"Rozmowy w toku": producent programu odpowiada na zarzuty!
Niedawne oskarżenia byłego uczestnika "Rozmów w toku" pod adresem producentów programu wywoływały prawdziwą medialną burzę. Przypomnijmy, że w anonimowym liście dawny rozmówca Drzyzgi ujawnił kulisy talk show. Mężczyzna twierdzi, że większość uczestników programu jest podstawionych, inni są werbowani przez osoby z produkcji np. na internetowych forach.Na tak poważne zarzuty odpowiedział producent programu, który poddaje w wątpliwość nie tyle zarzuty uczestnika, co w ogóle istnienie odcinka, o którym opowiada autor listu. Kto mówi prawdę i jak broni się realizator najpopularniejszego talk show w Polsce?
Obrona przed oskarżeniami
Niedawne oskarżenia byłego uczestnika "Rozmowy w toku" pod adresem producentów programu wywoływały prawdziwą medialną burzę. Przypomnijmy, że w anonimowym liście dawny rozmówca Ewy Drzyzgi ujawnił kulisy talk show. Mężczyzna twierdzi, że większość uczestników programu jest podstawionych, inni są werbowani przez osoby z produkcji np. na internetowych forach. Autor listu zdradza też, że wykorzystując jego naiwność, namówiono go do występu w show. Całość rozmowy została skrupulatnie wyreżyserowana, a emisja odcinka z jego udziałem "zniszczyła mu życie". Na tak poważne oskarżenia odpowiedział producent programu, który poddaje w wątpliwość nie tyle zarzuty uczestnika, co w ogóle istnienie odcinka, o którym opowiada autor listu. Kto mówi prawdę i jak broni się realizator najpopularniejszego talk show w Polsce?
KŻ/KW
Takiego odnicka nigdy nie było?!
"Na naszej antenie nie było programu zatytułowanego: Nie dostaniesz mnie kochana, bo seksbomba z ciebie słaba. Osoba, która rzekomo była gościem, opowiada o udziale w odcinku anonimowo i nie podaje żadnych szczegółów swojej historii, trudno się więc odnieść do zarzutów, który mają charakter tak ogólnikowy" - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez producenta.
"Każdy program ma swój scenariusz"
Producent nie wierzy też w naiwność mężczyzny, który pomimo swoich obaw przed udziałem w talk show, zgodził się na występ, a później był zaskoczony skutkiem tej decyzji.
"Jeśli Pan tak bardzo nie chciał przyjść do programu, bo "obawiał się, że to, co powie odbije się na jego życiu prywatnym" - to pytanie jest proste - dlaczego się zgodził, po co przyszedł, na co liczył? Przecież jest aktorem i na pewno wie, że idzie do telewizji, że każdy profesjonalnie przygotowany program ma swój scenariusz, według którego jest realizowany, że programy, które nie są emitowane na żywo są później montowane" - wyjaśnia, sugerując też, że oskarżenia mężczyzny najprawdopodobniej są spowodowane czymś zupełnie innym.
Oskarżenia uczestnika spowodowane frustracją?
"A może jest on po prostu niezrealizowanym aktorem, sfrustrowanym, bo nie dostaje propozycji nowych ról, a w "Rozmowach w toku" nie udało mu się zabłysnąć...? Dużo wyjaśnia zdanie: wkurza mnie to, że ten program ma od lat wysoką oglądalność... To może faktycznie irytować niedowartościowanych, którzy mają żal do losu, że ich niesprawiedliwie potraktował - czytamy w odpowiedzi producenta.
Anonimowy uczestnik programu, którego nie było?
"Ponieważ "oburzony" nie podaje nazwiska, ani nie istnieje wymieniony przez niego odcinek, więc nie mogę sprawdzić, jak niekorzystnie dla tego Pana został zmontowany, co zostało - jak twierdzi - zmanipulowane, usunięte lub niepotrzebnie zostawione - podsumowuje producent, na końcu zapewniając, że talk show jest w pełni profesjonalny.
Producent zapewnia: podstawieni rozmówcy nie istnieją
"Program "Rozmowy w toku" jest przygotowywany przez zespół profesjonalnych dziennikarzy, którzy opracowują tematy kolejnych odcinków, szukają do nich gości - po prostu rozmawiając z ludźmi - i jeśli historia jest ciekawa, dobrze opowiadana, a człowiek, który ją przeżył chce przyjechać do nas i opowiedzieć ją w studio Ewie, to jest zapraszany. Gośćmi nigdy nie były osoby podstawione czy statyści.
Czy te zapewnienia wystarczą, by uratować nadwątloną w ostatnim czasie reputację programu?
KŻ/KW