Piotr Rogucki o "Minucie ciszy": w branży pogrzebowej nie ma sentymentów
- Zdałem sobie sprawę, jak ta praca zmienia człowieka. Trzeba znaleźć w sobie mechanizm przetrwania w takim biznesie. Bo albo poświęcisz swoje życie i je stracisz, albo się tej sztuki przetrwania nauczysz. Wieczny nauczył się doskonale - mówi Piotr Rogucki, wcielający się w postać Jacka Wiecznego, bezkompromisowego właściciela domu pogrzebowego w serialu "Minuta ciszy".
12.09.2022 | aktual.: 12.09.2022 13:15
Urszula Korąkiewicz: Jacek Wieczny to postać, która wzbudza skrajne emocje. Pozornie czarny charakter, arogancki, wyrachowany, a jednak nie taki zły, jak mogłoby się wydawać. Nie jest jednowymiarowy. Czekałeś na takie aktorskie wyzwanie?
Piotr Rogucki: Faktycznie, ta rola to marzenie. I pierwsza tak duża w moim życiu. Rola człowieka o wielu twarzach. Dostałem wspaniały materiał i szansę - nie do zepsucia. Poza tym dostałem od całej ekipy naprawdę dużo miejsca. Praca przy tym serialu to była czysta przyjemność.
Ale przyznaj, rola Wiecznego była wymagająca. Wcielenie się w cynicznego właściciela domu pogrzebowego to dla ciebie w jakimś stopniu wyjście ze strefy komfortu? Jak się do niej przygotowałeś?
To była aktorska praca. Po prostu. Tak to u mnie wygląda: czytając scenariusz, ucząc się tekstów, musiałem odpowiednio się nastawić. Szukam wtedy w sobie szczególnych cech, emocji, predyspozycji. Inspiracji z obserwacji rzeczywistości. Staram się później wyekstrahować z tego kompendium odpowiednią energię.
Później trzeba to tylko ukierunkować, tyle że mam kłopot ze skłonnością do przesady. Ale reżyser jest od tego, by nad tym zapanować. Jacek wiedział doskonale, co mi powiedzieć, czego dotknąć, w którym kierunku popchnąć. I naprawdę, nie udzielał zbyt wielu wskazówek. Jest naprawdę czujnym, czułym despotą, który w uprzejmy sposób doprowadzi cię do miejsca, w którym widział cię od początku. To była naprawdę owocna współpraca.
Jacek Lusiński, mówiąc o powierzeniu ci roli Jacka Wiecznego, stwierdził, że jesteś jeszcze niewykorzystanym aktorskim talentem. Masz poczucie, że dopiero teraz rzeczywiście możesz rozwinąć skrzydła?
Nie, myślę, że wszystko w moim życiu przychodzi w odpowiednim momencie. Prawdopodobnie pięć lat temu nie byłbym w stanie zagrać takiej roli, nie byłbym gotowy. Wszystko dzieje się naprawdę po kolei tak, jak ma się dziać. Ja czasami tylko pomagam w tym, żeby się wydarzyło. W każdym razie jestem zadowolony ze wszystkiego, co się dzieje – czy z tych drobnych rzeczy czy tak dużych jak ta rola. Naprawdę akceptuję i cieszę się tym, co mnie spotyka w pracy. Naprawdę dzieje się dużo dobrego.
Jacek Wieczny nie tylko obcuje na co dzień ze śmiercią, ale często drastycznym widokiem zwłok. Jak się do takiego widoku przygotować? Jak dojść do momentu, w którym taki obraz już nie rusza, jest rutyną?
Żeby oswoić się z takimi widokami, szukałem ich po prostu w internecie. Musiałem wyrobić w sobie podejście, że nie patrzę już na człowieka, tylko na ciało. Tłumaczyłem sobie, że to pozostałość, którą opuściła już dusza, a ja wykonując swój zawód, muszę się nią zająć. Pracowałem na tym, jaki mechanizm przyjmuje człowiek, który zajmuje się tym na co dzień.
Na szczęście mieliśmy fantastycznych konsultantów. Bardzo nam pomogli, tworząc niesamowitą atmosferę. Długo ich obserwowałem, uczyłem, jak trzeba się zachowywać. Zaskakujące było, jak to opanowani, zrównoważeni, pokorni i w gruncie rzeczy szczęśliwi ludzie. Jakby doceniali każdy moment swojego życia, bo doskonale wiedzą, jak to wszystko się kończy. Zdałem sobie sprawę, jak ta praca zmienia człowieka. Powoduje, że naprawdę doceniasz życie.
Gorzko wybrzmiewa w tym kontekście jedna z najistotniejszych kwestii twojego bohatera, który dosadnie podsumowuje swoją pracę. Stwierdza bez ogródek, że to tylko biznes.
To złote zdanie, które Wieczny wypowiada do początkującego w branży Mieczysława Zasady. "Przykre jest to, że zarabiamy na śmierci. Zarabiamy na ludzkim nieszczęściu. Ale nadal to biznes. Jeżeli nie my, to ktoś inny będzie go robił". Nie ma sentymentów. Niestety. To rutynowa i mechaniczna praca. Przyjrzyj się twarzom pracowników domu pogrzebowego na cmentarzu. Nie okazują uczuć. I to naturalne. Gdyby płakali nad każdym grobem, najpewniej by zwariowali. To by było nie do udźwignięcia.
Muszą sobie radzić. Być profesjonalistami.
Trzeba znaleźć w sobie mechanizm pracy w takim biznesie. Bo albo poświęcisz swoje życie i je stracisz, albo się tej sztuki przetrwania nauczysz. Wieczny nauczył się doskonale.
Z wspomnianym Mieczysławem Zasadą z odcinka na odcinek rośnie konflikt, który jest motorem napędowym wydarzeń. Pomiędzy tobą a grającym go Robertem Więckiewiczem na ekranie iskrzy. Jak wykrzesaliście taką energię?
Ja Roberta na planie pokochałem. Jest niesamowitym człowiekiem, od którego dużo się nauczyłem, nie tylko aktorsko, ale i prywatnie. To intelektualista, wyjątkowo oczytany i błyskotliwy facet. I kiedy zobaczył, że nie ściemniam, że dążę do momentu, w którym ten nasz wysiłek ma być wspólną pracą, zaakceptował mnie, ośmielę się powiedzieć, że może nawet polubił.
Ale faktycznie, partnerowanie mu nie było łatwe. Zwłaszcza, kiedy reżyser zażyczył sobie, żebym już w pierwszych odcinkach go zdominował. Podobało mi się, dopóki go nie spotkałem. Pomyślałem, że nie dam rady. Ale Robert robił wiele, żeby mi pomóc. Zagadywał: "zobacz, jak ja wyglądam, jakie mam ciuchy, jestem nikim, smutnym emerytem, przecież mną gardzisz". Ja na to: "tak, ale musiałbyś jeszcze zgasić ten błysk w oku". Odpowiedź? "No to ci już k...., nie poradzę".
Mówisz "Robert zobaczył, że nie ściemniam". Podchodził do ciebie sceptycznie?
Myślę, że wyczuł mnie od razu. Jest znakomitym obserwatorem, ma nosa do ludzi. Od początku chciał mi pomóc i pozwolił mi naprawdę na dużo. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, bo bez tego nie uzyskalibyśmy tego, co jest tu autentyczne. Odstawilibyśmy jakieś tanie aktorstwo.
Nie tylko między wami, ale i pozostałymi bohaterami, szczególnie wybrzmiewa czarny humor. Potrafi wybić z rytmu, może zaskoczyć, ale pojawia się nie bez powodu.
I nie jest sztuczny, wynika naturalnie z określonych sytuacji. Nie zrobiliśmy tego serialu po to, żeby ludzie się pośmiali. Odciążamy tym humorem często trudne, traumatyczne sceny. Osiągamy go nieprzewidywalnością życia, absurdem, do którego czasami samo życie nas doprowadza.
Obcowanie z tematem śmierci sprawiło, że zacząłeś się zastanawiać "co będzie, gdyby"?
Tak. Zacząłem rozmawiać w rodzinie na temat tego, kto jak by chciał być pochowany. Zacząłem myśleć i mówić o sobie w tym kontekście. Śmierć może się przytrafić w każdej chwili, nie mogę zaplanować, że dożyję do 90-tki i stwierdzę: "dobra, zabieram się na to miejsce na cmentarzu". Nikt nie wie, co się stanie.
Ale na pewno dobrze jest ten temat poruszać. Mimo, że wydaje się, że to temat zamknięty, którego się nie tyka. Nie spotkałem się z żadnymi przeciwnościami ani oporem, nawet kiedy rozmawiałem o tym z mamą. Okazało się, że jest kompletnie gotowa i wie, czego chce. To bardzo pomocne.
Pokolenia naszych rodziców czy dziadków nie są tym tematem zaskoczone. Co więcej, oni często od dawna są przygotowani do odejścia.
Są zdecydowanie bardziej otwarci na ten temat. To współcześni mają większy problem. A dobrze jest się zatrzymać. Znaleźć czas, żeby się pożegnać.
A co w tobie zmieniła praca nad "Minutą ciszy"? Z jaką refleksją cię zostawiła?
Że śmierć jest nadal tematem tabu. A przecież to nieodłączna część naszego życia. Jedyne, co jest pewne to to, że umrzemy. Mnie ten serial pozwolił się zaprzyjaźnić z tym tematem. Staram się rozwijać w sobie umiejętność zaprzyjaźniania ze śmiercią, która prędzej czy później mnie czeka.
Mam nadzieję, że ten serial wpłynie na świadomość ludzi, którzy zechcą po niego sięgnąć, wzbogaci ją w tym temacie. Mam wrażenie, że jesteśmy zmęczeni tą poniekąd sztucznie napędzaną kapitalistyczną rzeczywistością. Że ludzie mają potrzebę powrotu do głębszych przemyśleń związanych z życiem, bo akurat tutaj dotyczą kwestii moralnych, ludzkich. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawet filozoficznych.
Na pewno może wpłynąć na świadomość tego, co się dzieje z ciałem po śmierci. Wydaje się nam, że ktoś się tematem "zajmie", że to oczywiste, a tymczasem... nie do końca mamy na to wpływ.
Właśnie. To nagle może być problem. To może być trauma dla całej rodziny. Przecież coś może pójść nie tak. To normalne. Jak we wszystkich innych dziedzinach życia, coś może nie pójść po naszej myśli. I nie ma w tym niczyjej winy. Nie jesteśmy w stanie założyć z góry scenariusza, który przyniesie nam życie. Jest nieprzewidywalne.
Serial "Minuta ciszy" jest dostępny już od 9 września w Canal + Online i Canal + Premium.