Rozstanie sposobem na ożywienie kariery. Beata Tadla ciągle odcina kupony od związku z Kretem
Beata Tadla od wielu lat jest szanowaną dziennikarką informacyjną. Nigdy nie pchała się ani na ścianki, ani okładki magazynów. Rozstanie z pogodynkiem Jarosławem Kretem (54 l.) przyniosło jej wiele trosk. Jednak z drugiej strony zapoczątkowało celebrycką część jej kariery zawodowej. Nie ma tego złego.
Kiedy w 1991 roku w rodzinnej Legnicy zaczynała swoją przygodę z dziennikarstwem, nie spodziewała się, że pewnego dnia zdobić będzie niemalże wszystkie okładki w kraju. I bynajmniej świadczące o jej prężnie rozwijającej się karierze zawodowej - choć tego Tadli odebrać nie można. To, że dziennikarką jest z najwyższej półki, wiedzą wszyscy. Ale tego, że potrafi być tej samej klasy celebrytką? Prawdopodobnie nie wiedziała nawet ona sama.
Dziennikarka na medal
Zawód dziennikarza w dobie nowych mediów to kwestia dość problematyczna. Z jednej strony to osoby publiczne, szeroko komentowane, podlegające opinii publicznej i udzielające się w świecie celebrytów. Z drugiej, ich praca powinna skupiać się na przekazywaniu informacji o świecie, a nie o sobie.
Dziennikarką z krwi i kości, która nigdy nie bała się przełamywania schematów i tworzenia swojej wizji dziennikarstwa, jest Beata Tadla. Niejednokrotnie udowadniała już, że potrafi odnaleźć się w nawet najbardziej ekstremalnych warunkach. Chociażby wtedy, kiedy relacjonowała tragiczne zdarzenia na kijowskim Majdanie. Nie przerwała relacji live nawet wtedy, gdy układano za nią ciała zabitych. Albo wtedy, kiedy pracując w TVN24 wzięła dyżur za kolegę z pracy. Padło na 10 kwietnia 2010 roku.
Stanęła na wysokości zadania i choć po policzkach ciekły jej łzy, nie przerwała serwisu informacyjnego. Zawsze powtarza, że w telewizji jest miejsce na emocje - a tych nie chowa przed światem.
- Kiedy skończyliśmy ten przedłużony o kilka godzin dyżur, w którym relacjonowaliśmy katastrofę smoleńską, to wypłakałam się Jarkowi na ramieniu. Zużyłam dwie paczki chusteczek. Daliśmy upust emocjom. Ale później płakałam jeszcze przez kilka dni - musiałam się od tego uwolnić. Emocje są po to, żeby je wyrażać, a ja dawno już zrzuciłam ciasny gorset ograniczeń - wspominała w rozmowie z Wirtualną Polską Tadla.
Każdy potrzebuje atencji
Z drugiej strony tak naprawdę Tadla nigdy nie stroniła od prasy kolorowej. Kiedy w 2014 roku rozwiodła się z dziennikarzem Radosławem Kietlińskim, jej celebryckie życie zaczęło dopiero rozkwitać. Dziennikarki chętnie wypowiadała się wtedy na temat życia prywatnego. Zresztą nigdy nie trzymała go w tajemnicy.
Kiedy jedna miłość była na wykończeniu, w życiu Beaty pojawił się ktoś nowy. Jarosław Kret miał być niczym świeży powiew wiatru. Zaczęli spotykać się w 2013 roku, a kilka lat później pogodynek uklęknął przed piękną dziennikarką. Ona powiedziała mu "tak" i dalej miało być już z górki. Tymczasem świeży powiew wiatru przerodził się w huragan, a Tadla miała nagle pod górkę. I wchodziła na nią w pojedynkę.
Intencje Kreta bardzo szybko zostały zweryfikowane. Kiedy porzucił ukochaną, oznajmiając to podczas jednego z wywiadów, wkrótce zażądał także zwrotu pierścionka. Tadli przyszło wówczas zapłacić podatek od miłości. Jednak życzliwi ludzie bardzo szybko stanęli po stronie dziennikarki. Między innymi kibicowali jej w "Tańcu z Gwiazdami", który miał być swojego rodzaju katharsis.
I tak faktycznie było. Nie dość, że Beata wytańczyła sobie kryształową kulę, to jeszcze zagrała Kretowi na nosie. I wtedy "szał na Tadlę" zaczął się na dobre. Po burzy pojawiła się tęcza, a na jej końcu garnuszek złota, z którego ciągle czerpie.
Rekompensata
Łzy Tadli okazały się na wagę złota, które prawdopodobnie dzisiaj spoczywa na jej koncie - to wszystko zasługa okładek, do których pozowała. Wizerunek dziennikarki informacyjnej diametralnie zmienił się i przez chwilę to ona rozdawała karty w show-biznesie. I mimo że od udziału w "Tańcu z Gwiazdami" i rozstania z Kretem minęło kilka miesięcy, Tadla ciągle odcina kuponiki od tych wydarzeń.
Osobistą tragedię obróciła na swoją korzyść, ale mamy wrażenie, że dzisiaj jest jej po prostu za dużo. Stała się ekspertką od wszystkiego, na czele z radami, jak ratować życie po rozstaniu. Kiedy wydawało się, że i o tym opowiedziała już wszędzie, zapowiedziała kolejną okładkę. Tym razem o tym jak żyć, radzić będzie w "Poradniku domowym".
I o ile odgryzienie się byłemu partnerowi podczas kilku pierwszych wywiadów było czymś pożądanym przez jej wielbicieli i czymś uzasadnionym dla poprawienia własnej strefy komfortu, o tyle teraz ta historia traci już na wartości. Beata Tadla firmuje dzisiaj okładki wielu magazynów swoją twarzą i osobistą historią. I raczej nie za darmo.
Wszystko na sprzedaż?
W mediach nic nie sprzedaje się tak dobrze, jak ludzka tragedia. Ludzie uwielbiają czytać o tym, że komuś też powinęła się noga. O tym, że ktoś też ma przechlapane. Należy jednak pamiętać o zachowaniu zdrowego rozsądku. A tego dziennikarce w ostatnim czasie trochę zabrakło. I choć kibicujemy jej z całych sił, to trudno przejść obojętnie obok kolejnego pisma, w którym sprzedawana jest jej historia. Bo dzisiaj zaczyna już smakować jak odgrzany kotlet, po który za chwilę nikt nie sięgnie.