"Sprawa dla reportera": Cymański narobił zamieszania. Zaczęto go uciszać

Cymański mocno się zirytował. Trzeba było go uciszać
Cymański mocno się zirytował. Trzeba było go uciszać
Źródło zdjęć: © "Sprawa dla reportera"

21.04.2022 22:43

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W "Sprawie dla reportera" Elżbieta Jaworowicz przedstawiła historię miłości pana Jerzego i jego o 20 lat młodszej żony. Tragiczne losy małżonków mocno wzburzyły Tadeusza Cymańskiego. Tak się podekscytował, że trzeba było go uciszać.

Elżabieta Jaworowicz wyraźnie zauroczyła się przystojnym gościem. Opowiadała, że Jerzy wpadł w sidła wiary w miłość do dużo młodszej kobiety. Teraz mieszka w odosobnieniu, biedzie. Nie ma pieniędzy, nie ma dostępu do domu, którego jedyną właścicielką jest jego żona. Dom miał kupić i wyremontować pan Jerzy. Jednak gdy między małżonkami doszło do konfliktu, jemu wydzielono jeden pokój. Lokum podzieliła rodzina, gdy on przebywał w szpitalu. – Tam jest masa moich rzeczy – mówił poszkodowany, pokazując na zamknięte pomieszczenie.

Jaworowicz wspomniała, że muzykalny mężczyzna nie ma nawet dostępu do fujary, na której kiedyś grał.

- Jam mam emerytury 530 zł. Musiałem sprzedać firmę. Na koniec załatwiłem żonie pracę u swojego byłego klienta – opowiadał z żalem. Partnerka miała powiedzieć, że nie obiecywała mu, że będzie go utrzymywać.

Jerzy wspominał, że poznali się przez internet. Na pierwsze spotkanie umówili się w motelu, a randka zakończyła się "upojną przygodą".

- Zakochałem się jak gówniarz. Uznałem to za zrządzenie losu. Moja pierwsza żona dwukrotnie zrobiła aborcję, nie informując mnie o niczym. To był szok. Miałem myśli samobójcze - płakał mężczyzna.

Jerzy, jakby na dowód dawnej namiętności, do kamery przeczytał listy z wyraźnym podtekstem seksualnym. Twierdzi, że nadal kocha żonę, a w studiu dodał, że nie chce się rozwodzić.

- Pana sposób mówienia wzruszył mnie – podkreślała Jaworowicz. Jednak eksperci nie byli zachwyceni gościem.

Polityk Lidia Staroń i prawnik Piotr Kaszewiak wytknęli mężczyźnie zaległości alimentacyjne. Prawnik stwierdził, że rozdzielność majątkowa z drugą żoną wynikała nie z dobroci, a z długu alimentacyjnego, którego bohater odcinka nie chciał spłacać. Mężczyzna zostawił bowiem pierwszą żonę i chore dziecko. Na te rewelacje bardzo krytycznie zareagował jeden z ekspertów. – Pan stracił rozum – ekscytował się Cymański. – Ruina została z tego - mówił. Lew-Starowicz starał się bronić gościa przed sądem polityków i prawnika: – To jest taki sąd? Nagrzeszył i dobrze mu? Cholera.

Do Jaworowicz nie przemawiały argumenty strony widzącej w panu Jerzym oprawcę, a nie tylko ofiarę: - Biedny człowiek, chory, je na miseczce wyniesionej z kuchni, mnie to oburza.

Dziennikarka działająca dla Jaworowicz w ramach "Sprawy dla reportera" tłumaczyła nieobecną w studiu żonę bohatera odcinka, mówiąc, że kobieta boi się napastowania. Dlatego miała pozamykać pokoje.

Kaszewiak zwrócił uwagę na czytane przed kamerami fragmenty listów, które Lew Starowicz uznał za pornograficzne. – Intymne listy pan udostępnił, żeby żonę upokorzyć - wytykał. Cymański, który był po stronie prawnika, mocno się uniósł, nie mógł się uspokoić. Obie grupy ekspertów zaczeły go więc uciszać. Na niewiele to się zdało.

Cymański znów uaktywnił się pod koniec odcinka, gdy przyznał, że był bity w dzieciństwie. - Też byłem częstowany tym od ojca - wykrzykiwał.

Do scysji doszło także między Kaszewiakiem i ekspertem z dziedziny medycyny prof. Bieleckim. Lekarz aż wstał z oburzenia, krzycząc, że jego cierpliwość się kończy. Eksperci pokłócili się o sprawę chorego chłopca, Szczepana.

Widzowie TVP dostali masę emocji, ale czy program wniósł coś do życia bohaterów? Poza tym, że wyemitowano prośbę o wysyłanie SMS-ów na leczenie 11-latka, raczej nie.

Oglądaliście odcinek?

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (33)
Zobacz także