Prawda wyszła na jaw po latach. Menadżer Mandaryny ujawnił, co doprowadziło do wpadki w Sopocie
Odium po feralnym występie Marty Wiśniewskiej na festiwalu w Sopocie do dziś ciągnie się za artystką. Choć od słynnej wpadki minęło już prawie 20 lat, nie do końca wiadomo, co przesądziło o blamażu ówczesnej żony lidera Ich Troje. Nowe światło na wydarzenia sprzed lat rzucił ostatnio były menadżer artystki. W rozmowie z jednym z portali ujawnił, co wydarzyło się w Sopocie.
07.11.2023 | aktual.: 07.11.2023 18:35
Występ Mandaryny podczas festiwalu w Sopocie w 2005 roku jest uważany za jedną z największych wpadek w najnowszej historii tej muzycznej imprezy. Rywalizująca o Bursztynowego Słowika tancerka tak fatalnie wykonała w Operze Leśnej przebój "Ev'ry Night" i "Windą do nieba", że, zdaniem wielu, raz na zawsze pogrzebała swoje szanse na karierę wokalistki.
Wiśniewska, która ma już za sobą zarówno muzyczne aspiracje, jak i małżeństwo z ekscentrycznym liderem Ich Troje, niechętnie wracała do traumatycznych wydarzeń sprzed lat, które boleśnie obnażyły jej brak wokalnego talentu. W wywiadach czy komentarzach nie lubiła opowiadać o tym, co zaszło na festiwalu. Po latach za to chętnie otworzył się na ten temat jej były menadżer Kris Świętoń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ówczesny menedżer Mandaryny udzielił niedawno wywiadu serwisowi Pomponik, w którym wspominał przygotowania swojej podopiecznej do festiwalu w Sopocie. Jak twierdzi, Wiśniewska wiedziała ponoć, że wokal nie jest jej największym atutem. Dlatego też w czasie występu miała mieć solidne wsparcie ze strony chórzystek.
- Miała trzy chórzystki - jedna była specjalnie wynaleziona pod nią, miała bardzo podobny głos do niej. Ona miała praktycznie za nią śpiewać, ale oni tę chórzystkę wyłączyli [...] - wspominał w rozmowie ze wspomnianym serwisem Świętoń, ujawniając, jak w efekcie doszło do kompromitacji Mandaryny.
- Marta nie miała odsłuchów. Chórzystka śpiewała, a nie wiedziała, że jej nie słychać. Marta mi powiedziała, że ona dopiero tak w połowie drugiej piosenki się skapnęła, że coś nie gra. Ona była przekonana, że jest okej - ujawnił były menedżer artystki, którego zdaniem za całym tym skandalem z odsłuchami stał ówczesny menadżer Dody.
Jak na koniec z ubolewaniem przyznał Świętoń, Mandaryna do dziś nie poradziła sobie z upokorzeniem, którego przed laty doznała na oczach całej polski. - Ma kompleks Sopotu, kompleks byłej wielkiej gwiazdy - podsumował.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.