Orłoś dosadnie o TVP. Powiedział, kto powinien zostać zwolniony
Telewizją Polską wstrząsnęła niedawno fala odejść dziennikarzy, którzy z publicznym nadawcą związani byli przez lata rządów Prawa i Sprawiedliwości. Głos w sprawie zabrał Maciej Orłoś, były pracownik TVP. Telewizję publiczną określił jako "pisowską szczekaczkę".
10.12.2023 | aktual.: 15.12.2023 07:25
Od kilku tygodni media grzmią o kolejnych odejściach pracowników TVP. 13 grudnia z "Wiadomościami" rozstać się ma Danuta Holecka. W naczelnym serwisie informacyjnym stacji nie zobaczymy również Bartłomieja Graczaka, Karola Jałtuszewskiego i Damiana Diaza. TVP Info opuszcza z kolei Miłosz Kłeczek, gospodarz takich programów jak "Woronicza 17" czy "Minęła 8".
Maciej Orłoś wcześniej przed laty również związany był z publicznym nadawcą. Przez 25 lat prowadził tam "Teleexpress". Wraz z nastaniem rządów "dobrej zmiany" i objęciem stanowiska prezesa Telewizji Polskiej przez Jacka Kurskiego, Orłoś postanowił zerwać swoją blisko ćwierćwieczną współpracę z TVP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Były prowadzący "Teleexpresu" udzielił niedawno wywiadu Plotkowi. W rozmowie poruszony został temat ewentualnych zwolnień z TVP, jakie miałyby się dokonać po zmianie władzy. Dziennikarz wyznał, że pracownicy, którzy w programach informacyjnych serwowali przekaz zbieżny z narracją ówczesnej partii rządzącej, powinni zniknąć z anteny telewizji publicznej.
- W przypadku twarzy z pierwszej linii, czyli z pionu informacji i publicystyki, sprawa jest ewidentna: były one częścią machiny propagandowej PIS-u, były funkcjonariuszami i funkcjonariuszkami tej partii, dbającymi bardzo aktywnie o interesy polityczne Jarosława Kaczyńskiego i jego ugrupowania. W związku z tym nie ma dla nich miejsca w telewizji publicznej - ci ludzie się skompromitowali, stracili całkowicie wiarygodność jako dziennikarze (którymi przestali być). Zresztą nie dotyczy to tylko twarzy, czyli prezenterów czy reporterów, dotyczy to także oczywiście np. wydawców - wyznał Maciej Orłoś.
Prezenter nie pozostawił także suchej nitki na pracownikach Telewizji Polskiej, niezwiązanych z serwisami informacyjnymi TVP. Według Orłosia dla nich również nie ma miejsca w telewizji publicznej.
- Kolejna grupa to ludzie z innych pionów, czyli np. z rozrywki i sportu. To jest temat omawiany od dawna - czy jak ktoś prowadzi program lifestyle'owy w reżimowej stacji, to jest twarzą reżimu, czy nie jest? Przerabialiśmy to dobrych kilka razy przy okazji festiwali w Opolu: czy jak artysta śpiewa w Opolu na antenie rządowej, propagandowej telewizji, to staje się częścią tego propagandowego przekazu stacji czy nie? W moim przekonaniu jak najbardziej tak, bo swoją obecnością na antenie tejże reżimowej stacji tę właśnie stację i jej reżimowy kształt autoryzuje, legitymizuje - stwierdził dosadnie dziennikarz.
Następnie Maciej Orłoś usłyszał pytanie, czy jest szansa na jego powrót do prowadzenia programów w TVP. Prezenter nie wykluczył takiej możliwości, lecz telewizja publiczna musiałaby zostać poddana radykalnym zmianom.
- Nie wyobrażam sobie, że wracam po tych prawie ośmiu latach do TVP i pracuję tam z ludźmi, którzy przez ostatnie lata służyli złu, czyli telewizji, która stała się pisowską szczekaczką. To jest zupełnie niemożliwe - podsumował.
Zobacz także
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o najlepszych (i najgorszych) reklamach świątecznych, wielkich potworach w "Monarchu" na AppleTV+ i szokującym znęcaniu się na ludźmi w "Special Ops: Lioness" na SkyShowtime. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.