Pierwsza dama TVP. Bez niej nie ma "Wiadomości"
Kobieta, która potrafi unieść brwi najwyżej w polskiej telewizji, kobieta, która wsławiła się wiernopoddańczymi materiałami, ale też kobieta, która z powodzeniem pracuje w jednej telewizji od prawie trzech dekad. Kim jest Danuta Holecka?
Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
Holecka jest obecnie bez dwóch zdań najbardziej rozpoznawalną twarzą Telewizji Polskiej. Związana jest z nią niemal od zawsze, na dobre i na złe. A dziś kojarzy się ze wszystkim, co się tam dzieje. Od tego już raczej nie ucieknie, niezależnie jak bardzo będzie próbować. Jej dobra mina do "dobrej zmiany" to obraz, który z PiS-owską telewizją zrósł się już bowiem niemal nierozerwalnie.
Czy Holecka zawsze taka była? I czy coś zapowiadało, że stanie tak mocno po PiS-owskiej stronie barykady?
Przekraczanie granic
Przyszła gwiazda telewizji urodziła się w pamiętnym 1968 roku, raczej "daleko od szosy" - w prowincjonalnym Lidzbarku. Nie została tam jednak długo. Chyba już jako nastolatka czuła, że jej miejsce jest bliżej centrum wydarzeń.
Z rodzinnego miasta wyjechała już po ukończeniu szkoły podstawowej. Przeprowadziła się do stolicy, żeby uczyć się w prestiżowej szkole średniej, prowadzonej przez siostry nazaretanki. Plotka głosi, że wysokie koszty prywatnej edukacji i utrzymania nastolatki w stolicy wziął na siebie dziadek Holeckiej, który właśnie wrócił ze Stanów Zjednoczonych i z PRL-owskiego punktu widzenia był prawdziwym krezusem.
Dziś Holecka ma wobec tamtego okresu w swoim życiu raczej ambiwalentne uczucia. Jakiś czas temu wspominała tamte lata w wywiadzie dla magazynu "Gala": "Trafiłam do prywatnej szkoły [...]. Nie miałam nawet 15 lat. Tęskniłam za domem. I wylewałam łzy w poduszkę. Ale teraz, gdy przejeżdżam obok szkoły, myślę o niej z ogromnym sentymentem. Siostry miały dla nas zawsze dużo czasu i wyrozumiałości. Był wysoki poziom nauczania. Była dyscyplina. A najważniejsze, że tam obowiązywały jasne zasady. Nie podpadało się za byle co. Były wyznaczone granice, których nie należało przekraczać".
Dziś nie waha się przekraczać granic, jeśli tego potrzebuje od niej partia. Być może wychodzić poza "jasne zasady" nauczyła się w szkole wyższej? Studiowała ekonomię w Szkole Głównej Handlowej.
- Studiowałam [tam], bo chciałam mieć poważny zawód - wspominała po latach w jednym z wywiadów. - Po studiach, kiedy szukałam pracy, dowiedziałam się z ogłoszenia, że Telewizja Polska ogłasza konkurs na dziennikarzy i prezenterów. Pomyślałam, że mogę spróbować. Poszłam, choć nie liczyłam, że się dostanę, tym bardziej że były ogromne kolejki chętnych, a przesłuchania trwały kilka dni. Wkrótce przyszło zaproszenie z Woronicza na drugi etap. Następnego dnia mój mąż pojechał do telewizji i zobaczył, że jestem na liście przyjętych.
Gwiazda wizji
- Z Danuśką zetknąłem się na samym początku pracy w "Wiadomościach" - wspomina jej ówczesny kolega z pracy, Filip Łobodziński.
- Zacząłem pracę pod koniec listopada 1992 roku, a ona przyszła parę tygodni po mnie, na początku 1993 roku. Rekrutowano nas w dwóch transzach, ja znalazłem się w pierwszej, razem między innymi z Martą Grzywacz, nieżyjącą już Magdą Jaworską i Bogdanem Ulką, a Danka dołączyła w drugim rzucie. Poprzedzała ją fama krupierki z wykształceniem ekonomicznym. Była wtedy w zaawansowanej ciąży, więc wkrótce po przyjściu znów znikła. A kiedy już przyszła na stałe po odchowaniu synów, dała się głównie zapamiętać bardzo długimi włosami i tym, że ochoczo brała się za tematy ekonomiczne, do których reszta podchodziła z mniejszym entuzjazmem.
Czemu mówiło się o niej wtedy jako o "krupierce"? Przed przyjęciem do pracy w telewizji, była zatrudniona w jednym z warszawskich kasyn właśnie w takim charakterze. Potem zajęła się grą znacznie bardziej skomplikowaną: polityką - obserwowała ją od pierwszego dnia w telewizji. Pierwszym poważnym zadaniem Holeckiej w nowej pracy było relacjonowanie obrad Sejmu.
Wypadła tam bardzo dobrze. Wyróżniała się. Ówcześni szefowie postanowili dać jej szansę na wyjście na pierwszy plan: zaproponowano jej prowadzenie porannych i popołudniowych wydań "Wiadomości". To był krok od telewizyjnego Olimpu, czyli edycji wieczornej tego programu. Zdobyła go w 1997 roku.
- Od początku miała ambicję dotarcia na górę - komentuje Łobodziński. - Zdarzało jej się bąknąć: "Gdybym ja tu szefowała..." albo "U mnie by tacy ludzie nie mogli pracować", pokazując na dziennikarzy, którzy w "Wiadomościach" kontynuowali pracę zaczętą jeszcze w "Dzienniku TV". Mnie prowadzenie "Wiadomości" znacznie mniej rajcowało niż bycie wydawcą. A Danka miała głębokie przekonanie, że jest gwiazdą wizji i każde odsunięcie z grafiku uznawała za porażkę.
Logo musi się pojawić
Ale na fotelu prowadzącej wieczorne wydanie najważniejszego programu informacyjnego w telewizji siedziała wtedy tylko sześć miesięcy. Potem zaczęła się karuzela stanowisk. Ale taka, której siła odśrodkowa raczej znosiła ją na margines. Wyraźnie nie spodobała się też później Platformie Obywatelskiej. Przeniesienie jej najpierw do TVP3, a potem do TVP Info mogła bez żadnych wątpliwości traktować jako swego rodzaju zsyłkę i skierowanie na boczny tor. Czekała na swój moment.
Przyszedł wtedy, kiedy władzę w kraju przejął PiS, a w telewizji - zaufany człowiek prezesa tej partii, Jacek Kurski. W 2016 roku w glorii i chwale wróciła na fotel, który zdaniem polityków rządzącego ugrupowania od dawna jej się należał: zaczęła ponownie prowadzić wieczorne "Wiadomości". W kuluarach mówi się o niej, że bardzo pozytywnie oceniają ją obaj prezesi: i TVP, i PiS-u.
- Pierwsze wspólne obiady w bufecie czy zdjęcia pomogły mi domyślić się, że blisko jej do Porozumienia Centrum, a ściślej do samego Jarosława Kaczyńskiego - wspomina Łobodziński. - Z drugiej strony miała też słabość do pewnych postaci z lewej strony - Barbary Blidy czy Andrzeja Golimonta. Ale ogólnie np. od dziennikarzy, którym bliżej było do lewicy, starała się trzymać z dystansem. Pracowało się z nią dość dobrze - wspomina Łobodziński. - Choć zawsze robiła wrażenie osoby przewrażliwionej nieco na własnym punkcie i o dość umiarkowanym poczuciu humoru - dodaje.
- Rekompensowała to serdecznością. Ale dość szybko też zauważyłem, że należy do ludzi, którzy wolą wiedzieć niż się dowiadywać - była przywiązana do własnych opinii, niekoniecznie lubiła słuchać zdań odmiennych. Jako prezenterka często prowadziła wydania, których byłem wydawcą. Tu z kolei wychodził z niej typ najlepszej uczennicy - mówi.
- Kilkukrotnie byliśmy wspólnie na zdjęciach, trafił nam się nawet jeden wyjazd kilkudniowy za granicę do Hongkongu w 1998 roku. Był zresztą ustawiony przez nią, bo zawsze miała jakieś kontakty z biurami podróży i liniami lotniczymi. A wtedy Cathay (czołowe linie lotnicze Hongkongu z główną bazą tamże - przyp. red.) wchodził na polski rynek i strasznie chciał się pokazać. Zasponsorował wylot ekipy "Wiadomości". Pretekstem było umacnianie władzy przez komunistów w dawnej kolonii brytyjskiej. No i były jakieś przepychanki w "Wiadomościach" po naszym powrocie, bo Danka się upierała, że logo Cathay musi się w materiale pojawić. A, jak wiadomo, "Wiadomości" nie powinny i de facto nie mogą niczego reklamować. W każdym razie po tym wyjeździe relacje między nami się ochłodziły.
Smarowanie nart prezydentowi
Holecka jest dziś zawsze tam, gdzie potrzebuje jej partia. I wtedy, gdy trzeba rzucić świeże siły na front ideologicznej walki. Najlepszym przykładem był "wywiad ostatniej szansy", którego udzielił jej prezydent Duda walczący o reelekcję. Na początku lipca, tuż przed wyborami prezydenckimi, kiedy według badań opinii publicznej szale były bardzo wyrównane i naprawdę każdy drobiazg mógł zdecydować, czy miejsce w Belwederze na kolejne lata zajmie Duda, czy jego kontrkandydat Rafał Trzaskowski, Duda dostał szansę, żeby zabłysnąć.
W wywiadzie, którego udzielił Holeckiej, nie było trudnych pytań, nie było poruszania dyskusyjnych kwestii, nie było przypierania do muru. To nie było zmuszenie kandydata, żeby ujawnił swoje najsłabsze karty, to było położenie tych kilku najmocniejszych w jaskrawym świetle reflektorów. Można było odnieść wrażenie, że Holecka była tam tylko w jednym celu: żeby dać Dudzie szanse na to, żeby wypadł jak najlepiej i żeby powtórzył wszystkie swoje obietnice z kampanii wyborczej.
To ani trochę nie było dociekliwe, wymagające dziennikarstwo, to było posmarowanie prezydentowi nart bardzo wydajnym smarem i poklepanie po plecach przed zjazdem do mety. Wiele komentatorek i komentatorów - zarówno tych zawodowych, jak i zwykłych użytkowniczek i użytkowników internetu - nie miało wtedy wątpliwości: ten wywiad przyczynił się bardzo mocno do ostatecznego, ale minimalnego, zwycięstwa Dudy.
Chce główną rolę?
Do historii polskiej telewizji już chyba na zawsze przejdzie inny wywiad Holeckiej. Ten z samym prezesem Jackiem Kurskim, wyemitowany w sylwestra, w ostatnich godzinach 2020 roku. Był długi jak na dzisiejsze standardy telewizyjnych programów informacyjnych, bo trwał prawie 20 minut.
Teoretycznie poświęcony był przede wszystkim prezentacji planów stacji na nadchodzący rok, ale przy okazji stał się wybiegiem, na którym Kurski mógł jak modelka kreacjami popisywać się swoimi pomysłami programowymi i błyskotliwymi sformułowaniami. Stał się także ringiem, na którym mógł się bezkarnie boksować z cieniami konkurencji - prezes bezpardonowo punktował też inne stacje, Polsatowi wyciągając np. niezgodną z pandemicznymi standardami organizację koncertu sylwestrowego.
Prezes błyszczał i lśnił, ale przy nim własnym światłem jasno świeciła także Holecka. Była nie tylko prowadzącą zadającą pytania, była niemal równą bohaterką tego autopromocyjnego widowiska. Wiele osób komentujących w internecie na gorąco to, co działo się na ekranie, podkreślało, że Holecka robiła wrażenie raczej dobrej znajomej prezesa niż jego podwładnej. Zachowywała się pewnie i swobodnie. Grała własny spektakl.
Najlepszym dowodem był niemal kuriozalny moment, który wychwyciło i skomentowało wiele internautek i internautów. Kiedy zadawała pytanie o rosyjskie seriale wielokrotnie, bardzo wysoko podniosła brwi, jakby chciała zasugerować, że rozmowa wchodzi właśnie w sferę żartów niemal z kabaretu. Nagranie tych kilku sekund wywiadu lotem błyskawicy obiegło dużą część polskiego internetu, wywołując lawinę reakcji. "Tajny kod" - wyjaśniali jedni. "Danka chce główną rolę w serialu" - sugerowali inni.
Zobacz także
Niedawno Holecka znów mocno zaskoczyła widzów. Na początku kwietnia po "Wiadomościach" rozmawiała z włoskim artystą, Andreą Bocellim. Jedni zwracali uwagę, że trudno było nazwać to wywiadem - prowadząca w zasadzie nie zadawała pytań, ale prawiła rozmówcy komplementy, porównując go nawet w pewnym momencie do... boga. Ale inni uczciwie przyznawali, że Holecka z łatwością i swobodą prowadzi rozmowę po włosku, a więc w języku, którego znajomość nie jest zbyt częsta.
Za sprawą tego wywiadu po kilku latach nowego, znacznie bardziej prozaicznego i dosłownego znaczenia nabrał polityczny żart Hanny Lis, która w 2016 roku, nawiązując do tego, jak bardzo propagandowa stała się TVP, żartowała, że zastanawia się, "kiedy Danka Holecka zacznie mówić po koreańsku?"
Wybrała bycie prawdziwą
Prywatne życie Holeckiej zdaje się być niemal modelowe i nie skrywać żadnych większych tajemnic. Prezenterka jest zresztą znana z tego, że raczej mocno je chroni przed osobami postronnymi i stara się, żeby nie było ono tematem plotkarskich magazynów. I konsekwentnie pracuje nad tym, żeby mimo jej gwiazdorskiego statusu, było jak najbardziej zwyczajne. W jednym z wywiadów mówiła: "jeśli wybór jest między byciem prawdziwym a byciem modnym, to ja wybieram bycie prawdziwym. I jeśli ktoś tę prawdziwość nazywa zwyczajnością, to proszę bardzo, nie obrażę się".
Jej mężem jest Krzysztof Dunin-Holecki, biznesmen, który prowadził kilka parkingów strzeżonych w popularnych warszawskich lokalizacjach. Poznali się jeszcze na studiach. On organizował wyjazd do pracy sezonowej w Holandii, a ona chciała zarobić, zbierając warzywa. Szybko okazało się, że jest między nimi nie tylko współpraca w sprawach zawodowych, ale także silna emocjonalna chemia.
Był tylko jeden problem: wybranek Holeckiej był żonaty. Wybrał nową miłość: rozwiódł się i mógł się z nią związać. Holecka w dniu ślubu miała 23 lata, a małżeństwo trwa już lat trzydzieści.
Ich wspólne życie wydaje się szczęśliwe. Mieszkają w willi z dużym ogrodem na warszawskim Mokotowie, gdzie wychowali dwóch synów-bliźniaków Stefana i Juliana. Obaj skończyli studia medyczne i dziś mają już własne rodziny.
- Prywatnie serdeczna, potrafiła sama z siebie przyjść z pomocą. Choć nie kojarzę, by musiała udzielać takiej naprawdę niezwykłej pomocy. Ale dość szybko można było wyczuć, że telewizja to coś, co pochłania ją całkowicie. W ogóle nie wyobrażała sobie, by mogła pracować gdziekolwiek indziej. To ustawiało też relacje prywatne. Zawodowego kontaktu nie mam z nią już dziś żadnego, bo kompletnie mi nie po drodze z tym, co TVP Info i "Wiadomości" serwują jako wyrób informacjopodobny. Dla mnie jako człowieka, który wciąż wierzy, że dziennikarstwo winno polegać na stawianiu pytań w imieniu odbiorców, na ciekawości świata, na chęci zrozumienia mechanizmów – a nie na faszerowaniu odbiorców gotowcami – ta forma uprawiania telewizji jest skandalem - wspomina Łobodziński.
- To samo dotyczy i mediów z przeciwnej strony, choć w "Wiadomościach" to jest po prostu widoczne bez żadnych osłonek. A prywatnie? Chyba ma mój numer telefonu, ale nie sądzę, by miała potrzebę kontaktu, skoro wie, że nigdy nie zrozumiałbym jej wyborów. Myślę, że wie. Mojego życia i wartości, które cenię, a o których Danka wie, nie sposób pogodzić z tym, w czym sama bierze udział. Ale podejrzewam, że u niej w dużej mierze rzecz polega na tym, że ona wierzy w swoje wybory, wierzy w partię. I tym pewnie się różni od cynicznych koleżanek i kolegów, którzy po prostu zrobili skok na kasę - kończy.
Jej zarobki pozostają tajemnicą, choć opozycja nieustannie czyni starania, żeby te kwoty zostały ujawnione. "Polityka jest moim światem, ale do tego trzeba mieć umiejętności gracza. Toteż świadomie obsadzam się w roli widza, a nie politycznej primabaleriny. Wolę oko kamery niż dziurkę od klucza w budynku na Wiejskiej" - mówiła Holecka w 2007 r. na łamach "Tele Tygodnia".
Dziś jest bez wątpienia najbardziej znaną i rozpoznawalną prowadzącą w polskiej telewizji. Ale Wiesław Godzić, medioznawca z SWPS, rozwiewa nadzieje, że może się ona stać kimś takim jak najsłynniejsi "anchorzy", osoby prowadzące programy i komentujące wydarzenia w amerykańskiej telewizji, którym ufają miliony telewidzów i których opinie mają ogromne znaczenie.
- Danuta Holecka w spektaklu "Wiadomości", głównych newsów TVP, rzeczywiście jest obsadzona w roli pierwszej anchorki - komentuje Godzic.
- To postać, która powinna nadawać ton, styl, w najwyższym stopniu kontrolować swoje i innych zachowania przed kamerą. Świadomej pracy nad stylem u niej nie dostrzegam, chyba że chodziło o "matczyne ciepło" roztaczane ponoć w studio - dodaje i apeluje:
- Pani Danuto, to od pani uczyć się mają jakieś "polsaty" i "tefałeny". Tak nie jest i warto spytać "dlaczego?". Być może dlatego, że kamera bezwzględnie i bezkompromisowo odkrywa, że pani łagodna w sumie twarz jest silnie skonfliktowana z agresją wypowiadanych treści. Jawne sprzyjanie kandydatowi Dudzie powoduje, że nie można traktować pani jako najważniejszej postaci w publicznych mediach telewizyjnych. Ten fotel stoi pusty.
Próbowaliśmy skontaktować się przez TVP z Danutą Holecką, nie uzyskaliśmy odpowiedzi.