"Iron Majdan": zadanie przerosło Rozenek. Nie mogła powstrzymać płaczu
Majdanowie tym razem trafili na malownicze amerykańskie ranczo. Musieli wziąć czynny udział w codziennych obowiązkach, co miało ich przygotować do zakosztowania życia prawdziwego kowboja. Jak się okazało, było ono dalekie od westernowych przygód i filmowej sielanki…
Ranczo, na którym mieli pracować, było wielkości… Poznania i stało się prawdziwą areną zmagań. Gospodyni z kolei nie stosowała względem swoich nowych pracowników taryfy ulgowej. Pod okiem Kelly Work Majdanowie musieli się przyuczyć jazdy konno. – Ja nigdy nie jeździłem, no może kiedyś na kucyku – mówił Majdan. Zadanie było też dużym problemem dla Rozenek. Trudno się dziwić, przed laty sporo jeździła, ale kilka wypadków sprawiło, że panicznie bała się koni. Dzielnie jednak próbowała dopasować się do gospodarzy i ich naśladować.
Nie brakowało też atrakcji. Syn Kelly, jeżdżący na polowania, zaprosił ich na strzelnicę i pokazał kolekcję strzelb. - *Winchester to jedna z najpopularniejszych broni na Dzikim Zachodzie, to chyba marzenie każdego chłopaka, żeby mieć ją w ręku i jeździć na koniu *– mówił podekscytowany Radosław. Na strzelnicy Małgosia bawiła się dużo lepiej, ale pobyt nie wróżył więcej przyjemności.
Nie chodziło jednak o ekscytujące polowanie czy galop dziką prerią. Najtrudniejszym momentem była pomoc Kelly i jej synowi w znaczeniu, szczepieniu i przycinaniu uszu bydła. O ile Gosia próbowała pomóc przy zastrzykach, to na wypalanie znaku na wierzgającym i wyjącym cielaku nie mogła patrzeć. Choć codzienność nie robiła już większego wrażenia na farmerach, Majdanom trudno było zaakceptować, że cielętom chwilowo działa się krzywda. - My nie robimy takich rzeczy zwierzętom. Nie będę na to patrzyła – mówiła przejęta Małgosia i nie mogła powstrzymać płaczu.
- Wiadomo, to nie był miły widok. Ale oni też nie robili tego dla przyjemności, to była ich praca, ich codzienność – komentował Radosław, który wytrwale pomagał we wszystkich pracach. – Nie będę robiła czelenżdzu, mam w d… czelendżu – mówiła rozgoryczona Rozenek. Przed nimi było jednak najbardziej wymagające zadanie. Nie dość, że musieli zagonić niewielkie stado, to musieli się popisać zdobytymi umiejętnościami. Tego dla Rozenek było za wiele.
Do wyzwania podeszła na własny sposób, czyli bez konia. Bojąc się o męża próbowała go namówić, by zszedł z konia. Jednak podekscytowany Radosław i przerażona Małgosia wróżyli tylko jedno – sprzeczki i krzyki do tego stopnia, że zdezorientowane zwierzęta odmówiły współpracy. Na szczęście udało im się zapędzić wszystkie krowy do zagrody, ku zadowoleniu Kelly. –* Nie bali się podjąć wyzwania, a to już połowa sukcesu* – podsumowała ich właścicielka rancza. Oglądaliście ten odcinek?