"Pierścienie Władzy" kontra "Ród smoka". Kto wypada biedniej? Poszły na to miliony dolarów
Po pięciu latach oczekiwania widzowie w końcu doczekali się premiery "Władcy Pierścieni: Pierścienie Władzy". Większość zgodnie podkreśla, że dobrze widać wszystkie pieniądze, jakie włożył w swoją produkcję Amazon. To też odróżnia "Pierścienie Władzy" od innych wielkich projektów z rejonu fantasy - "Rodu smoka" i "Wiedźmina". Jest w tym jednak pewien haczyk.
02.09.2022 | aktual.: 02.09.2022 14:55
2 września na Amazon Prime w końcu trafiły dwa pierwsze odcinki serialu "Władcy Pierścieni: Pierścienie władzy", który od pięciu lat budzi ogromne emocje wśród fanów prozy Tolkiena czy ekranizacji Petera Jacksona. Jeśli akurat nie zarzuca się twórcom dokonywania zbrodni na materiale źródłowym, to atakuje się ich za casting - wystarczyło, by wśród bohaterów pojawiły się czarne elfy, krasnoludy i hobbity, by wywrócić do góry nogami wizję świata toksycznego fandomu.
Choć "Pierścienie Władzy" zbierają zarówno pozytywne, jak i negatywne recenzje, to jednak jedna rzecz jest niepodważalna - bardzo rzadko trafiają się nam seriale telewizyjne zrobione z takim rozmachem. Można nawet powiedzieć, że to produkcja, która nadaje się do wyświetlania w kinach. "The Guardian" napisał wprost, że dzieło Amazona jest tak wielkie, że "Ród smoka" wygląda przy nim, jakby został sklecony w "Minecrafcie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ród smoka" taki tani nie jest
Porównanie między "Pierścieniami Władzy" a hitem HBO może wydawać się bezsensowne, bo w końcu są to historie z zupełnie innymi założeniami. Ale nie dziwię się, że wszystkich do tego kusi, bo w końcu nieczęsto zdarza się nam, byśmy mieli okazję oglądać w tym samym czasie tak duże projekty z rejonu fantasy. I gdyby spojrzeć wyłącznie na stronę wizualną obu seriali, to stwierdzenie brytyjskiego dziennika nie jest jednak zbyt trafione.
Przede wszystkim "Ród smoka" na pewno nie wygląda tanio. Co zrozumiałe, idzie śladem "Gry o tron", w której nacisk kładziono na realistyczne lokalizacje. Problem pojawiał się, gdy trzeba było pokazać smoki - tu CGI pozostawiało wiele do życzenia. Podobnie wygląda sprawa z "Rodem" - smoki znowu może nie powalają, ale nie można mówić o żadnej tragedii. Z kolei ujęcia Królewskiej Przystani w planie totalnym robią wrażenie, ale ich przygaszona paleta kolorystyczna sprawia, że nie możemy mówić o czymś, co przygniata nas swoim pięknem. Jest to jednak generalnie zgodne z wizjami George’a R.R. Martina, a surowość i przyziemność wizualna serialu bardzo pasuje do przedstawianego świata.
"Pierścienie Władzy" dla odmiany są tak nakręcone, że czasem niełatwo stwierdzić, gdzie kończy się scenografia, a zaczynają efekty specjalne. Przykładowo majestatycznie wyglądające Khazad-dum idealnie oddaje siedzibę krasnoludów w podziemiach, czyli skomplikowaną sieć kopalń, komnat i szybów. A co powiedzieć o urzekająco jesiennych barwach elfiego królestwa Lindon? Wszystko w produkcji Amazona jest duże ponad miarę, a sceneria na tyle zróżnicowana, że na tle ponurego "Rodu" wygląda jak eksplozja kolorów. Nie zapominajmy jednak, że fabuła "Pierścieni Władzy" jest zakrojona na o wiele większą skalę.
Są zresztą i tacy, co narzekają, że "Pierścienie Władzy" wyglądają jak jeden wielki green screen, a efekty specjalne są na wzór gier wideo. Nawet jeśli, to skojarzenia z lokacjami z takich arcydzieł jak "Elden Ring" mogą jedynie służyć za komplement. Przynajmniej ja bym się tego nie czepiał - mamy w końcu do czynienia z fantasy.
Trzeba też wziąć pod uwagę, że Amazon wyłożył na pierwsze osiem odcinków swojego serialu niebotyczne pieniądze. Media donosiły, że na jego produkcję przeznaczono aż 465 mln dolarów - to więcej niż kosztowała cala trylogia "Władcy Pierścieni" Petera Jacksona z początku lat dwutysięcznych. Dla porównania "Ród smoka" miał budżet wynoszący blisko 200 mln - każdy z dziesięciu odcinków kosztował poniżej 20 mln dolarów. Te różnice widać gołym okiem, ale nie mówiłbym też o jakiejś przepaści, bo "Ród smoka" to kawał solidnego wykonastwa.
A co z "Wiedźminem"?
Ciekawie się robi, gdy oba seriale zestawimy z pierwszym odcinkiem innego wielkiego hitu fantasy ostatnich lat - "Wiedźminem" Netfliksa. Tu sprawa jest jasna - adaptacja prozy Andrzeja Sapkowskiego wygląda zdecydowanie "najbiedniej" z całej trójki, w tym kontekście niczym "Trudne sprawy". Klucz wizualny trochę przypomina zresztą "Grę o tron" - mamy głównie ujęcia surowych lokalizacji i pozbawione przepychu budowle oraz wnętrza. Premierowy odcinek, tak jak zresztą cały sezon, charakteryzuje się bardzo ciemnym oświetleniem, co miało na celu podbić klimat opowieści. Albo zamaskować filmowe braki.
Sęk w tym, że u Sapkowskiego jest mniej fantasy niż w przypadku Tolkiena czy Martina, więc przynajmniej tu Netflix próbował zachować względną wierność. Pierwszy sezon "Wiedźmina" kosztował około 80 mln dolarów, co daje 10 mln na odcinek. Czy te pieniądze rzeczywiście widać? To już kwestia sporna. Moim zdaniem nie, stąd zupełnie rozumiem narzekania wielu widzów na średnią scenografię serialu. Co innego względny realizm, a co innego dobra realizacja.
Patrząc na to wszystko z szerszej perspektywy, "Pierścienie Władzy" oraz "Ród smoka" mogą służyć jako skrajny przykład blockbusterowej telewizji - ktoś postanowił wydać "gazylion" dolarów, by stworzyć na ekranie wielki spektakl na wzór kinowego doświadczenia. Nie ma w tym nic złego, że Amazon i HBO sięgają tak głęboko do kieszeni, bo w tym przypadku wygrywamy my, dostając dwie ciekawie historie nakręcone z odpowiednim rozmachem. Trochę dziwi za to, że mający ogromne możliwości finansowe Netflix "skąpi", by coś podobnego uczynić z "Wiedźminem". Szkoda, bo adaptacja Sapkowskiego zasługuje na lepsze traktowanie.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski