Producentka "Ukrytej prawdy" o tematach tabu: "Nie boimy się"

"Ukryta prawda" świętuje swoje 10-lecie. Oprócz zawiłych historii inspirowanych codziennością program nie unika też trudnych tematów. - Poruszaliśmy m.in. temat pedofilii w Kościele. Był temat kazirodztwa. Ale mówimy o nich dlatego, że to są historie, które pojawiają się w naszym społeczeństwie - tłumaczy Aneta Kot, producentka "Ukrytej prawdy".

Na planie serialu "Ukryta prawda"
Na planie serialu "Ukryta prawda"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | TOMASZ URBANEK
Karolina Stankiewicz

03.03.2022 11:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Karolina Stankiewicz: Skąd się biorą te nieprawdopodobne historie do "Ukrytej prawdy"?

Aneta Kot: One biorą się z życia. Z artykułów, wiadomości, opowieści znajomych. Wielokrotnie dostawałam propozycje odcinków, których opis wydawał mi się absolutnie niewiarygodny. A w odpowiedzi na moje wątpliwości dostawałam link od headautora z artykułem, którym ta historia była inspirowana. Ale oczywiście tym historiom z życia musimy nadać odpowiedni wymiar. I musimy wymyślić tę tytułową ukrytą prawdę.

Czy w "Ukrytej prawdzie" są tematy tabu?

Nie. Są tematy wrażliwe, do których podchodzimy bardzo delikatnie, z szacunkiem do widza, ale ich nie unikamy. Mieliśmy odcinki o rodzinach, w których były konflikty o podłożu rasistowskim, były tematy związane z wykluczeniem, czy to z powodu wyznania, czy orientacji seksualnej. Były poruszane tematy osób transpłciowych funkcjonujących w swoim najbliższym otoczeniu. Poruszaliśmy tematy pedofilii czy to w Kościele, czy w rodzinach. Były tematy kazirodztwa. Ale poruszamy je dlatego, że to są historie, które pojawiają się w naszym społeczeństwie. Nie są one naszymi głównymi tematami, bo nie dotyczą większości. Ale zdarzają się i każdy z nas na jakimś etapie swojego życia może mieć z nimi do czynienia. Nie boimy się tego.

Plan programu "Ukryta prawda"
Plan programu "Ukryta prawda"© Materiały prasowe | TOMASZ URBANEK

Jednym z charakterystycznych elementów "Ukrytej prawdy" są naturszczycy w obsadzie. Jak wyglądają castingi?

Współpracujemy z agencją, która zajmuje się obsadzaniem naszych odcinków. Ale w okresie pandemii stworzyliśmy własną bazę, z której korzystaliśmy. Procedura wygląda tak: kiedy odcinek trafia na biurko wydawcy, jest już przygotowana wstępna lista castingowa osób, które będą występować w danym odcinku. Wysyłamy to do działu obsady i dział obsady ma mniej więcej dwa, trzy tygodnie na przygotowanie propozycji do tych ról. Przed pandemią mieliśmy stacjonarne castingi. One odbywały się dwa razy w tygodniu w wyznaczonym miejscu. Przychodziły osoby, którym już zaproponowano konkretne role. Te osoby wiedziały, której sceny powinny nauczyć się na casting. Staraliśmy się robić tak, żeby zamykać odcinek w jednym castingu, bo to też jest ważne, by zobaczyć, czy te osoby pasują do siebie wizualnie, jeśli mają grać na przykład rodzinę. Czasem było tak, że ktoś przyszedł na casting, nie dostał tej roli, której się nauczył, ale dostał propozycję zagrania w innym odcinku, do którego lepiej pasował.

Czy wasi aktorzy rozwijają później swoje umiejętności w innych produkcjach?

Przez te 10 lat i 1460 odcinków mieliśmy mnóstwo takich osób, które zaczynały jako epizodysta w bardzo drobnej roli, a później wielokrotnie proponowaliśmy im główne role w odcinkach. Część osób, które zaczynały swoją karierę w "Ukrytej prawdzie", później grała np. w reklamach, serialach fabularnych czy nawet w filmach. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, kiedy jednego z panów, który grał u nas, zobaczyłam w filmie "Ostatnia rodzina". Byłam z niego bardzo dumna. Widzę też przez te lata, jak ci nasi stali aktorzy dojrzewają. Z nastolatków stają się dorosłymi ludźmi i wciąż chcą u nas grać. Jak osoby, które zaczynały od małych ról, teraz mają takie umiejętności, że mogłyby spokojnie grać w fabułach. Początkowo ci nasi aktorzy amatorzy bardziej podawali tekst, niż te swoje role odgrywali. Teraz są odcinki, w których widać, że te emocje są wygrane, gdzie jest przeciągnięte spojrzenie, dotyk, wymowna cisza.

Czy profesjonalni aktorzy też przychodzą na castingi?

Zdarza się, ale musimy pamiętać, że jako paradokument oferujemy niższe stawki, niż te, do których przyzwyczajeni są zawodowi aktorzy. Najczęściej przychodzą do nas ludzie, którzy mają swoje życie zawodowe, są nauczycielami, biznesmenami, dziennikarzami. Mamy pana, który śpiewa w operze. Oni przychodzą po przygodę. Honorarium, które dostają, nie jest honorarium zawodowego aktora. Na zawodowych aktorów na co dzień nas nie stać. Ale czasem potrzebujemy ich do roli kontrowersyjnej czy trudniejszej emocjonalnie.

Czy po tych 10 latach praca przy "Ukrytej prawdzie" wciąż jest wyzwaniem?

Dla mnie największym wyzwaniem jest unikanie rutyny i tempo, w którym pracujemy. Pracujemy na dwóch planach dziennie, realizujemy cztery odcinki tygodniowo. Najpierw czytamy pomysły, później omawiamy scenariusz z autorami, później szukamy obsady i lokacji. Kierownicy produkcji dbają o budżet. Trzeba zamówić samochody, które zagają w odcinkach, czasem zadbać o efekty specjalne, kaskaderów, bo były np. odcinki z wypadkami samochodowymi czy rozbrajaniem bomb. Później trzeba to wszystko nagrać. Na planie potrzebny jest cały sztab ludzi: reżyser, obsada, redaktor, operatorzy, dźwiękowcy, rekwizytorzy, kierownicy planu, dyżurni, makeupistki, ludzie od kostiumów, catering, ludzie do obsługi agregatu, ochrona… To jest najkrótszy (dwa i pół dnia), ale najbardziej intensywny etap. To wszystko wymaga od nas niezwykłej dyscypliny, bo jeżeli coś się wysypie, to sypie się wszystko po kolei. Musimy być też bardzo kreatywni. Nie odpuszczamy. Bywa, że wciąż kłócimy się o zakończenie odcinka. Czy bohaterka ma wybaczyć swojej matce to, że ją kiedyś oddała? Czy bohater wybaczyłby zdradę? Czy puściłby dziecko na imprezę? Myślę, że z tego wszystkiego powstaje dość niezwykły program.

Na czym pani zdaniem polega fenomen "Ukrytej prawdy"?

Lubimy tę pracę, więc nam się nie nudzi. Lubimy ze sobą pracować i szanujemy widza. Nasze odcinki muszą być bliskie życia, bo "Ukryta prawda" jest takim lustrem, w którym możemy znaleźć nasze odbicie Pokazujemy historie, które mogłyby zdarzyć się nam, naszym sąsiadom lub bliskim. To są realne tematy. Do tego konsultujemy je z ekspertami, by dać widzowi wiarygodny materiał. Jeśli widz poczuje się oszukany lub zlekceważony, nie wróci przed ekran.

Plan programu "Ukryta prawda"
Plan programu "Ukryta prawda"© Materiały prasowe | Bartosz Krupa

Czy spodziewaliście się, że to wszystko potrwa aż tyle lat?

Początkowo ekipa "Ukrytej prawdy" zakładała, że powstanie 120 odcinków. 300 to w ogóle byłby ogromny sukces. Tych dziesięciu lat chyba nikt się nie spodziewał. Przez ten czas wiele się zmieniło, ale personalnie w ekipie zaszło niewiele zmian. Kiedyś liczyliśmy, ile dzieci nam się urodziło i jest ich całkiem sporo. Mamy też cudowną historię romantyczną: w trakcie realizacji jednego z odcinków między reżyserem i aktorką narodziło się uczucie i mamy serialowe małżeństwo.

Część widzów ogląda "Ukrytą prawdę" z dystansem i przymrużeniem oka. Później powstają memy. Co o nich sądzicie? Smucą was czy bawią?

Uwielbiamy te memy. I nie tylko memy: na YouTube można znaleźć piosenkę w całości stworzoną z belek z "Ukrytej prawdy". Jeden z kabaretów przedstawił skecz inspirowany "Ukrytą prawdą". To było przekomiczne. Jeżeli powstają memy czy piosenki, to znaczy, że ktoś to ogląda, ktoś się tym interesuje i inspiruje, że ktoś poświęcił czas, by coś takiego stworzyć. Oczywiście, że mamy świadomość, że pardokumenty czasem są traktowane w ofercie dla telewidzów trochę z przymrużeniem oka. Ale zdajemy sobie sprawę z tego, jakie są oczekiwania tego segmentu i robimy wszystko, by im sprostać. Wykonujemy tyle samo ciężkiej pracy, co twórcy innych produkcji, by "Ukryta prawda" była na jak najwyższym poziomie. I jest to przez widzów doceniane.

Źródło artykułu:WP Teleshow
ukryta prawdawywiadproducentka
Komentarze (2)