Tragedia uczestniczek programu "Nasz nowy dom". Katarzyna Dowbor mówi, czego Polsat na pewno nie zrobi

Z pięknie wyremontowanych pomieszczeń przez ekipę Katarzyny Dowbor zostały tylko zgliszcza. Pożar odebrał dach nad głową pani Bogusławie i jej córce, których historię pokazano w programie "Nasz nowy dom". - Szkoda pani Bogusławy, bo miała naprawdę ciężki rok - mówi w rozmowie z WP Dowbor.

Historię pani Bogusławy poznaliśmy w 2020 r.
Historię pani Bogusławy poznaliśmy w 2020 r.
Źródło zdjęć: © screen z programu "Nasz nowy dom"

- Dom się spalił. Nie nadaje się do zamieszkania. Tylko do rozbiórki - padło w programie "Raport" Polsat News, który jako pierwszy doniósł o tragedii pani Bogusławy Garwolińskiej. Jej historię widzowie "Nasz nowy dom" poznali w 2020 r., w 181. odcinku programu.

Gdy rok temu zjawiła się u nich ekipa programu, dom był w strasznym stanie. Pani Wiesława spała w kuchni, nie było łazienki i mieszkanki musiały myć się w miskach. Największym problemem był brak ogrzewania. Jedynym źródłem ciepła był stary piec. Ekipa "Nasz nowy dom" dokonała tam prawdziwej rewolucji. Wszystkie trzy panie (mama, córka i babcia - pani Wiesława) dostały wymarzone, piękne lokum. - W końcu nie będziesz musiała myć się w misce - mówiła wnuczce pani Wiesława, gdy oglądały to, co zrobiła dla nich ekipa budowlańców i architektów.

Wiosną tego roku pani Wiesława zmarła. Chorowała na nowotwór. Bogusława i Wiktoria ledwo otrząsnęły się po stracie, a los znów rzucił im kłody pod nogi. W listopadzie ich dom doszczętnie spłonął.

- Pani Bogusia obudziła się w środku nocy. Uratował ją pies, bo przyszedł do niej, zaczął szczekać i lizać po twarzy. Dzięki temu się obudziła. Rozejrzała się i zobaczyła płomienie. Zdążyły tylko chwycić kluczyki od auta i ubrania, i wybiegły z domu. Pół godziny później nic nie było. Strażacy szybko przyjechali na miejsce, natomiast niczego nie dało się uratować - powiedziała w "Raporcie" dziennikarka Polsat News, która teraz nagłośniła sprawę.

"Nasz nowy dom" – co dalej?

- Nie wiemy jeszcze, jaka była przyczyna pożaru i cały czas czekamy na informacje. Po pierwsze szkoda pani Bogusławy, bo miała naprawdę trudny rok. Po drugie, szkoda mi moich chłopaków, którzy włożyli w ten remont wiele czasu i mnóstwo serca. Ich praca poszła z dymem. Przykro także z tego powodu - mówi w rozmowie z WP Katarzyna Dowbor.

Podkreśla, że produkcja nie może jeszcze podjąć żadnej decyzji o wsparciu, bo konieczne jest ustalenie szczegółów sprawy, którą zajmują się policja i eksperci od pożarnictwa.

"Nasz nowy dom"
"Nasz nowy dom"© screen z programu

- My niestety nie budujemy domów od nowa, a dom pani Bogusławy spłonął doszczętnie i podobno trzeba by zacząć od zera. Tego się w 5 dni niestety nie zrobi - przyznaje.

Katarzyna Dowbor zaznacza, że produkcja nie odwraca się od rodzin biorących udział w programie, gdy tylko skończy się nagrywanie kolejnego odcinka.

- Zawsze powtarzamy, że to są "nasze rodziny". Nie przeżyjemy oczywiście życia za nich. Pomagamy, dajemy wędkę, ale ryby muszą łowić sami. Muszą sobie radzić, bo nie wyznaczymy pomocnika, który przy nich cały czas będzie. Ale w sytuacjach tragicznych, jak teraz w przypadku pani Bogusławy, staramy się pomagać, choć trzeba wiedzieć, jak dalece możemy pomóc - mówi. - Są rodziny, które przy nas poczuły się mocniejsze i chcielibyśmy, żeby tak dalej było, więc nie zostawiamy ich - dodaje.

Rodziny są dla nas priorytetem

Nieszczęścia niestety się zdarzają. Wiosną tego roku głośno było o pożarze domu pani Beaty. Radość z nowego miejsca do życia trwała w tym przypadku tylko dwa lata. Dom podpalił sąsiad. - Wcześniej mieszkaliśmy w fatalnych warunkach. Dzieci były niezwykle szczęśliwe, że mają nowe miejsce do życia... Ale już mu wybaczyłam - komentowała kobieta.

- Ludzie bezinteresownie zadeklarowali swoją pomoc. Najpierw moja szefowa zaproponowała mi mieszkanie, później gmina pozwoliła nam zamieszkać w internacie. Burmistrz zorganizował zbiórkę pieniędzy na odbudowę domu. Nieznani mi ludzie wpłacili pieniądze. Moi sąsiedzi, dalsi, bliżsi chcieli pomóc - dodała pani Beata.

Katarzyna Dowbor mówi w rozmowie z WP, że pani Beata podjęła decyzję, że poradzi sobie sama z remontem po pożarze. - Szanujemy tę decyzję - komentuje.

- U nas założenie jest takie, że trzeba wystąpić w programie, jeśli potrzebuje się pomocy, bo nie zdobędziemy pieniędzy na remont, jeśli nie pokażemy tego w telewizji. Niestety czasami ktoś tego nie rozumie i chciałby, żeby mu wyremontować dom lub mieszkanie, ale nie chce wziąć udziału w programie. Niestety nie możemy się na to zgodzić - wyjaśnia.

To niejedyne sytuacje, w które produkcja polsatowskiego programu się zaangażowała. Dowbor przyznaje, że wszyscy są zżyci z "Nasz nowym dom" i dostrzegają, jaki wpływ ma to, co robią, na życie innych.

- Dzisiaj widzę to, jak jesteśmy związani z programem. On i rodziny, które poznajemy, są dla nas priorytetami. Nie tylko ja żyję tym programem, ale też nasi reżyserzy, ekipy budowlane, nasza cała produkcja - mówi nam prowadząca.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (359)