Sąd jest bezradny. Skazany za morderstwo ciągle na wolności
07.07.2022 13:22, aktual.: 07.07.2022 17:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do brutalnego morderstwa Sophie Toscan du Plantier doszło prawie 26 lat temu, a mimo to sprawa jest cały czas żywa w mediach. O tragedii mówił niedawno prezydent Francji, filmowcy i dokumentaliści prowadzą kolejne śledztwa. I rozmawiają z jedynym podejrzanym, który formalnie został skazany na 25 lat więzienia za to morderstwo, ale nie spędził za kratami ani jednego dnia.
"Morderstwo w Schull" ("Murder at the Cottage") to pięcioodcinkowy serial dokumentalny brytyjskiej telewizji Sky, który można już obejrzeć w Polsce na HBO Max. Jim Sheridan, filmowiec z sześcioma nominacjami do Oscara ("W imię ojca", "W Ameryce", "Moja lewa stopa"), wrócił w nim do głośnej historii Sophie Toscan du Plantier. Francuskiej producentki telewizyjnej, która dwa dni przed Bożym Narodzeniem 1996 r. została brutalnie zamordowana w swoim domku letniskowym na wsi w Irlandii.
Morderstwo w Schull nie przestaje fascynować mediów z kilku względów. Po pierwsze, ofiarą makabrycznej zbrodni padła znana osobistość z branży telewizyjnej i żona cenionego producenta filmowego Daniela Toscana du Plantier. Po drugie, irlandzka policja miała dopuścić się licznych zaniechań podczas prowadzenia śledztwa. Miało nawet dochodzić do wymuszania zeznań i zastraszania świadków.
Po trzecie, ze sprawą powiązano tylko jednego podejrzanego, który dwa razy trafiał w ręce policji i ponad dwie dekady po dokonaniu zbrodni został skazany przez francuski sąd na 25 lat więzienia. A mimo to cały czas przebywa na wolności, gdyż nie obowiązuje go prawo ekstradycyjne.
"Wrócę na święta"
Sophie Toscan du Plantier mieszkała w Paryżu ze swoim mężem i synem z poprzedniego związku. 20 grudnia 1996 r. poleciała sama do Irlandii, gdzie trzy lata wcześniej kupiła domek letniskowy. Miejscowi znali ją pod panieńskim nazwiskiem. 39-latka planowała wrócić do Paryża na święta Bożego Narodzenia. Niestety 23 grudnia ok. godz. 10 rano sąsiad dostrzegł zmasakrowane ciało kobiety w alejce koło jej domu.
Kobieta miała na sobie piżamę i buty. Dookoła pełno krwi. Urazy głowy były tak poważne, że sąsiad nie był w stanie jej zidentyfikować.
Pierwszy, a zarazem ostatni podejrzany, pojawił się na radarze policji już w styczniu 1997 r. Był nim Ian Bailey, dziennikarz-wolny strzelec, trudniący się też hodowlą ryb i drobnym handlem. Podejrzenie padło na niego po zeznaniu kobiety, która widziała mężczyznę oddalającego się z miejsca zbrodni. Rysopis pasował do Baileya, który miał już na swoim koncie sprawy za maltretowanie życiowej partnerki.
- To wstyd do końca życia - mówił Bailey w najnowszym dokumencie, gdy na ekranie pokazano zdjęcia pobitej przez niego partnerki. Tłumaczył, że do dwóch-trzech takich sytuacji doszło przez alkohol.
- Ale nie mam nic wspólnego z tą zbrodnią - podkreślił.
Zadrapania i wyznania
Na winę Baileya wskazywało wiele przesłanek. Mężczyzna twierdził, że w dniu morderstwa siedział w domu z konkubiną. Ale jej zeznanie różniło się od tego alibi. Bailey miał na rękach i czole ślady zadrapania. Mówił, że to efekt ścinania choinki na Boże Narodzenie.
Cień na niewinność Baileya rzuciło w sumie kilka osób. Podejrzany twierdził, że o morderstwie kobiety dowiedział się od zaprzyjaźnionego dziennikarza "Irish Examiner". Kolega po fachu nie powiedział mu jednak, że ofiara ma francuskie obywatelstwo, tymczasem Bailey tuż po tragedii miał rozpowiadać wszem wobec, że zajmuje się sprawą zamordowanej Francuzki.
Inny świadek twierdził, że Bailey oferował mu na sprzedaż zdjęcia z miejsca zbrodni, gdzie rzekomo nigdy nie był. Ponadto w kolejnych latach miał wyznać różnym osobom (zwykle będąc w stanie upojenia alkoholowego), że to rzeczywiście on pobił na śmierć francuską producentkę.
Francuska (nie)sprawiedliwość
Po morderstwie w Schull Ian Bailey dwa razy trafiał w ręce irlandzkiej policji, ale nigdy nie postawiono mu żadnych zarzutów. Bailey wytoczył później sprawę o zniesławienie sześciu gazetom, ale w 2003 r. sąd nie uznał jego roszczeń. W 2015 r. przegrał też sprawę rzekomo bezprawnego aresztowania przeciwko irlandzkiej policji, ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu.
Tymczasem we Francji toczyły się procesy wymierzone w jedynego podejrzanego. W 2010 r. tamtejszy wymiar sprawiedliwości postarał się o wystawienie europejskiego nakazu aresztowania za Baileyem, który jednak nie został poddany ekstradycji. Irlandzki sąd stanął po stronie swojego obywatela.
Sprawa miała swój finał w 2019 r., kiedy Ian Bailey został uznany przez francuski sąd za mordercę i skazano go na 25 lat pozbawienia wolności. Cały proces i odczytanie wyroku odbywało się in absentia, czyli pod nieobecność oskarżonego.
W oczach Francuzów sprawiedliwości nie stało się jednak za dość, gdyż Bailey znowu uniknął ekstradycji na mocy wyroku irlandzkiego sądu wyższej instancji.
Co ciekawe, w sierpniu 2021 r. prezydent Macron podczas wizyty w Dublinie zasugerował publicznie, że sprawa morderstwa z 1996 r. powinna wrócić na wokandę. Oczywiście pod warunkiem, że Bailey przybędzie na proces do Francji. W czerwcu 2022 r. irlandzka policja, która od początku była krytykowana za opieszałość i zaniechania podczas prowadzenia śledztwa, zapowiedziała przeprowadzenie "pełnej rewizji" tamtego postępowania.
Ian Bailey ma dziś 65 lat i ciągle żyje z tą samą kobietą, którą maltretował przed zabójstwem Sophie. W dokumencie "Morderstwo w Schull" pokazano go jako drobnego handlarza, który sprzedaje jajka, starocie i obrazy swojej partnerki na targowisku.
W ostatnich latach chętnie udzielał też wywiadów innym ekipom filmowym, np. podczas kręcenia dokumentu Netfliksa "Sophie: A Murder in West Cork" (2021). Bailey nigdy nie przyznał się do zamordowania Sophie Toscan du Plantier. Dla francuskiego wymiaru sprawiedliwości ma status uciekiniera poszukiwanego listem gończym.
Jakub Zagalski, dziennikarz Wirtualnej Polski