dzieje się w ich życiu, skarżyć się i walczyć o sprawiedliwość. Mijają lata, rządy się zmieniają, propaganda trwa w najlepsze, a i program Elżbiety Jaworowicz twardo trzyma się w ramówce. Ale to, co pokazuje się w programie, najczęściej zakrawa na absurd.
"Sprawa dla reportera" ostatnio zyskała jakby nowe życie w internecie. Program znów jest na celowniku, a to za sprawą awantur na wizji, przeplatanych występami disco polo lub wypowiedziami gwiazd zupełnie niezwiązanych ze sprawami społeczno-kryminalnymi.
Można przecierać oczy ze zdumienia, ale to nic nie da. W ostatnim odcinku (z czwartku, 3 lutego) Elżbieta Jaworowicz zaczęła program od sprawy pana Daniela, który walczy z siłami prawdziwego zła, którego uosobieniem jest jego żona.
Tak, to się wydarzyło. Pierwszy reportaż przedstawiał historię pana Daniela, którego żona rzekomo miała uprowadzić ich malutkiego syna na Ukrainę. Dziecko ma podwójne obywatelstwo. W programie rzucono co prawda, że sąd dwóch instancji (!) pozwolił matce na to, by opiekowała się synem, natomiast skupiono się na tym, że żona pana Daniela jest "przydrożną czarownicą, która przemieniła syna-Polaka w Ukraińca".
Jaworowicz i jej współpracownicy stanęli po stronie pana Daniela. W materiale nagranym w mieszkaniu rodziny pan Daniel i jego matka opowiadali o czarach, które miała rzucać kobieta. O tym, jak rzekomo oblizywała dziecko, spluwała, zbierała zioła i rzucała klątwy.
Ukrainka miała być "przemiłą dziewczyną, która pracowała przy zbiorze pieczarek", ale jak powiedziała matka pana Daniela, po ślubie zaczęło się piekło jej syna. Na czym polegało?
Kobieta chodziła ciągle w tych samych ubraniach, wszczynała awantury, miała brudne stopy i zdarzało się nawet, że wlewała do garnka swój mocz i mieszała go ze świńską słoniną. Podobno rzucała też zaklęcia na męską uległość. Co więcej, kobieta ma ponoć dalej rzucać uroki na ojca swojego syna. Jak? Za pomocą zdjęć, które pan Daniel ma cały czas w domu.
Kobieta nie miała jak się bronić. Nie wystąpiła w programie. Za to w "Sprawie dla reportera" psycholog, antropolog kultury i dwóch księży debatowało, czym jest miłość i kiedy w życiu można się zakochać.
Żeby dopełnić absurdu, w tej części wypowiedział się rapujący ksiądz Rafał Główczyński, który rzucił okrutnie stereotypowym komentarzem, że żona pana Daniela będzie teraz samotną matką, czym zgotuje piekło własnemu dziecku.
Oglądając program, można było spokojnie zapomnieć, że mamy 2022 r. Ksenofobia i uderzanie w samotne matki w jednym, kilkunastominutowym materiale.
Sprawie "czarownicy", która uciekła od męża, poświęcono prawie cały program. Jaworowicz opowiedziała jeszcze o rodzinnej awanturze o spadek po dziadku. Zaprosiła do studia dwie kobiety, które są przekonane, że bezprawnie je odsunięto od spadku po zmarłym mężczyźnie. Jako dowód, że miały być godne jego "majątku", przedstawiały napisany przez jedną z nich list. Prawnicy zmieszali to z błotem. Panie natomiast w krzykach próbowały przekonać, że wolą dziadka było to, by to one były spadkobierczyniami. Znów z programu wybrzmiało, że to oskarżone o fałszerstwo kobiety są największymi ofiarami sytuacji.
Na koniec programu przedstawiono jeszcze historię pani Dominiki, która utraciła władzę nad swoim ciałem. Po wyemitowanym w maju 2021 r. materiale o tragedii jej rodziny, widzowie zebrali ponad 220 tys. zł. Widzowie wykazali się hojnością także w sprawie rodziny Bysiaków. Zebrano 172 tys. zł na bliźnięta.
To pokazuje, że "Sprawa dla reportera" robi jeszcze czasem coś dobrego dla ludzi. Choć usilnie stawia na sensację i staje po stronie tych, którzy są na bakier z prawem. Po co?