Netflix wypuścił "Pandemię" akurat w czasie, gdy świat walczy z koronawirusem. Można się przerazić
- To nie jest kwestia "czy" to się stanie, ale "kiedy" - słyszymy już na samym początku netfliksowej "Pandemii". Media obiegają informacje o kolejnych ofiarach koronawirusa, a na Netfliksie w tym samym czasie debiutuje mini-serial dokumentalny o epidemiach i ludziach, którzy próbują do nich nie dopuścić. - Przerażająco na czasie - komentują internauci.
Koronawirus zabił - według najnowszych szacunków - 81 osób. Jest prawie 3 tysiące chorych. BBC podaje (za National Health Commission), że osób zakażonych koronawirusem może być nawet 5,7 tys. 461 osoby są w stanie krytycznym. Wuhan - miasto, z którego rozprzestrzenił się wirus - jest zamknięte. Władze podają, że od 4 dni nikt go nie opuszczał. Obowiązuje zakaz podróżowania w tamten rejon. Władze Szanghaju dmuchają na zimne i nakazały niemal wszystkim wolne od pracy. Mogą dziś pracować tam tylko medycy, pracownicy supermarketów i usług publicznych.
Sytuacja jest poważna. Przypadki zachorowań stwierdzono w Stanach Zjednoczonych, Tajlandii, Australii.
Tymczasem na Netfliksie, zupełnie przypadkiem, zadebiutowała nowa seria. W "Pandemii" naukowcy przewidują... epidemię, która na pewno zacznie się w Chinach.
Epidemie to nie bzdura
"Pandemia" debiutuje na platformie, ale niezupełnie przypadkiem właśnie teraz. Mamy sezon grypowy, a to właśnie jej twórcy serii poświęcają najwięcej czasu. Przez 6 odcinków poznajemy ekspertów, którzy w różnych zakątkach świata walczą z epidemiami. Tymi, które już zbierają żniwo, jak i tymi, które dopiero mogą wybuchnąć.
W dokumencie ani razu nie pada hasło "koronawirus". Twórcy nie mogli wiedzieć, co stanie się w Chinach. Odcinki poświęcone są epidemii grypy i odry w Stanach, ptasiej grypy w Indiach i eboli na terenie państw afrykańskich. Poznajemy Jake'a Glanville'a i Sarę Ives z firmy Distributed Bio, którzy pracują nad uniwersalną szczepionką na grypę. Żeby tego dokonać, potrzebują jednak milionów dolarów na ukończenie badań.
Z drugiej strony mamy w serialu rodziców, którzy należą do ruchu anty-szczepionkowców. Nie chcą dopuścić do tego, żeby w Stanach rządzący wprowadzili ustawy, które zakazują wstępu do szkół nieszczepionym dzieciom. Ich walka wypada nielogicznie na tle epidemii, które dziesiątkują świat. W serii podkreśla się, że liczba zachorowań na odrę w ostatnich latach wzrosła trzykrotnie (ponad 600 chorych w 2019 r.), tymczasem antyszczepionkowcy uważają, że lekarze chcą ograniczyć ich prawo do wolnego wyboru.
To niejedyny absurd, który pokazują twórcy "Pandemii". Zwracają uwagę, że rząd amerykański nie szczepi migrantów na granicy z Meksykiem. Zwracają też uwagę, że w Kongo atakuje się pracowników Światowej Organizacji Zdrowia, którzy chronią społeczność przed rozprzestrzenieniem się eboli. Przeciwnicy WHO uważają, że w ten sposób organizacja m.in. chce się dorobić na ofiarach. Przytaczane są też zarzuty, że ebola w ogóle nie istnieje.
Epidemia była do przewidzenia
- 100 lat temu zabójczy wirus grypy zainfekował setki milionów ludzi. Szpitale były przepełnione. Kostnice też. Potrzebne było szybkie rozwiązanie problemu (...) Groby przypominają nam o niszczycielskiej sile pandemii grypy, która wcale nie przeszła do historii. Kolejna pandemia to jedynie kwestia czasu - mówi w dokumencie Dr. Dennis Carroll z USAID.
- W którymś momencie na świecie rozniesie się wirus podobny do tego w 1918 roku. Mówimy o życiu ponad 7 mld ludzi. Decydenci polityczni i lokalni przywódcy powinni potraktować to poważnie. Musimy być gotowi - Carroll nie spodziewał się, że w momencie, gdy widzowie usłyszą jego słowa, w wiadomościach będzie się mówić tak wiele o wirusie z Wuhan.
Dr. Carroll wielokrotnie zresztą w serii podkreśla, że nowa pandemia zacznie się właśnie w Chinach.
- Każdy naukowiec potwierdzi, że nadchodzi pandemia grypy. Nie wiemy, który wirus ją wywoła, ani kiedy to się stanie. Możemy być tylko czujni - przyznaje inny ekspert.
Okazuje się, że nie tak trudno przewidzieć epidemię w dzisiejszym świecie. Nawet filmowcom przychodzi to z łatwością...
Internauci zwrócili uwagę na podobieństwa sytuacji z Wuhan do filmu Stevena Soderberga z 2011 r. - "Contagion - Epidemia strachu".
W thrillerze z Gwyneth Paltrow i Mattem Damonem epidemia zaczyna się od tego, że bohaterka grana przez Paltrow zjada zarażone wirusem mięso świni (świnka zaraziła się zaś od nietoperza). Beth - pacjentka zero - wraca z Hong Kongu do Stanów, gdzie zaraża kolejne osoby, co wywołuje epidemię.
- Przerażające, ale życie zaczęło właśnie przypominać sceny z "Contagion - Epidemia strachu" - pisze jeden z internautów na Twitterze. - Zawsze mówiłem, że ten film jest najstraszniejszym i proszę bardzo, teraz się to dzieje naprawdę - skomentował aktor i reżyser Stephen Ford.
W przypadku Wuhan epicentrum zakażenia miał być lokalny targ zwierząt i owoców morza. Pojawiają się doniesienia, że pierwsze ofiary mogły zarazić się po zjedzeniu zupy z nietoperza (znów wracamy do filmu Soderbergha); mówi się też, że wirus przeszedł na ludzi z węży.
To jeszcze niepotwierdzone naukowo szczegóły. Pewne jest to, że dziś o epidemie nie jest trudno. Pewne wydaje się też to, że jeśli więcej ludzi będzie odmawiało szczepień "Pandemia" Netfliksa i film Soderbergha będą wyjątkowo proroczymi produkcjami. Będziemy je sobie oglądać, leżąc w szpitalnych łóżkach.