Polskie ganicie, cudzego nie znacie. Oto najlepszy dowód, że polskie programy rozrywkowe jeszcze nie sięgnęły dna
Nie ma co krytykować naszych gustów, kiedy na Wyspach pokazują show "Podróż z kozą". Nieznajomi ruszają przez Afrykę, by doprowadzić zwierzę do rzeźnika. Czy jest na sali ktoś, kto narzekał na patologię w polskich reality show?
22.01.2019 | aktual.: 22.01.2019 17:43
Forbes przygotował zestawienie najchętniej oglądanych programów rozrywkowych. Wygrał "Rolnik szuka żony" (średnia widownia to 3,3 mln osób powyżej 4. roku życia), goni go "Mam Talent" (2,8 mln widzów). W zestawieniu jest też o dziwo... "Kocham Cię, Polsko", o którym pewnie wielu widzów już dawno zapomniało. Program TVP zamyka zestawienie przygotowane przez Nielsen Audience Measurement z wynikiem 1,6 mln widzów. I tu się pewnie niejednej osobie nasuwa pytanie: dokąd zmierzamy, że oglądamy takie programy?
Fabryka kolorowych show w Polsce ma się dobrze. Lubimy podglądać szukających miłości rolników i tych, co skaczą na trampolinach otoczeni ogniem (taki talent). Mamy show o gotowaniu, o śpiewaniu, o tańczeniu. Jest program o tym, jak nieznajomi biorą ślub i o tym, jak grupa celebrytów je bycze oczy w Ameryce Południowej, by wygrać kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wydawało nam się, że największą abstrakcją może być show, podczas którego ludzie dają się zahipnotyzować, albo program, gdzie podgląda się warszawskich imprezowiczów zamkniętych w jednym domu. I wtedy przyjrzeliśmy się… brytyjskim produkcjom.
Zabić, czy nie zabić
Oto przykład na to, że właściciele polskich fabryk z szyldem "rozrywka" są bardzo zachowawczy i chwała im za to. Od stycznia Brytyjczycy mogą oglądać program, w których dwoje nieznajomych rusza w tytułową "Podróż z kozą".
Tytuł to spore uogólnienie, bo w każdym odcinku pojawia się inne zwierzę. Jest też inna para bohaterów. Widzieliśmy pierwszy odcinek (jest dostępny dla wszystkich na stronie Insight.tv), w którym dwójka znanych osobowości telewizyjnych – Abraham i Sophie – trafiają do wioski masajów w Kenii. Tam dostają kozę, którą w 3 dni mają dostarczyć do rzeźnika w mieście.
- Co, jeśli koza będzie się źle zachowywać? – pyta Abraham członka plemienia. – Uspokój ją. Musisz ją głaskać – słyszy.
Po trzech dniach muszą zdecydować: oddają kozę rzeźnikowi czy darują jej życie. Kamery oczywiście śledzą całą podróż uczestników i to, jak zaprzyjaźniają się ze zwierzęciem. Twórcy programu nie oszczędzają widza, bo pokazują dokładnie, co na koniec ma się stać ze zwierzęciem. Jeszcze przed wyruszeniem w podróż bohaterowie oglądają ubój jednej z kóz.
By podbić absurd całej tej produkcji, uczestnicy filmowani są np. podczas… jedzenia dania z kozy.
Oszczędzając wam oglądania pierwszego odcinka możemy zdradzić, że Abraham i Sophie zdecydowali się ocalić kozę przed rzeźnikiem. – Nie jestem naiwna i wiem, że przeznaczeniem tego zwierzęcia było zginąć. Ale jeśli możemy coś zrobić, to pozwolić jej dożyć w spokoju starości wśród stada – mówi Brytyjka.
Pogram, choć wydaje się kompletnym wariactwem, ma pokazać widzom, jak traktowane są zazwyczaj zwierzęta, które potem zjadamy. Przede wszystkim ma uświadomić, że mięso nie bierze się z powietrza, tylko wcześniej słodką kózkę czy świnkę trzeba zabić.
Do tej pory stacja wyemitowała 4 odcinki show, okrzykniętego wyjątkowo kontrowersyjnym. Pytanie jednak, czy nie ma większej wartości edukacyjnej, niż niejeden program o rolnictwie? Brytyjczycy do perfekcji dopracowali siłę rażenia swoich programów. Nie owijają w bawełnę. Ani jeśli chodzi o kwestie etyki i jedzenia, ani jeśli chodzi o… życie miłosne.
Ciąża z nieznajomym
Czym jest "Rolnik szuka żony" w porównaniu do kolejnego nowego show w Wielkiej Brytani… Jest jak bajka na dobranoc. Bo Brytyjczycy (w ślad za Finami, Francuzami, Hiszpanami i Niemcami) wykupili nowy format o wdzięcznej nazwie "Pregnant and Platonic".
Jest umowa na 10 odcinków, ale dokładnej daty premiery na BBC2 jeszcze nie ma. Wiadomo, że program widzowie zobaczą jesienią 2019 roku. Ale najważniejsze: "Pregnant and Platonic" okrzyknięty jest przełomowym programem, w którym poznaje się dwoje ludzi i decyduje, by razem mieć dziecko.
Tak, obcy sobie mężczyzna i kobieta (dobrani dzięki pomocy ekspertów) przez kilka miesięcy uczestniczą w spotkaniach i wykonują różne zadania, by ostatecznie począć dziecko. Na stronie producenta możemy przeczytać, że to odpowiedź na "rosnący fenomen co-parentingu, gdy mężczyzna i kobieta decydują się być rodzicami przed tym, jak się zakochają".
- Poszukiwania partnera, który wychowa z tobą dziecko, mogą być tak trudne, jak poszukiwania prawdziwej miłości. Różnica? Z nieudanego małżeństwa można się wycofać, ale nie z bycia rodzicem, bo to zobowiązanie na całe życie – czytamy.
Program przybliży historię poszczególnych uczestników i to, dlaczego zdecydowali się na "platonicznego partnera". Z opisu producenta można się dowiedzieć także, że cały proces ma trwać rok. Po tym czasie pary będą miały zdecydować dokładnie, jak dalej potoczy się ich związek.
Seks na ekranie
W rozkładaniu intymności na czynniki pierwsze brytyjska telewizja praktycznie nie ma sobie równych. Istnieje kilkanaście, a może kilkadziesiąt programów, które "Ślub od pierwszego wejrzenia" przegoniły już dawno. Mowa oczywiście o przekraczaniu granic moralnych.
Zdaniem Moniki Helsey z internetowego magazynu "Broadly" wszystko zaczęło się, gdy na Wyspach zaczęto emitować w latach 80. "Blind Dates", czyli odpowiednik naszej "Randki w ciemno". Od tamtej pory wykwitło mnóstwo programów o tematyce…miłosnej. Dyplomatycznie mówiąc.
Był program "Stand By Your Man", w którym kobietom pokazywane było 5 selfie i musiały stanąć obok tego zdjęcia, na którym według nich był najprzystojniejszy mężczyzna. Potem panie zbierały się w łóżku wybranka i zadawały mu różne pytania. – Na końcu programu zwycięzca zabierał jedną z kobiet na curry – wspomina dziennikarka.
Był i program "Sex Box", pokazywany przez Channel 4 do 2016 roku. Pomysł był taki, że para uprawia seks w ogromnym boksie ustawionym w studiu telewizyjnym. Po wszystkim siadali naprzeciwko ekspertów (i widowni), by porozmawiać o swoim stosunku i w ogóle o życiu seksualnym, jakie prowadzą.
Założenie było może i kontrowersyjne, ale ciekawe. W dobie otaczania seksu murem tabu, program wydawał się przełomowy. Brały w nim udział pary hetero- i homoseksualne. Geje, lesbijki, czarnoskórzy itd. Pełen przekrój społeczeństwa. Opowiadali o samym stosunku, ale też o swoich problemach z intymnością.
Program wzbudził gorącą debatę w mediach. Część dziennikarzy biła brawo produkcji za przełamywanie tabu, inni wskazywali wprost, że forma może i przełomowa, ale show było po prostu nudne. Badania oglądalności wskazywały jasno: początek pierwszego odcinka przyciągnął 1,1 mln widzów, ale już po 15 minutach oglądalność spadała o 200 tys. widzów!
Jest jeszcze jeden program, który udowadniał nam do tej pory, że polskie reality show nie są takie kontrowersyjne, jak się wydaje. Mowa o "Love Island". Dziewczyny zakładają bikini, ustawiają się w rzędzie i prezentowani są im mężczyźni. Każda ma wybrać sobie chłopaka, z którym spędzi najbliższy czas na tytułowej "Love Island", czyli wyspie miłości. Przez kilka tygodni wykonują w parach różne zadania. Wygrywa ten duet, który najbardziej rozkocha się w sobie i zarazem rozkocha w sobie widzów.
Wszyscy uczestnicy są zamknięci w luksusowej willi i nie mają kontaktu z zewnętrznym światem. W każdym kolejnym odcinku chodzi o to, by podkręcić pożądanie w uczestnikach. Erotyczne tańce, zamknięte pokoje, romantyczne kolacje, kąpiele w saunie. Czyli wszystko to, co może skończyć się telewizyjnym skandalem.
Wygrana? 50 tys. funtów dla pary. Ale sam udział w programie to przepustka do sławy i… lukratywnych kontraktów reklamowych. Nawet trudno się dziwić. Czwarty sezon programu oglądało średnio 3,96 mln widzów. Było aż 49 odcinków! Wygrała Dani Dyer i Jack Fincham. Stali się najgorętszą parą w Wielkiej Brytanii. Gdy jakiś czas temu gruchnęła wiadomość, że się rozstają, tabloidy nadały tematowi rangę państwowego skandalu (prestiżowe miejsce na stronie "Daily Mail" okupowane było przez tekst o rozstaniu). Dyer i Finchman musieli przepraszać za rozstanie Brytyjczyków. I wrócili do siebie.
A teraz okazuje się, że "Love Island" pojawi się w Polsce. Polsat wykupił już prawa do pokazania programu u siebie. Ma pojawić się w jesiennej ramówce stacji.