Skiba nie miał litości. Wyśmiał Kaczyńskiego, księży - pedofili i... siebie samego
Krzysztof Skiba postanowił wykorzystać swoje 5 minut, żeby ruszyć w Polskę z cyklem stand-upów "Skiba ciągle na wolności". W ostrych i niewybrednych żartach atakuje wszystkich, od polityków po celebrytów.
O Krzysztofie Skibie jest ostatnio bardzo głośno: to wygra proces z TVP, to rozstanie się z żoną, to zaprezentuje światu o wiele młodszą partnerkę, to wreszcie poobraża w felietonie kilku celebrytów, ujawniając co, jak i w jakich ilościach lubią wypić.
Nic więc dziwnego, że popularny satyryk ruszył w Polskę, żeby kuć żelazo póki gorące i wykorzystać sławę, bo przecież na pstrym koniu ona jeździ. Jego występy, anonsowane jako "Skiba ciągle na wolności", to kontynuacja trasy sprzed pandemii, w ramach której odwiedza raczej mniejsze miejscowości.
We wtorek, 21 lutego, trafił do Szczawna-Zdroju na Dolnym Śląsku. I pokazał, że prawie cztery dekady scenicznego doświadczenia dobrze nauczyły go przyciągać uwagę publiczności: bez chwili wytchnienia, samotnie, z mikrofonem w ręku, bawił ją swoimi żartami przez prawie dwie godziny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opowiadał anegdoty zza kulis show-biznesu, opowiadał o swoich perypetiach z życia zawodowego, opowiadał o seksie. W autorski sposób potraktował konwencję stand-upu, łącząc dłuższe narracje z krótkimi, czasem wręcz jednozdaniowymi, żartami słownymi.
Najwięcej wybuchów śmiechu wywołały skatologiczne opowieści o puszczaniu bąków. Ale nie mogło oczywiście zabraknąć żartów politycznych. Skiba nie hamował się w nich ani trochę.
PiS-owska Polska jak źle złożone krzesło
Zaczęło się od gorącej aktualności - występ odbywał się w dniu, kiedy w Warszawie przebywał Joe Biden, Skiba wspomniał więc, że widzi pewne podobieństwo: "obaj mówimy śmieszne rzeczy, tylko on za darmo, a za mnie trzeba było zapłacić".
Ale to nie zagraniczni politycy byli głównym tematem żartów satyryka. Skiba przejechał się bez litości po całej PiS-owskiej wierchuszce. Stwierdził, że Polska pod rządami tej partii przypomina źle złożone krzesło z IKEI: "brzydkie i gniecie w d...".
Dużo mocnych punchline’ów dotyczyło Mateusza Morawieckiego. Skiba mówił, że Putin ma działa, a polski premier - działki. Wspominając czasy pandemii, satyryk przypomniał "największy paradoks: facet z miękkim ch.... wprowadza twardy lockdown".
O Marku Suskim Skiba opowiadał, że kiedy w Odrze ryby pływały brzuchem do góry, był przekonany, że odpoczywają. A kiedy usłyszał, że "przyszedł SMS", odpowiedział: "niech wejdzie". Macierewicz doczekał się żartu o tym, że kiedy przyszedł do psychiatry, usłyszał: "czekałem na pana". Skiba opowiadał, że historia o tym, jak Kurski stracił fotel prezesa, przypomina scenariusz filmu gejowskiego: "Jarek zdjął Jacka, bo mu się Zenek znudził".
Z kolei o Ryszardzie Terleckim Skiba mówił, że "powinien do końca życia chodzić w masce. Jak go widzę w telewizji, mam wrażenie, że jest halloween. Nie mówiąc już o tym, że sprawia wrażenie ofiary przemocy domowej, bo zawsze gada jak potłuczony". Idąc z kolei w stronę skrajnej prawicy, o Bąkiewiczu Skiba nie mówił inaczej, niż jak o "człowieku z pierdem w nazwisku".
Parówa z Orlenu
Skiba nie byłby sobą, gdyby sporej części swojego występu nie poświecił szefowi PiS-u. Wobec Jarosława Kaczyńskiego też nie miał żadnego pardonu. Kiedy szukał najlepszego tytułu biograficznego filmu na jego temat, spośród kilku mocnych propozycji wybrał "Parówę z Orlenu". Dodał jeszcze, że prezesa bardzo chce zagrać Jakimowicz, który - jako, że jest stanowczo za wysoki - dałby sobie w imię tej roli obciąć nogi na odpowiedniej wysokości.
Skiba twierdził, że prezesa podczas publicznych występów zastępuje sobowtór, a prawdziwego Kaczyńskiego można od niego rozpoznać po tym, że ma "łupież i rozwiązane buty". Sporo opowiadał też o przekopie Mierzei Wiślanej, nie określając go inaczej niż "Rów Jarosława".
Nie mogło zabraknąć małego nawiązania do niedawnej afery wokół białka z insektów - Skiba stwierdził, że "Kaczyński myśli, że Biedronka to sklepy z owadami".
Pedofil w koloratce z Myszką Miki
Sporo mocnych żartów padło ze sceny pod adresem księży. Skiba bezlitośnie kpił z ich żądzy bogacenia się i władzy, hipokryzji, wypowiadania się na wiele tematów, o których nie mają pojęcia, ale przede wszystkim: pedofilii i ukrywanego homoseksualizmu.
Mówił np. o tym, że gdyby Judasz był polskim biskupem, nie doszłoby do ukrzyżowania, bo "nie zdradziłby Jezusa, ale go podrywał". Z kolei ostatnia wieczerza z udziałem polskich biskupów zamiast apostołów, skończyłaby się, według satyryka, wielką popijawą.
Skiba zaproponował też, w celu uzyskania pełnej jasności, system oznaczania upodobań księży za pomocą kolorów koloratek: czerwona - lubią seks z kobietami, różowa - LGBT, z Myszką Miki - pedofile. Nie mogło zabraknąć żartu o tym, że różnica między księdzem, a koronawirusem jest taka, że wirus nie atakuje dzieci.
- Ale nie przesadzajmy - udawał wyrozumiałość Skiba, - nie wszyscy księża to pedofile. Jest wśród nich też przecież dużo gejów.
Wujek samo dno
Końcówka występu poświęcona była w dużej mierze tematom obyczajowym, w tym przede wszystkim seksualnym. Jako, że w tej części Skiba przyjął konwencję opowiadania o sobie, nie mogło zabraknąć nawiązań do jego ostatnich perypetii sercowych.
"Była żona" pojawiła się w kilku anegdotach z przeszłości, np. o tym, że kiedy satyryk miał wystąpić w reklamie pasztetu, przekonał ówczesną małżonkę i całą rodzinę, żeby na rzecz wiarygodności wszyscy zaczęli jeść ten produkt. Z kolei nowa partnerka pojawiła się w mocno niewybrednej historii o tym, że faceci poświęcają się dla swoich kobiet. Skiba opowiadał o aktorze i prezenterze Jacku Kawalcu, który o świcie jedzie na rowerze 60 km, żeby zerwać kwiaty dla swojej partnerki i o swoim znajomym, który po dwóch tygodniach na wycieczce, przechodzonych w jednych majtkach, w samolocie powrotnym zmienił je wreszcie na czyste, bo narzeczona czekała na lotnisku.
Skiba z kolei wyznał, że dla swojej nowej dziewczyny dzielnie "wstrzymuje porannego pierda, bo - wiadomo - najgłośniejszy". Pojawił się też mocno rozbudowany wątek niewielkich rozmiarów przyrodzenia artysty - Skiba stwierdził wręcz, że niektórzy mawiają na niego "znikający punkt".
Skiba "przejechał" się też po kilku polskich gwiazdach. O Edycie Górniak mówił głównie w kontekście jej antyszczepionkowych objawień: "twierdziła, że ci co umierają, to statyści. A skoro codziennie umierało kilkaset osób, przestraszyłem się, że niedługo nie będzie już z kim filmów kręcić. Mówiła, że w szczepionkach są chipy. Jak patrzyłem na szaleństwo w jej oczach, miałem wrażenie, że ona ma w głowie Chipa i Dale’a".
Z kolei z boksera Marcina Najmana Skiba kpił, że "reklamuje maść na odleżyny, bo ciągle leży na ringu".
Na sam koniec występu wróciły tematy polityczne - Skiba wydeklamował wiersz o przekrętach Daniela Obajtka, zakończony pointą, że wszystko dzieje się pod aprobującym okiem prezesa, "wujka samo dno".
Przemek Gulda, Wirtualna Polska