"Ośmiu wspaniałych": wyzwania w ekstremalnych warunkach. Uczestnicy zostali wystawieni na próbę
Ośmiu wspaniałych musiało tym razem pokazać, że umie się odnaleźć w każdej sytuacji i radzić w ekstremalnych warunkach. Uczestnicy na własnej skórze przekonali się, że najważniejsza wówczas jest współpraca.
17.04.2020 | aktual.: 17.04.2020 22:32
Uczestnicy programu "Ośmiu wspaniałych" w poprzednim odcinku poznawali wciąż nieodgadniony dla nich świat kobiet. Poznawali go w praktyce, choć nie w takiej formie, jak się spodziewali. Sprzedawali bieliznę, sprawdzali się w salonie kosmetycznym i fryzjerskim, uczyli gotować. Ku swojemu zaskoczeniu, wielu z nich odnalazło się w nowych rolach, a niecodzienne zadania przypadły im do gustu.
Nie spodobały za to, tym razem ku zaskoczeniu Marty Manowskiej, randki. Panie, które zaproszono na spotkania z bohaterami, były bardzo pewne siebie, a wręcz dominujące. Przytłaczające charaktery kobiet nie przypadły do gustu uczestnikom. Panowie zrozumieli jednak, co czują przedstawicielki płci przeciwnej, które dużo częściej mierzą się z podobni sytuacjami i niewybrednymi podrywami ze strony mężczyzn.
Tym razem uczestnicy musieli sprawdzić swoje męskie charaktery. Zaczęło się tradycyjnie od intensywnego porannego treningu przeprowadzonego przez panie z jednostki wojskowej. Trenerki nie dawały taryfy ulgowej.
Później panowie musieli sprawdzić swoje charaktery w ekstremalnych warunkach. Wrażeń i zadań było co nie miara – zaczęło się od nauki tworzenia strzechy, a skończyło na akcji strażackiej (rzecz jasna tylko na ćwiczeniach). – Współpraca była, każdy wiedział, co ma zrobić – zachwalał Sebastian. - Oby to miało przełożenie na gaszenie życiowych pożarów - dodał Łukasz.
To nie był jednak koniec atrakcji. W dwóch drużynach, pod przywództwem Piotra i Alberta, uczestnicy musieli podołać wyzwaniu w terenie – wzięli udział w swoistym wyścigu na orientację. Rywalizowali o to, kto szybciej dotrze do punktu zbiórki, mając do dyspozycje jedynie mapę i kompas, a do przeprawy przez rzekę pontony. Wygrała drużyna Alberta, który nie krył, że odnalazł się w zadaniu jako lider grupy.
Radość nie trwała długo. Schronienie musieli zrobić sobie sami. Nie liczył się efekt, ale współpraca, o czym szybko przekonali się sami uczestnicy. Zgodnie przyznali, że czują, że zaczynają się docierać, co było widać w finale odcinka przy wspólnym ognisku.