"Władca Pierścieni" ma czarne elfy i kobiety bez brody. Amazon wywołał nową wojnę

Kręcony przez Amazona "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" zapowiada się na najdroższy serial w historii. A także jeden z najbardziej kontrowersyjnych. Po znakomicie przyjętych adaptacjach prozy Tolkiena w reżyserii Petera Jacksona, wielu fanów rwie włosy z głowy przez to, co pokazał i zapowiedział Amazon. Nawet Tolkien by nie wymyślił takiego konfliktu.

Serial na motywach "Władcy Pierścieni" pojawi się 2 września
Serial na motywach "Władcy Pierścieni" pojawi się 2 września
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Serial "The Lord of The Rings: The Rings of Power", który w Polsce będzie znany pod dość niezgrabnym tytułem "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy", ma zadebiutować na platformie streamingowej Amazona 2 września. Od pierwszej zapowiedzi z 2017 r. było o nim bardzo głośno nie tylko ze względu na znaną markę, ale także przez gigantyczne pieniądze wpompowane w ten projekt. Same prawa do ekranizacji kosztowały 250 mln dol., a łączny budżet wszystkich zaplanowanych sezonów ma przekroczyć 1 mld dol.

Czy rekordowy budżet przełoży się na rekordową oglądalność? Czas pokaże, choć już teraz wielu fanów prozy Tolkiena i/lub ekranizacji Jacksona wieszczy, że Amazon dokona świętokradztwa czy innej zbrodni na materiale źródłowym. Pewnym jest, że "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" będzie niekanonicznym prequelem "Władcy Pierścieni" i "Hobbita", rozgrywającym się kilka tysięcy lat przed fabułą wspomnianych filmów/książek. A dokładnie w Drugiej Erze Śródziemia, której kres mogliśmy oglądać na początku "Władcy Pierścieni: Drużyny Pierścienia" w scenie wielkiej bitwy przegranej przez Saurona.

Scenarzyści Amazona będą oczywiście czerpać pełnymi garściami z mitologii Tolkiena i tego, co wiemy z jego dzieł o historii Śródziemia. W serialu opowiedzą jednak swoją wersję wydarzeń z udziałem bohaterów, którzy nie zrodzili się w wyobraźni J.R.R. Tolkiena.

Taką postacią będzie Disa. Krasnoludzka księżniczka, którą sportretuje Sophia Nomvete. Czarnoskóra aktorka, która ma korzenie południowoafrykańskie i irańskie, jako jedna z nielicznych pojawiła się na pierwszych oficjalnych zdjęciach z serialu. I się zaczęło, bo "nie dość, że czarnoskóra, to na dodatek bez brody". Na aktorkę znaną z wielu ról teatralnych i tylko jednej produkcji telewizyjnej wylała się fala hejtu. Na ekipie Amazona też zaczęto wieszać psy, że w imię "poprawności politycznej" przerabiają prozę Tolkiena, rzekomo ignorując pierwotne założenia i opisy twórcy fikcyjnego świata. Czy aby na pewno?

Z jednej strony usta hejterom można by zamknąć prostym stwierdzeniem, że serial jest w pewnym sensie adaptacją, która z założenia rządzi się własnymi prawami i nie musi być wiernym odzwierciedleniem treści oryginału. Niedawno przypomniał o tym "Wiedźmin" Netfliksa, który też spotkał się z ogromnym hejtem. Ale jego twórcy raczej się tym nie przejmują, gdy patrzą na wysokie oceny na RottenTomatoes i wyniki oglądalności. Z drugiej zaś strony warto się zastanowić, czy Tolkien prędzej przewraca się w grobie, "widząc" zdjęcia z nowego serialu, czy "słuchając" lamentu części fanów?

Krasnoludzice w "Hobbicie"
Krasnoludzice w "Hobbicie"© Materiały prasowe

Wróćmy do tej nieszczęsnej krasnoludzicy, która jest krytykowana m.in. za brak owłosienia na twarzy. W "Dwóch Wieżach" Petera Jacksona jest taka scena, w której krasnolud Gimli opowiada o wyglądzie damskich przedstawicielek swojej rasy. Z jego opisu wynika, że z wyglądu są one trudne do odróżnienia od krasnoludów-mężczyzn. O brodach krasnoludzic wspomniał pół żartem, pół serio Aragorn, natomiast ani filmowy Gimli, ani sam Tolkien nie odniósł się wprost do tego elementu aparycji.

Bazując na samym opisie Tolkiena, można więc założyć, że broda u kobiet krasnoludów jest przedmiotem interpretacji. Na długo przed Amazonem pokazał to zresztą sam Peter Jackson w pierwszej części "Hobbita". Na początku w scenie w mieście Dale widać wyraźnie kilka krasnoludzic, które sprzedają swoje towary ludziom. Niektóre z nich mają owłosione policzki, ale zdecydowanie nie są to brody, przez które można by je pomylić z Thorinem, Bomburem czy nawet ledwo zarośniętym Kilim. A przecież "tak chciał Tolkien". Na marginesie, Tolkien we wszystkich książkach związanych ze Śródziemiem wymienił tylko jedną krasnoludzicę z imienia. Była nią Dis – siostra Thorina Dębowej Tarczy i matka wspomnianego Kiliego.

W internecie kruszy się kopię nie tylko przez "ogoloną" księżniczkę krasnoludów, ale także przez ciemnoskórego elfa, którego widać na dwóch zdjęciach z serialu. Jest to niejaki Arondir, którego zagra Ismael Cruz Cordova, aktor urodzony w Puerto Rico. Na jednym ze zdjęć pojawił się u boku Nazanin Boniadi, aktorki z Iranu (znana m.in. z "Homeland"), ale jej udział we "Władcy Pierścieni" nie wzbudził większych negatywnych emocji.

Niedawno za ciemnoskórego elfa dostało się "Wiedźminowi" Netfliksa, bo jak twierdzili niektórzy fani Andrzeja Sapkowskiego, był on niezgodny z opisami w jego książkach. Ten sam zarzut powtarzają osoby hejtujące Amazona, bo przecież "Tolkien pisał o bladolicych elfach".

Elf-latynos błyskawicznie stał się symbolem "postępowości" Amazona, dbającego o różnorodność rasową i kulturową w obsadzie serialu, który będą oglądały miliony ludzi na całym świecie. Ale przypomniał także stary zarzut, który był nawet tematem rozpraw naukowych, jakoby J.R.R. Tolkien był rasistą.

Ten absurdalny zarzut obalił m.in. Anderson Rearick z Mount Vernon Nazarene University. W swojej pracy pt. "Dlaczego jedyny dobry ork to martwy ork" z 2004 r. zwracał uwagę, że "Światło i Ciemność we 'Władcy Pierścieni' dotyczy sił dobra i zła, a nie różnych ras". A orkowie to nie "gorsi ludzie", tylko istoty oddalone od Światła, inspirowane światem demonów ze staroangielskich legend. Trzeba pamiętać, że Tolkien czerpał pełnymi garściami z podań i wierzeń ludów anglosaskich, nordyckich, nadbałtyckich (Gandalf jest wzorowany na Odynie-wędrowcu, krasnoludy to wytwór mitów germańskich etc.) po to, by stworzyć własną, spójną "mitologię anglosaską". Czyli siłą rzeczy wolną od wpływów dawnych kultur afrykańskich czy azjatyckich.

Orkowie we "Władcy Pierścieni"
Orkowie we "Władcy Pierścieni"© Materiały prasowe

Rearick jako jeden z wielu zwraca też uwagę na motywy chrześcijańskie u Tolkiena, które przeczą idei wyższości jednej rasy. "Rasizm to filozofia władzy, a 'Władca Pierścieni' zgodnie z ideą chrześcijańską mówi o zrzeczeniu się władzy" – pisał badacz. Swój pogląd poparł przykładem Chrystusa, władcy wszechświata, który oddał wszystko dla innych (włącznie ze swoim życiem) i porównał go do Froda, gotowego umrzeć za ludzkość na Górze Przeznaczenia.

Czy Amazon dobierał obsadę według klucza "poprawności politycznej"? Na pewno twórcy nowego serialu kręcą go w zupełnie innej rzeczywistości i w świetle innych oczekiwań społecznych, niż kiedy Tolkien pisał swoje książki, i gdy Peter Jackson zaczynał kręcić swojego "Władcę Pierścieni" (ponad 20 lat temu!). Nie ma co tego ukrywać, a tym bardziej kruszyć kopii o ten czy inny element scenariusza.

Tym bardziej, że "Władca Pierścieni" Amazona nie będzie wierną ekranizacją książek Tolkiena, tak samo zresztą jak uwielbiane przez widzów filmy Petera Jacksona. Jemu też swego czasu dostało się za odstępstwa od oryginału, ale koniec końców uwielbiamy wracać do jego trylogii "Władcy Pierścieni" i "Hobbita". Nie pozostaje nam więc nic innego, jak czekać na premierę serialu. I zastanowić się dwa razy przed wywołaniem kolejnej wojenki o poziom melaniny w skórze fikcyjnego mieszkańca lasu czy owłosienia na twarzy krępej księżniczki.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (83)