Polacy chcieli kolorowych ptaków w "Big Brotherze". Ostatecznie i tak wygra zwykły Janusz
"Dajcie nam kogoś, kto się wyróżnia!" - pisali internauci po pierwszym odcinku "Big Brothera". To uroczy paradoks, bowiem show i tak wygra "zwykły szarak". Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na to, jak potoczyły się losy niektórych uczestników.
13.06.2019 | aktual.: 13.06.2019 11:36
Już w niedzielę wielki finał programu "Big Brother". W luksusowej willi mieszkają zaledwie cztery osoby: Radek, Magda, Bartek i Igor. To oni powalczą o 100 tys. zł. Pieniądze mogą wygrać już tylko i wyłącznie dzięki sympatii widzów. Kto okaże się ulubieńcem Polaków?
Wiele osób typuje Madzię Wójcik, która jest kolorowym ptakiem tej edycji. Dziewczyna od pierwszego odcinka wyróżniała się barwnymi stylizacjami. Jej życie też jest dość barwne, co sama wiele razy podkreślała w programie. Widzowie uważają ją za dość infantylną, ale kochaną i dobrą osobę. Czy jednak na pewno to ona ma szansę na zwycięstwo?
Kiedy po 18 latach wyemitowano "Big Brothera", w sieci pojawiło się mnóstwo opinii, że w show brakuje różnorodności. Zarzucano produkcji, że nie wybrali z castingu barwnych postaci i wszyscy są strasznie nudni. Większość chciała widzieć na ekranie w zaciszu domowym "kolorowe ptaki".
Z czasem okazało się, że w willi pod Warszawą mieszkają tzw. osobowości. Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała oczekiwania Polaków. Każdy, kto choć trochę wyróżniał się z tłumu, był najpierw eliminowany przez grupę, a potem przez widzów.
Pierwszy przykład z brzegu to Łukasz Darłak. Chłopak przyznał się na początku programu do tego, że jest gejem. Zawsze mówił to, co myśli, co nie podobało się zarówno widzom, jak i mieszkańcom. Eliminowali go kilkukrotnie, aż w końcu odpadł z show. Jako że w tamtym momencie był jedyną postacią, która przyciągała widzów przed telewizory, stacja postanowiła go przywrócić po odejściu innego uczestnika. Jego wyrazista osobowość wzbudzała wiele kontrowersji, więc ostatecznie nie dotarł do finału. A bez wątpienia był "kolorowym ptakiem" tej edycji.
Nawet, gdy spojrzymy wstecz, to znajdziemy zbliżony przykład. W pierwszej edycji "Big Brothera" wielu kibicowało Manueli Michalak. Charakterystyczny śmiech uczestniczki show poprawiał humor każdemu widzowi i mieszkańcowi willi. To ona była faworytką do samego końca.
Kiedy przyszło do ogłaszania wyników, okazało się, że Polacy wybrali Janusza Dzięcioła. Zwykłego mężczyznę, który pracował jako strażnik miejski. Przez całą edycję unikał konfliktów, nie wyrażał radykalnych poglądów i raczej nie był duszą towarzystwa. Śmiem twierdzić, że przechodził z odcinka na odcinek, bo wszyscy o nim zapominali.
I tak to jest w tym polskim świecie. Najpierw wszyscy oburzają się, że pragną w telewizji osobowości, wyrazistych postacji, "kolorowych ptaków", a potem wygrywa program taki Janusz. Właśnie dlatego nie wydaje mi się, żeby tym razem Magda Wójcik miała szansę.
Najprawdopodobniej zwycięży Bartek, który ma poukładane życie rodzinne, nie był konfliktowy, starał się wszystkim dogodzić i miał trudną przeszłość. Polacy po prostu najbardziej mogą się z nim utożsamić.