"Tabu": będzie głośno o tym, o czym się nie mówi. Brawurowy serial Toma Hardy'ego [RECENZJA]
09.01.2017 09:54, aktual.: 09.01.2017 16:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tom Hardy postanowił zrobić serial na własnych warunkach. To jedno zdanie już z pewnością zelektryzowało wielu fanów aktora. Nic dziwnego, zdążył już sobie wyrobić markę jednego z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia, pracującego z najlepszymi twórcami. Teraz podnosi jeszcze poprzeczkę, bo oddaje widzom produkcję, którą ogląda się z zapartym tchem.
Tom Hardy przyzwyczaił widzów już do tego, że za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, wciela się w niejednoznaczne, skomplikowane postaci. Wystarczy wspomnieć, chociażby jego kreacje w takich filmach, jak "Bronson", "Legend" czy "Zjawa". Niewątpliwie, wyjątkowo dobrze czuje się też w produkcjach kostiumowych. Sprawdził się w "Oliwerze Twiście", "Królowej dziewicy" czy "Wichrowych wzgórzach", ale najbardziej zapada w pamięć chyba w "Peaky Blinders". Jako bezwzględny, zasadniczy Alfie Solomons nie raz przyprawił o ciarki. "Peaky Blinders" pojawiają się tu nie bez powodu, bo "Tabu" ma z nimi kilka punktów stycznych i to nie tylko Hardy'ego w obsadzie. Za scenariusz "Tabu" odpowiada Steven Knight, twórca wspomnianego hitu BBC. Obie produkcje opowiadają o mało chlubnych fragmentach historii Wielkiej Brytanii (przy czym "Peaky Blinders" są osadzone w latach 20. XX wieku), obie też są skąpane w mrokach brytyjskich miast. To jednak niejedyna interesująca wiadomość dla miłośników kina. Serial wyreżyserował Kristoffer Nyholm, odpowiedzialny choćby za skandynawski telewizyjny hit "Forbydelsen". Pomysł na scenariusz z kolei mieli Tom Hardy i jego ojciec, Edward "Chips" Hardy, uznany brytyjski pisarz i scenarzysta. Mało tego, jako producent zaangażował się sam Ridley Scott. To wszystko sprawiło, że niejeden kinomaniak na długo przed premierą zacierał ręce, by obejrzeć "Tabu".
I trzeba to powiedzieć jasno, warto było czekać. Ten stylowy, realistyczny i zręcznie osadzony w epoce serial ogląda się z wielką przyjemnością. Dopracowany jest tu najmniejszy szczegół – od brudu na londyńskich ulicach, po stroje, charakteryzację i stan uzębienia postaci. Doskonale widać, że początek XIX roku to mroczny i ponury czas dla Wielkiej Brytanii. Stacje BBC i FX przygotowały widzom kostiumową, awanturniczą produkcję, od której trudno będzie się oderwać.
Fabuła ośmioodcinkowego serialu rozpoczyna się od spektakularnego powrotu Jamesa Keziaha Delaney'ego do Londynu. Po dziesięcioletnim pobycie w Afryce w 1813 roku wraca na pogrzeb swojego ojca. Jego pojawienie się wzbudza o tyle wielkie poruszenie, że od dawna był uznany za zmarłego, a wyczekujący go ojciec - za szalonego. Delaney dziedziczy po ojcu pozornie nic nieznaczący skrawek ziemi w Ameryce, przesmyk Nootka. Ziemia okazuje się jednak cenna, gdyż jest przedmiotem sporu pomiędzy walczącymi ze sobą Brytanią a Stanami Zjednoczonymi. Delaney jednak nie zamierza oddać ziemi, a tym samym staje się wrogiem Kompanii Wschodnioindyjskiej. Wydaje się, że ma więcej wrogów niż przyjaciół. Nie da się jednak ani zastraszyć, ani powstrzymać przed osiągnięciem celu, jakim jest stworzenie handlowego imperium. Jest jednak zamieszany nie tylko w polityczne rozgrywki, sam musi zmierzyć się z uczuciami do dawnej ukochanej i z duchami przeszłości, które dosłownie go prześladują.
Nie ma wątpliwości, kto w "Tabu" gra pierwsze skrzypce. To serial Hardy'ego, od początku do końca. W postaci Jamesa Delaney'ego znajdziemy wszystko, za co ceniony jest Hardy – bezwzględność, charyzmę, nieugiętość, charakter mrukliwego twardziela, ale także skrywane głęboko pokłady dobroci i uroku. Nie brakuje w tym wszystkim odrobiny szaleństwa – jako z jednej strony wywodzący się z elit wykształcony kapral-zawadiaka, a z drugiej ścigany przez duchy przeszłości "dziki" (okazuje się, że jego korzenie sięgają indiańskiego plemienia Nootka) wypada znakomicie. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jego bohater wzbudza sympatię czy raczej odrazę – na pewno wzbudza szacunek i sprawia, że chce się poznać go lepiej. Na drugim planie ciekawe postaci rysują Leo Bill, Jonahtan Pryce, czy Oona Chaplin (znana choćby z roli Talisy Stark z "Gry o tron"). Na razie jednak nie da się oprzeć wrażeniu, że ich głównym zadaniem jest zarysowanie tła wydarzeń.
I w końcu, należałoby się zastanowić, czym właściwie jest tytułowe tabu. Po obejrzeniu dwóch pierwszych odcinków niełatwo to stwierdzić. Wiele tajemnic skrywa sprawa pochodzenia Jamesa, a także jego zagadkowy pobyt w Afryce. Pewne jest jedno, nabył umiejętności, o których inni mogą pomarzyć i widział zło, którego inni nie umieją sobie wyobrazić. Niejeden sekret skrywają też inni bohaterowie, ale "Tabu" cedzi ich losy i niespiesznie odsłania kolejne karty. Nie bez znaczenia pozostaje także epoka, w której jest osadzony serial. Działalność Kompanii Wschodnioindyjskiej, kolonializm i niewolnictwo dziś w Wielkiej Brytanii jest tematem, który wielu wolałoby omijać. Wszystko to razem sprawia, że apetyt widza rośnie w miarę oglądania. "Tabu" jest gęsty, mroczny, intrygujący – i chociaż ukazał się na początku stycznia, już zapowiada się na jedną z najciekawszych propozycji roku. Taką, którą naprawdę warto obejrzeć. Serial obecnie jest dostępny na platformie HBO Go, a na antenę stacji trafi w marcu.