Show czasów zarazy. Żeby tylko nasza przyszłość nie wyglądała jak "The Circle"
Siedzą i nie wychodzą do ludzi. Każdy w swoim mieszkaniu. Nie słyszą siebie, nie widzą, piszą jedynie przez specjalny komunikator. Brzmi jak typowa kwarantanna w czasach pandemii koronawirusa? A to zasady w show Netfliksa – "The Circle".
18.03.2020 | aktual.: 18.03.2020 16:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rząd apeluje: siedźcie w domu. Organizacje międzynarodowe wtórują: izolujcie się od ludzi. Jednym przychodzi to łatwo, inni myślą tylko o wyprawie do marketu budowlanego, co by w czasie "kwarantanny społeczeństwa" położyć nowe kafle na balkonie, żeby wygodniej było spacerować po tym metrze wolnej przestrzeni. Są ludzie, których siedzenie w domu męczy niezmiernie.
A są tacy, którzy za to samo dostali od Netfliksa sporą kasę. Mowa o uczestnikach "The Circle" – nowego show, które można oglądać od stycznia na platformie. Ale teraz, gdy ludzie pozamykani są w swoich domach, jest jeszcze bardziej aktualne.
"Wiadomość: co tam u was?"
8 graczy zostaje zakwaterowanych w bloku. Każdy ma swoje mieszkanie. Nigdy się nie widzą. Wychodzą tylko w asyście produkcji, w określonych godzinach i w określone miejsce, tak, żeby przypadkiem nie spotkać innego uczestnika po drodze.
Mieszkania są oczywiście naszpikowane kamerami. Są też monitory, do których podłączona jest specjalna aplikacja aktywowana głosem – tytułowe "The Circle", czyli "Krąg".
Każdy uczestnik tworzy swój profil online. Wybiera imię, wiek, zdjęcie i tworzy opis. Niektórzy decydują się, by w aplikacji istnieć jako oni sami, inni tworzą zmyślone postaci. W Wielkiej Brytanii pierwszą edycję show wygrał chłopak, który pożyczył tożsamość swojej dziewczyny – na podobny ruch zdecydował się uczestnik i tej nowej, amerykańskiej edycji.
Chodzi o to, że mamy zobaczyć, do czego są w stanie posunąć się bohaterowie show, by zdobyć popularność.
Nikt nie może mieć pewności, czy piękna blondynka, z którą wymieniają wiadomości, nie jest przypadkiem wielkim, otyłym panem po 40-tce. I na odwrót.
I tak siedzą sobie zamknięci w swoich własnych kwarantannach i co jakiś czas dostają komunikaty z aplikacji. Piszą ze sobą na ogólnym czacie, wymieniają prywatne wiadomości, czasem dostają jakieś zadanie.
Założenie jest takie, że co jakiś czas przychodzi moment, w którym uczestnicy oceniają pozostałych (głównie na podstawie dodawanych zdjęć, które przygotowali sobie przed programem). Od najbardziej lubianej osoby do tej, która kompletnie im nie pasuje. Ta osoba, która nie zyska sympatii użytkowników, odpada z programu, ale wcześniej może wbić do "izolatki" osoby, którą chce zobaczyć na żywo.
Trzymajmy kciuki, żebyśmy wszyscy nie zostali bohaterami takiego programu w rzeczywistym świecie, bo ludzkość długo nie przetrwa. Dlaczego?
Weź mnie polub, weź mnie oceń
"The Circle" to kwintesencja absurdu. Najważniejszym wydarzeniem dnia dla uczestników jest np. to, że uczestniczą w "imprezie" online, która trwa kilka minut. Każdy ubiera się jak do klubu, dostaje butelkę czegoś, co przypomina szampana, siada przed telewizorem i wysyła wiadomości do pozostałych uczestników. Zapnijcie pasy po więcej emocji!
Albo czasem dostają zadanie, żeby udekorować tort. Dostają pod drzwi paczki z lukrem i kolorowymi barwnikami i mają przyozdobić go tak, jak chcą tego producenci. Szaleństwo emocji? Owszem, gdy człowiek we własnej izolatce patrzy, jak marnuje się tyle mąki, która jest teraz towarem deficytowym!
"Stałem się tym, czego nienawidzę!" – krzyczy Shubham, jeden z uczestników (na zdjęciu poniżej). Na co dzień nerd, który nie ma nawet profili w mediach społecznościowych i gardzi influencerami, stał się w ciągu dwóch dni najpopularniejszym użytkownikiem w "The Circle".
Jeśli ktoś zastanawiałby się, jak będzie wyglądać nasze życie, gdy kwarantanna potrwa dłużej, to właśnie ma odpowiedź. Będziemy rywalizować o względy innych online, a wydarzeniem dnia będzie to, że ktoś nam dał lajka za ładny tort. Ups, tylko czy już tak nie jest? Ten program pokazuje smutny, ale prawdziwy obrazek. Nie potrzeba wirusów.
Są lepsi niż wróżka
Okazuje się, że Netflix ma ponadnaturalną zdolność do uprzedzania faktów. Przypomnijmy, że gdy w Wuhan rozwijało się ognisko koronawirusa, na platformie można było obejrzeć dokument "Pandemia". Eksperci zapewniają w nim, że kolejna pandemia zacznie się… w Chinach. Przekonywali, że to się wydarzy na 100 proc., tylko jeszcze wtedy nie wiedzieli, jak bardzo blisko byli prawdy.
Ale i z miłością w czasach zarazy Netflix wstrzelił się idealnie. Dziś wszyscy są uziemieni i na Tinderze mogą jedynie poznawać partnerów do rozmów i SMS-ów. Śluby wstrzymane. Randki anulowane. Romantyczne wypady do kina i na kolację to jak sceny z filmów science fiction.
Tymczasem Netflix pokazał już nam, jak można poznać męża/żonę przez ścianę. "Love is blind" to dopiero sposób na poznanie miłości życia w dobie epidemii i izolacji społeczeństwa. Podobnie jak w "The Circle" uczestnicy nie mogą się zobaczyć na żywo. W "The Circle" mogą udawać kogo chcą, w "Love is blind" bajerowanie nie ma sensu, bo eksperyment polega na tym, żeby znaleźć miłość na podstawie szczerych rozmów. Da się? Da. Są dobre strony odizolowania od siebie nieznajomych.
Teraz przynajmniej wiemy, że gdyby przyszło nam żyć w kwarantannie na dobre i na złe, to Netflix przetestował już dla nas różne rozwiązania. Obyśmy tylko mieli więcej do roboty niż tylko dekorowanie tortu i ocenianie siebie nawzajem, bo 100 tys. dolarów nagrody za to nie będzie.