Rosyjscy dziennikarze pod lupą. Władze nazwały ich "zagranicznymi agentami"
Rosyjskie władze znalazły "rosyjskich agentów". Takim mianem określają m.in. znanych dziennikarzy i popularnego youtubera. Określenie to wiąże się z szeregiem konsekwencji.
Rosyjska propaganda nie odpuszcza. Władze robią wszystko, aby do głównego nurtu nie przedostała się narracja, w której media mówią wprost o wojnie, która rozgrywa się pomiędzy Rosją a Ukrainą. Obywatele Federacji Rosyjskiej muszą wierzyć w słuszność działań wojsk na terenie zachodniego sąsiada.
Nawet w Rosji są jednak dziennikarze, którzy przedstawiają zgoła inną narrację niż ta dyktowana przez rządową propagandę. Władze nazywają ich krótko "zagranicznymi agentami". Rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości podało nawet listę. Na jej czele znalazła się Jelizawieta Osetinska, była redaktorka naczelna kilku rosyjskich gazet biznesowych, czy Maria Borzunowa, reporterka niezależnej telewizji internetowej Dożd.
"Press" podaje, że na listę trafiło też kilkoro innych znanych przedstawicieli świata mediów. W tym Jewgienij Ponasienkow, pisarz i wideobloger, znany z dowcipnych materiałów zamieszczanych na youtubowym "Kanale zdrowego rozsądku".
Z otrzymaniem etykiety "zagranicznego agenta" wiążą się konkretne konsekwencje. Noszący to miano mają obowiązek składania regularnych sprawozdań finansowych.
Ponadto na początku wszystkiego, co publikują, mają obowiązek zamieszczać adnotację, że są zagranicznymi agentami. Nie bez powodu. Termin ten niesie ze sobą negatywne konotacje z czasów sowieckich i niewątpliwie powoduje dyskredytację w środowisku i w oczach odbiorców.