"Tabu" zostawiło więcej pytań niż odpowiedzi. Po wybuchowym finale chce się więcej!

Ośmioodcinkowy serial dobiegł końca i... to za mało, chciałoby się powiedzieć. Główny wątek owszem okazał się zamkniętą opowieścią, ale otworzył drogę nowym, ledwie muśniętym. Co więcej, pod koniec sezonu akcja nabrała tempa i za szybko się urwała – rozstanie z "Tabu" było niemal tak wybuchowe, jak finałowa ewakuacja bohaterów na statek.

"Tabu" zostawiło więcej pytań niż odpowiedzi. Po wybuchowym finale chce się więcej!
Źródło zdjęć: © kadr z serialu
Urszula Korąkiewicz

27.02.2017 | aktual.: 27.02.2017 14:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeśli ktoś oglądając na początku serial doszukiwał się tylko nudy przeplatanej szaleństwem głównego bohaerta, to był w błędzie. Fakt, niełatwo było nadążyć za zawiłym planem Jamesa Delaneya nie tylko jego wspólnikom, ale i widzowi. Wszystko jednak szło zgodnie z planem – wszystkich owijał sobie wokół palca, manipulował nimi, jak chciał. Zgrabnie lawirował między brytyjską Koroną a Kompanią Wschodnioindyjską napuszczając je na siebie, a sobie odhaczając kolejne sukcesy. Do czasu. Kompania wypowiada mu wojnę. Traci wszystko – statek, stopniowo zaufanie pracowników, a w końcu coraz bardziej rozum. Spod nóg usuwał mu się grunt, a plan stawał się coraz bardziej chaotyczny. Jeśli doliczyć do tego ciągnące się za nim śledztwo dotyczące losów wyładowanego niewolnikami statku Influence i okropnych rzeczy, które na nim robił, a także oskarżenie o morderstwo, to trudno mu się dziwić, że zatapiał się w swoim szaleństwie.

Szaleństwie, które przyciąga widza i każe mu się doszukiwać wyjścia z zawiłej sytuacji. A tego niełatwo było przewidzieć. Nawet jeśli chodzi o historię Delaneya i jego siostry. Wydawać by się mogło, że powrót ich grzesznego związku był nieunikniony, ale finału takiego jak ten trudno było się spodziewać. Ostatecznie żaden z wątków nie kończy się tak, jak domyślałby się każdy uważny widz. "Tabu" potrafi zagrać na nosie. Bo kurs, jaki przyjmuje, wcale nie prowadzi do Nootki, tylko na Azory...

Nie da się ukryć, "Tabu" to "one man show", ale nie ma się czemu dziwić. Hardy udowadnia, że zdecydowanie zasłużył na to, by grać pierwsze skrzypce. Grozi ludziom, miota się z pasją, niszczy wrogów gołymi rękami i wspomina okropności z uśmiechem psychopaty i robi to wszystko z największym realizmem, na jaki go tylko stać. Jemu się po prostu wierzy – wtedy, gdy mruczy pod nosem, gdy rzuca arfykańskie zaklęcia, gdy sam sobie robi nimi krzywdę, gdy pijany podnosi się z błota i gdy płacze. W postaci Jamesa Delaneya znajdujemy wszystko, za co ceniony jest Hardy – bezwzględność, charyzmę, nieugiętość, charakter mrukliwego twardziela, ale także skrywane głęboko pokłady dobroci i uroku. Jeśli nie przekonuje was cały serial, niech przekona was jego rola – cała paleta możliwości.

Obraz
© kadr z serialu

"Tabu" to jedna z najciekawszych produkcji tego roku. Pięknie zrealizowana, z dbałością o każdy element strojów i scenografii charakterystyczną dla BBC. Z atmosferą tak gęstą, że można ją kroić, z mrokiem, który wylewa się niemal z ekranów i całą bandą szaleńców, którzy nie dają żadnego powodu, żeby ich lubić. A jednak, oglądało się ich z największą przyjemnością. Mocno zarysowały się panie - zmysłowa, choć przytłoczona wstydliwą tajemnicą Ziplha (Oona Chaplin)
, walcząca o dziecko i swoje racje jak lwica Franka Potente (Helga) czy przebiegła i zdolna do wszelkich poświęceń Jessie Buckley (Lorna Bow). Zawadiackiego charakteru dodawali Tom Hollander (Cholmondeley) i Stephen Graham (Atticus). Pomysłowością i brawurą przewyższali nieraz niejednego typa spod ciemnej gwiazdy.

Zakończenie serii może zaskoczyć. O ile James Delaney z uporem maniaka niemal do końca walczył o przesmyk Nootka i podróż do Ameryki, o tyle w pełnym akcji i wybuchów finale wydaje się mieć zupełnie inne zdanie, tak, jakby Nootka było dla niego przystankiem, a nie celem. Serial w związku z tym pozostawia niedosyt – nie odpowiedział na najbardziej nurtujące pytania, jakie narodziły się podczas całego sezonu. Jeśli James nie chce Nootki, to czego? Niczym rasowy awanturnik wypływa nanieznane wody. Tajemnicą wciąż pozostaje największa zagadka – skąd Delaney ma swoje nadprzyrodzone moce i co onaczają jego tatuaże? Jeśli ktoś spodziewał się odpowiedzi, musiał zadowolić się jedynie uchylonym rąbkiem tajemnicy i zadziwiającymi skutkami, jakie powodowały mruczane przez niego zaklęcia. I jeszcze jedno. Kim jest mały Robert? Delaney dowiedział się, że to jego przyrodni brat, syn Horacego, ale zaprzyjaźniony chemik sugerował, że to jego syn. To tylko przenośnia czy rzeczywiście James ma dziecko – i czy jego matką mogła być Zilpha? Historia Jamesa Kaziaha Delaneya aż się prosi o ciąg dalszy.

Obraz
© kadr z serialu

BBC i FX pokazały, że potrafi zrobić serial na świetnym poziomie z największą dokładnością o każdy element scenografii, strojów, a nawet dopełniającego klimat dźwięku. Pochlebne opinie krytyków i widzów mówią same za siebie. Stacja nie zdecydowała jeszcze o kontynuacji "Tabu". Mimo tego, że serial zdobywa entuzjastyczne recenzje, jak podają brytyjskie media, oglądalność nie była powalająca. Premiera przyciągnęła 4,8 mln widzów, ale przedostatnie odcinki już 3,29 mln. W sieci natomiast miał stałą widownię, 2,8 mln osób i był jedną z najchętniej oglądanych produkcji, informowało Radio Times. Wyniki więc mimo wszystko wyglądają obiecująco. Stephen Knight zapowiadał już wcześniej, że ma pomysł na kolejny sezon, a cała produkcja miałaby składać się nawet z trzech sezonów. Wszystko jednak zależy nie tylko od oglądalności, ale tego, czy główni aktorzy, przede wszystkim Tom Hardy, Stephen Graham i Tom Hollander będą chcieli znów zanurzyć się przed kamerami w mroku, krwi i brudzie. Jeśli tak, naprawdę warto czekać. I warto powtórzyć sobie lub dopiero obejrzeć "Tabu" – HBO udostępni go na swojej antenie już w marcu.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Komentarze (24)