Rozenek skoczyła za mężem w ogień. Producenci "Iron Majdan" znowu zaskoczyli
Ogień miłości zamienili na ogień Azerbejdżanu. Małgorzata i Radosław zostali wysłani do kraju paliwem płynącego. I gdy wydawało się, że to będzie nudny odcinek, producenci postanowili dolać oliwy do tego ognia.
Tydzień temu Rozenek i Majdan zaganiali krowy na amerykańskich preriach. Były konie i dużo jeansowych stylizacji. Tym razem nie było tak kolorowo.
W Azerbejdżanie otrzymali prawdziwy challenge. Rozenek obstawiała, że będą musieli pracować na platformach paliwowych, potem pomysł przekształcił się w ratowanie zwierząt przed wyciekami paliw. Zasnęli w błogiej niewiedzy, a rano kierowca zabrał ich do centrum szkoleniowego na obrzeżach stolicy.
W ośrodku, do którego trafili, mieli przygotować się do nadchodzącego challenge’u. Małżeństwo zaczęło od lekcji gaszenia pożarów. Podstaw uczył ich ratownik, który pierwsze doświadczenie z pożarem miał już jako 12-latek. Pierwszy dzień miał pokazać Majdanom, że będą musieli na sobie polegać. Jak bardzo przekonali się już w prowizorycznym budynku, który służył do szkolenia nowych ratowników. Radosław zgubił "Pączusia" już w połowie.
Następny był zadymiony tunel. To było za dużo dla Rozenek. I choć miała z mężem uratować manekina z pożaru, skończyło się na tym, że trzeba było ratować Małgosię. Spanikowała i zdjęła aparat tlenowy, narażając się na niebezpieczeństwo. - One chce mnie zabić! - krzyczała.
– Jakie to straszne. Nigdy więcej mnie tam nie wpuszczajcie – powiedziała już na zewnątrz. Honor rodziny ratował Radosław, który kukłę z pożaru uratował.
- Straciłaś życie – wyznał jej po wszystkim instruktor. – Zostawiłaś go tam samego. Jestem rozczarowany – dodał.
- Można było zrobić challenge, żeby uszyć sukienkę u Prady. I to też byłoby wyzwanie, bo presja czasu. Ale tak to bym przynajmniej nie uszyła sukienki, a nie tak jak tu udusiłabym się własnymi wymiocinami – komentowała gwiazda TVN-u.
Po tym, co się stało w tunelu, Rozenek musiała odzyskać szacunek. Łatwo nie było, bo już na początku kolejnego dnia dowiedziała się, że będzie musiała wydostać się z tonącej kapsuły. Ale największym koszmarem było wspomnienie poprzedniej porażki.
A to jeszcze nie było nawet najważniejsze zadanie, a rozgrzewka. Pierwszy challenge polegał na tym, by Radosław uratował żonę. Ta dryfowała w kombinezonie ratunkowym na środku Morza Kaspijskiego. Majdan nie na białym koniu, ale na pomarańczowym pontonie odszukał Małgorzatę niedługo później.
- Ufam mu bardzo i nigdy mnie nie zawiódł. Byłam pewna, że przyjdzie, tylko pytanie było: kiedy – komentowała Rozenek.
W kolejnym wyzwaniu nie miało być już tak lekko, bo tym razem to ona miała ratować męża. – Jestem przy tobie, na pewno nic ci się nie stanie – zapewniał Radosław.
Majdan został zaprowadzony do płonącego budynku. Tam miał czekać na pomoc Małgosi. Ogień, temperatura nie do wytrzymania i ostatnie skrawki nadziei, że Rozenek jednak nie umrze z przerażenia. – To jest twoje życie, twoja rodzina, twój mąż. Musisz zdecydować, co robić – powiedział jej ratownik. Niedługo później pobiegła po Radka.
- Błagam. Ja tu nie chcę być – powtarzała, przemierzając zadymiony budynek. A Majdanowi powoli kończył się tlen. – Przestańcie oddychać! – krzyczała Rozenek do ekipy w budynku, aż w końcu dało się słyszeć ciche "kochanie" Radka. – Wyjdź stamtąd! – i tak Małgosia uratowała męża.
- To tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że mam fantastyczną żonę – powiedział po wszystkim Majdan. – Skoczyłam za tobą w ogień – takim romantycznym akcentem zakończyła wyzwanie Rozenek.