Tadeusz Drozda nie schodzi ze sceny. "Ludzie się trochę dziwią, ale jeszcze żyję"
Tadeusz Drozda przez lata był czołowym "rozbawiaczem" polskich telewidzów. Co u niego słychać dziś?
Tadeusz Drozda nie schodzi ze sceny. "Ludzie się trochę dziwią, ale jeszcze żyję"
Z pewnością wciąż pamiętają Tadeusza Drozdę jako prowadzącego "Śmiechu warte" czy "Herbatki u Tadka". Satyryk cieszył się ogromną sympatią. Wraz ze swoim programem na antenie telewizyjnej Jedynki utrzymał się wyjątkowo długo, jak na polskie realia: pierwszy odcinek wyemitowano w 1994 roku, a ostatni w 2009 roku. Później sporadycznie pojawiał się na kabaretonach i w programach rozrywkowych. Z czasem jednak na ekranach gościł coraz rzadziej.
Dziś mówi z rozbrajającą szczerością wprost o swoim funkcjonowaniu w mediach. - Ludzie się trochę dziwią, ale jeszcze żyję - wyznał "Życiu na gorąco". Co słychać u słynnego satyryka?
Nadal występuje
Jak się okazuje, Drozda ani myśli o emeryturze. Z przekąsem mówił jakiś czas temu, że na solidną kwotę nie ma co liczyć, w przeszłości pracując głównie na umowę o dzieło. - Ale nie narzekam. Już tam mam. Poza tym, sam sobie zgotowałem ten los – stwierdza z przymrużeniem oka.
Powodów, dla których nie schodzi ze sceny, ma więcej. Wciąż jest w trasie z występami, a niedawno świętował... 50-lecie pracy artystycznej. To naprawdę imponujący wynik.
Jest dumny z wnuków
Poza pracą Tadeusz Drozda cieszy się życiem dziadka. Stara się spędzać jak najwięcej czasu z wnukami, choć tego, jak podkreśla, nie ma wcale wiele. Nie wynika to z jego zapracowania, a zajętości wnuków. W rozmowie z tygodnikiem pochwalił się, co robią.
- Zosia ma 19 lat, jest po maturze, pracuje i jest zajęta na okrągło. Basia 16-latka, jest w liceum i ma swoje sprawy. 11-letni Kaj trenuje: świetnie gra w piłkę i tenisa stołowego, a do tego chodzi do szkoły. Najmłodszy, Mikołaj, kończy przedszkole. Ale zawsze jak jest okazja na spotkanie, to chętnie! - wyjawił. Nie pozostaje nic innego, jak tylko pogratulować znanemu dziadkowi!