Propaganda i brutalne teksty. Puścili to w TVP w biały dzień [OPINIA]
Podczas koncertu promującego polskie wojsko można było w biały dzień usłyszeć w TVP groźby o "dostaniu gazem" i przechwałki o szczuciu ludzi agresywnym psem.
17.09.2023 | aktual.: 18.09.2023 08:28
W niedzielę, 17 września, w Suwałkach odbył się koncert pod hasłem "Razem dla bezpiecznych granic". Data i miejsce nie były przypadkowe: impreza zorganizowana została w rocznicę rosyjskiej napaści na Polskę w 1939 roku, a scena stanęła na Przesmyku Suwalskim, strategicznym obszarze, o którym często się mówi w analizach nt. ewentualnego ataku ze strony Rosji.
Przez dwie godziny na scenie promowano polskie wojsko i chwalono jego działania, w tym wspólne akcje ze Strażą Graniczną na granicy białoruskiej, gdzie w lasach giną imigranci próbujący dostać się do UE. Ale o tym nikt się nie zająknął.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska zaatakowana
Prawdziwym headlinerem imprezy był minister obrony Mariusz Błaszczak, który wystąpił na początku z propagandowym przemówieniem. Zaczął je od informacji, że Polska została zaatakowana - wyjaśnił, że chodzi o atak hybrydowy - ale wojsko we współpracy ze Strażą Graniczną skutecznie broni granic. Potem dodał jeszcze, że "jesteśmy wdzięczni polskiemu wojsku i będziemy wciąż je wspierać".
Mówił, dość oględnie, o polityce rządu dotyczącej obronności, np. o zakupach sprzętu wojskowego. Wspomniał też o tym, że PiS tworzy "nowe jednostki tam, gdzie zostały zlikwidowane" - w domyśle: likwidowane przez poprzednie rządy, co było powtórzeniem zmanipulowanego przekazu od wielu dni prostowanego przez niezależnych analityków wojskowości. Minister powitał też swoich odpowiedników z krajów bałtyckich, podkreślając międzynarodowy charakter imprezy.
W Suwałkach byli także żołnierze z tych państw. W pewnym momencie doszło w związku z nimi do żenującego incydentu: prowadzący koncert Rafał Brzozowski zaczął mówić do litewskiego oddziału po polsku. Na koniec zwrócił się do Litwinów z niemal kolonialną wyższością: "no przecież rozumiecie".
"Bo oberwiesz gazem"
Potem zaczęły się występy: nieco kuriozalny miks bogoojczyźnianego patriotyzmu i rozpaczliwych prób stworzenia nowej formy promowania wojskowej przemocy za pomocą języka popkultury.
W repertuarze były więc nowe wersje klasycznych piosenek wojskowych, patriotycznych, legionowych czy powstańczych. Dyżurni piosenkarze i piosenkarki TVP z Rafałem Brzozowskim na czele z minami godnymi dużo lepszej sprawy śpiewali o strzelaniu, zabijaniu, gonieniu wroga i o tym, jak wspaniale jest w wojsku.
Jeszcze bardziej koszmarnie robiło się, kiedy na scenę - dokładnie tak jak w Kołobrzegu w najlepszych latach propagandowego PRL-owskiego festiwalu piosenki żołnierskiej - wchodzili umundurowani naturszczycy: śpiewający żołnierze i żołnierki. Ich występy nie broniły się w żadnej mierze pod względem artystycznym, męczyły topornością i prostotą, której daleko było do szlachetności. Momentami przerażały też brutalnymi tekstami, takimi jak choćby wersy o "rozgrzanej lufie" czy ostatnie słowa jednego z prymitywnych utworów w stylu militarnego hip-hopolo, w którym sporo było gróźb wobec wrogów: "nie podchodź, bo oberwiesz gazem".
Wszystkim przygrywał Reprezentacyjny Zespół Artystyczny Wojska Polskiego, śpiewał chór w mundurach, pojawiał się też umundurowany zespół taneczny. Militarne elementy pojawiały się również w scenografii: scenę dekorowała siatka maskująca, w kadrze co i rusz pojawiały się wojskowe pojazdy. Kamera z lubością przesuwała się też nad sektorami widowni wypełnionymi umundurowaną publicznością. Trudno powiedzieć, czy byli to żołnierze, ściągnięci z posterunków, których - według słów powtarzanych wielokrotnie ze sceny - trzeba zaciekle bronić bez żadnej przerwy czy raczej - jak się już zdarzało w TVP - wynajęci i przebrani statyści.
Polski żołnierz szczuje psem
Przy tego typu piosenkach można się było co najwyżej śmiać, ale kpina zmieniała się w prawdziwy niesmak podczas filmowych przerywników. Płynęła z nich ślepa propaganda dotycząca polityki obronnej PiS-u, ośmieszonej w ostatnim czasie wielokrotnie. W filmach nie było jednak oczywiście mowy o sprzedawaniu przez polskich urzędników wiz Schengen "filmowcom z Bollywood" czy o bałaganie wokół rosyjskiej rakiety, która przeleciała nad połową Polski.
Były za to wywiady z mieszkańcami przygranicznych domów, którzy dziękowali wojsku za opiekę - choć nie było do tej pory jakichkolwiek incydentów, świadczących o tym, że uchodźczynie i uchodźcy mają agresywne zamiary wobec miejscowej ludności.
Były też ckliwe wywiady z żołnierzami: stojąc pod słynnym granicznym płotem z lufami skierowanymi w stronę lasu, gdzie zamarzały i znów będą zamarzać dzieci, opowiadali o… własnych dzieciach, które tęsknią za nimi w domach. Prezentowali też z dumą sprzęt, służący do zastraszania uchodźczyń i uchodźców i wyrzucania ich za płot.
Najbardziej nieprzyjemnie zrobiło się natomiast, kiedy jeden z żołnierzy pokazywał groźnego psa, potężnego owczarka niemieckiego. "Roksy warknie i uchodźcy chowają się do lasu" - tak wojskowy z polskim orłem na mundurze chwalił się przed tysiącami widzek i widzów szczuciem ludzi agresywnym psem.
Koncert TVP okazał się wydarzeniem nieznośnym: nachalną propagandą wojska, broni, przemocy, w której trudno było znaleźć jakiekolwiek elementy wartościowe pod względem artystycznym. Była to raczej współczesna wersja kołobrzeskiego festiwalu piosenki żołnierskiej z elementami zaczerpniętymi wprost z buńczucznych sanacyjnych wieców propagandowych spod hasła "Silni, zwarci, gotowi". Na scenie w Suwałkach dużo było przede wszystkim tych, którzy za pieniądze TVP gotowi są na wszystko.