Rola w filmie za liczbę lajków na Instagramie. "To dlatego Wieniawa jest teraz wszędzie"
Nie od dziś wiadomo, że media społecznościowe stanowią miejsce, gdzie można nieźle zarobić. Okazuje się też, że dzięki aktywności w sieci można zdobyć rolę w dużej produkcji. "Obsadzano mnie w danej roli, bo byłam po prostu dobrą aktorką, a nie popularną" - wspomina Beata Tyszkiewicz w rozmowie z WP Teleshow.
Jak udało nam się dowiedzieć, producenci znaleźli nową metodą na angażowanie aktorów do ról filmowych i serialowych.
- Ostatnio ciągle na castingach słyszałam pytanie, czy mam konto na Instagramie i jak prezentują się moje zasięgi. Niestety, to teraz wyznacznik tego, czy należy ci się dana rola, czy nie. Znacznie mniej ważne są doświadczenie, predyspozycje i talent - zdradza w rozmowie z WP Teleshow popularna aktorka.
Wybieranie aktorów na zasadzie popularności w mediach społecznościowych sprawia, że ci naprawdę utalentowani nie zawsze mają szansę się przebić, jeśli nie są aktywni w sieci.
- Właśnie dlatego Julia Wieniawa jest wszędzie. W jej przypadku liczą się nie tylko zdolności aktorskie, ale też zasięgi na Instagramie. Julka jest bardzo aktywna, zbudowała swoją społeczność, a producenci mają nadzieję, że jej fani ruszą do kina, czy obejrzą serial w telewizji. Tak naprawdę nie ma jak tego zwalczyć - dodaje gwiazda.
Faktycznie Wieniawa zagrała ostatnio u Patryka Vegi, gra w serialu Polsatu i TVP, a na horyzoncie pojawiły się kolejne ciekawe role. Młoda gwiazda jednak nie jest jedyną osobą w tej branży, która zyskała rolę w ten sposób.
- Ja jestem starej szkoły i uważam, że jednak powinny liczyć się umiejętności. Castingowanie z uwzględnieniem liczby followersów dotyczy wyłącznie filmów, które określiłbym jako produkty, czyli filmów komercyjnych, nastawionych na wielomilionową widownię. Wtedy opłaca się zatrudnić popularne nazwiska. Natomiast jeśli świadomy reżyser, scenarzysta czy producent chce zrealizować "film marzenie", to nie ma znaczenia, czy ktoś jest na Instagramie, czy nie. Nie podoba mi się to - powiedział w rozmowie z WP Teleshow Łukasz Maciejewski, dziennikarz i krytyk filmowy.
Łukasz Maciejewski twierdzi również, że dzieje się tak ze względu na sponsorów, którzy wymagają tego, aby w filmie zagrały wielkie gwiazdy.
- Reżyser nie ma tu wielkiego znaczenia. To przede wszystkim producenci powiązani ze sponsorami, którzy wymagają, żeby product placement się opłacił, decydują, że zatrudnią np. jakąś znaną celebrytkę. Może to też czysty cynizm jak przy filmach Patryka Vegi. To jest cynizm, który się opłaca. Wiadomo, że to się przekłada na milionową publiczność, a ludzie idą wtedy na produkt filmowy.
Znak czasów
Skontaktowaliśmy się również z Beatą Tyszkiewicz, która zagrała w 82 filmach i w 14 serialach. Aktorka przyznała, że nigdy nie słyszała o castingach na podstawie liczby followersów.
- Nie spotkałam się z czymś takim. Tak naprawdę ja w życiu nie byłam na żadnym castingu. Może poza początkami swojej kariery, ale jak już zaczęłam grać, to obsadzano mnie w danej roli, bo byłam po prostu dobrą aktorką, a nie popularną - wyznała gwiazda w rozmowie z nami.
Ewidentnie castingowanie na podstawie zasięgów w sieci to znak naszych czasów. Dzisiaj internet ma ogromną moc. Reklamy, posty na Instagramie, filmiki czy innego rodzaju aktywności mogą skutecznie zachęcić Polaków do tego, aby wybrać się do kina na konkretną pozycję. Oczywistym jest też to, że każdy twórca chce zarobić na swoim dziele i żeby obejrzało go jak najwięcej widzów. Znane nazwiska często przyciągają i bardziej zachęcają. Szkoda tylko, że utalentowani aktorzy, którzy niekoniecznie chcą uzewnętrzniać się w mediach społecznościowych, mają mniejsze szanse niż bardziej popularne koleżanki czy koledzy.
Oglądaj swoje ulubione programy za darmo na komputerze, telefonie i telewizorze! Sprawdź WP Pilot!
src="https://d.wpimg.pl/988411310--1355340711/pako_805x249.jpg"/>