Poczuliście się oszukani przez TVP? Przecież takie numery widzieliśmy nie raz
Afera aferę w telewizji pogania. A jak głównym bohaterem jest TVP, to robi się dodatkowo głośno. Tym razem na świeczniku jest "Dance dance dance". Celebryci przyszli potańczyć, a skończyło się na skandaliku z lepiącym i brzydkim hasłem w wynikach wyszukiwania "oszustwo".
24.04.2019 | aktual.: 24.04.2019 11:31
"Dance dance dance" to nowy i całkiem dobrze odebrany przez widzów format show w Telewizji Polskiej. Kilka par celebrytów co tydzień odtwarza choreografię z innego znanego teledysku. I tak na scenie mogliśmy zobaczyć np. jak Rafał Maślak wciela się w MC Hammera przywdziewając charakterystyczne skórzane wdzianko lub np. młodziutką Wiktorię Gąsiewską wcielającą się w skandalistkę Madonnę. Wszystko szło pięknie aż do finałowego odcinka.
Ten ostatni taniec
Show oglądało się nad wyraz dobrze. Jak podają Wirtualne Media, największą widownię produkcja zgromadziła 16 marca. TVP1 w tym czasie włączyło aż 2,34 mln Polek i Polaków. Co jest dobrym wynikiem, patrząc choćby na to, jak wiele produkcji typu talent show mamy pod ręką. Tak, tak – można tu mówić o sukcesie.
I co się więc stało podczas finału? Widzowie zostali poinformowani, że zwycięzców wyłoni... głosowanie SMS-owe. Tyle że program nie jest nadawany na żywo. Odcinki, o czym wszyscy doskonale wiedzą, były nagrywane na kilka dni przed emisją. Gdy widzowie słyszeli z ust prowadzącej, by wysyłać SMS-y na swoją ulubioną parę, ta para była gdzieś daleko od studia i robiła rzeczy różne, ale na pewno nie tańczyła na scenie w TVP.
Tu pojawia się hasło "oszustwo". Fani programu poczuli się oszukani. Po co wysyłaliśmy SMS-y, skoro odcinek jest już nagrany? O reakcjach widzów nie będę wiele pisać, bo wszystkie zawarliśmy we wcześniejszym tekście. Także komentarze Barbary Kurdej-Szatan i Pauliny Krupińskiej, które stanęły w obronie show.
Po kilku dniach od afery, jaka rozpętała się w sieci, produkcja tłumaczy.
- W odróżnieniu od oryginalnego formatu, zdecydowaliśmy się na oddanie decyzji właśnie w ręce widzów. Zgodę na taką zmianę w programie TVP uzyskała u uczestników programu, jak i u właściciela formatu, którego jednym z warunków było nagranie dwóch wariantów finałowej sekwencji, w której ogłaszani są zwycięzcy - wyjaśnia portalowi Wirtualnemedia.pl centrum informacji TVP.
- Chcemy zaznaczyć, że mimo wcześniejszego nagrania dwóch wariantów, głosowanie SMS odbywało się w czasie rzeczywistym. Po zamknięciu linii SMS-owych głosy zostały zliczone i w trzeciej części programu został wyemitowany wariant zgodny z decyzją widzów. Pragniemy zapewnić wszystkich głosujących, że ich SMS miał wpływ na ostateczny wynik – czytamy.
Nie takie rzeczy widzieliśmy
Pytanie tylko, czy kilkudniowe oburzenie internautów ma jakiś sens? Z jednej strony owszem: można zarzucić TVP, że reżyseruje reakcje uczestników programu na wygraną (zwycięzcami byli Adam Zdrójkowski i Wiktoria Gąsiewska). A z drugiej: czy my przypadkiem nie widzieliśmy już podobnych rozwiązań w telewizji?
Wystarczy tylko przypomnieć, że program Polsatu "Twoja twarz brzmi znajomo" korzysta z podobnego rozwiązania. Widzowie co odcinek widzą na swoich ekranach telewizorów napis "występ na żywo", tymczasem program nie jest pokazywany w czasie rzeczywistym. Takie zagięcie czasoprzestrzeni, którego nie powstydziliby się Avengersi.
Gwiazdy przebrane za inne gwiazdy wykonują owszem utwory na żywo, ale wszystko nagrywane jest "do puszki". Potem po montażu możemy zobaczyć cały odcinek. Jest tu tylko ta różnica, że w "Twoja twarz brzmi znajomo" widzowie nie wysyłają SMS-ów na swoich ulubieńców. Pozostaje tylko wierzyć na słowo, że same "wykony" nie są montowane i ci nasi ulubieńcy naprawdę wypadają tak świetnie, jak to potem widzimy na ekranie.
No właśnie, i tu kryje się prawdopodobnie gwóźdź programu. Kwestia zaufania.
Wierzymy, że to, co widzimy w programie, stało się dokładnie, minuta po minucie tak, jak w rzeczywistości. Ba, wierzymy, że nie ma innej opcji. Serio?
Właśnie wychodząc z takiego założenia, tracimy najwięcej energii na hejtowanie kolejnych produkcji. A bo to Edyta Górniak zrezygnowała z "Agenta", a tak jej dobrze szło. Komentarze: "to musiało być ustawione!". A bo to któryś uczestnik "Big Brothera" wychodzi na półgłówka. Komentarze: "z tym człowiekiem nikt by nie wytrzymał". A bo to jakaś gwiazdeczka w show wypada na kompletną kretynkę. I komentarze, że taka to powinna schować się dawno pod ziemię. Ba, dzwonimy na infolinię do jakiegoś programu rozrywkowego i dziwimy się, że nie możemy połączyć się ze studiem? To nie spisek firm telekomunikacyjnych. Chyba to wiemy.
To dlaczego dziwi nas to, że produkcja TVP decyduje się na zbieranie SMS-ów, choć program miała już nagrany?
Emocje nie są reżyserowane. One są sprawnie montowane. Tak to już jest i trzeba to przyjąć na klatę. MUSIMY liczyć się z tym, że produkcje rządzą się swoimi prawami. Nikt nie uczy nas w szkołach edukacji medialnej. Zostaje nam zdrowy rozsądek. A zaufanie owszem, ale takie jak do pożyczek chwilówek.