"Ogrodnicy" HBO. Zbrodnia ukrywana latami wychodzi na jaw. Makabryczne odkrycie w ogródku
Przez piętnaście lat okłamywali wszystkich, że ich rodzice wyjechali do Irlandii. Prawda okazała się przerażająca. Jak przez półtorej dekady można żyć w takiej konfabulacji i nie potknąć się o własne kłamstwo?
20.12.2021 15:19
Christopher i Susan Edwards byli jedną z tych miłych par z angielskich przedmieść. Regularnie odwiedzali rodziców Susan w Nottinghamshire. A gdy seniorzy przenieśli się do Irlandii, opowiadali ich sąsiadom i przyjaciołom, jak świetnie żyje im się pośród wrzosowisk, gdzie mogą oddychać świeżym powietrzem i cieszyć się bliskością natury. Seniorzy co prawda do nikogo nigdy nie dzwonili, ale regularnie wysyłali kartki świąteczne i okolicznościowe. Wszystkim wydawało się, że decydując się na wyjazd w 1998 roku, podjęli najlepszą z możliwych decyzji.
Gdy w październiku 2014 roku w okolicach domu rodziców Susan zjawiła się policja, która koparkami zaczęła rozkopywać ogródek, w okolicy zawrzało. Snuto najróżniejsze teorie spiskowe - łącznie z tym, że plotkowano o przysypanym niewypale wojennym. Nikt nie mógł uwierzyć, że właściciele domu od piętnastu lat spoczywają w ziemi na własnej posesji.
Przez półtorej dekady Christopher i Susan oszukiwali wszystkich, łącznie z instytucjami, z których pobierali należne rodzicom kobiety emerytury, które trwonili m.in. na pamiątki z planów filmowych. Mieli na ich punkcie prawdziwą obsesję - zwłaszcza jeśli pochodziły ze starych hollywoodzkich filmów. Christopher regularnie wymieniał korespondencję z Gérard Depardieu. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Prawda wyszła na jaw, gdy zbliżały się setne urodziny ojca Susan. Centenarian Society chciało wyprawić mu z tej okazji imprezę - pracownicy poprosili o spotkanie z seniorem twarzą w twarz. Zaniepokojeni obrotem spraw Susan i Christopher uciekli do francuskiego Lille. Szybko jednak skończyły się im pieniądze, więc mężczyzna zadzwonił do swojej macochy z prośbą o pomoc. Powiedział jej, że kilka lat temu Susan nocowała w domu rodziców. Wybudził ją dźwięk wystrzału. Pobiegła na piętro, gdzie zobaczyła martwego ojca zastrzelonego przez matkę. Niewiele myśląc, Susan miała chwycić za broń i oddać strzał w stronę kobiety.
Przerażona macocha natychmiast zadzwoniła na policję, która wysłała patrol do Nottinghamshire. Gdy okazało się, że rodziców Susan nie ma w domu, a nikt nie zna ich telefonu ani nowego adresu, zaczęto kopać w ogródku. Po wydobyciu ciał śledczy dość szybko ustalili, że za morderstwem stoją Susan i Christopher. Postawiono ich przed sądem i skazano na dożywocie. Spędzą w więzieniu minimum 25 lat.z
Sprawą zainteresowali się scenarzyści Ed Sinclar i Will Sharpe, którzy napisali na podstawie tej historii serial "Ogrodnicy". W Susan wciela się żona Sinclara, nagrodzona Oscarem Olivia Colman. Jej męża gra gwiazdor serii "Harry Potter" David Thewlis. Na ekranie oglądamy bohaterów już po tym, jak ujęła ich policja. Świadkujemy rekonstrukcji wydarzeń sprzed piętnastu lat. Ale twórcy nie potępiają ludzi, o których opowiadają. Zamiast tego próbują dostać się do ich głów i dowiedzieć się, co nimi kierowało, gdy zdecydowali się pociągnąć za spust. - Chcieliśmy się wczuć w ich świat i dopuścić widza do umysłu Susan i Christophera, pokazać, jak funkcjonuje ich psychologia - mówią scenarzyści Ed Sinclair i Will Sharpe w rozmowie z WP.
OGRODNICY (Landscapers) | miniserial HBO
Artur Zaborski: W 1998 roku Christopher i Susan Edwards mordują rodziców tej drugiej, a ciała zakopują w ich ogródku. Przez 15 lat okłamują sąsiadów i instytucje, że staruszkowie żyją, tyle że wyjechali do Irlandii na emeryturę. A ja się zastanawiam - jak przez półtorej dekady można żyć w takiej konfabulacji i nie potknąć się o własne kłamstwo?
Ed Sinclair: Można powiedzieć, że Susan przygotowywała się do tego całe życie, bo ona żyła w iluzji. Nie przyjmowała rzeczywistości taką, jaka jest, odkąd doznała traumy w dzieciństwie [twierdziła, że molestował ją ojciec, o czym matka miała wiedzieć - przyp. red.]. Wciąż miała nowe urojenia, które brała za fakty.
Will Sharpe: Chcieliśmy pokazać, jak traumatyczne doświadczenia oddaliły Susan od rzeczywistości. Ona szukała bezpiecznego miejsca, w którym czułaby się jak w domu. Taki azyl znalazła w kinie. Uwielbiała zwłaszcza westerny.
ES: Bardzo kochała stare filmy hollywoodzkie, bo one dawały jej poczucie urzeczywistniania fantazji. Wciągnęła w tę miłość swojego męża. Gdy zabili rodziców Susan, zaczęli trwonić ich majątek. Spora część tych pieniędzy poszła na pamiątki za planów znanych filmów. Kolekcjonowali je. Mieli do nich dużą słabość.
Podobno byli też znajomymi Gérarda Depardieu...
ES: I to jest kolejny przykład na ich życie w urojeniu. Przez około dwanaście lat Christopher pisał listy do Depardieu. Susan pakowała je w koperty i zanosiła na pocztę. A przynajmniej tak utrzymywała, bo w rzeczywistości to ona odpisywała na listy męża. Do dzisiaj nie wiadomo, kiedy Christopher się o tym dowiedział.
Nie zapytał ich pan o to?
ES: Korespondowałem z nimi, gdy siedzieli w więzieniu. Zapytałem o to i Susan, i Christophera. Odpowiedzieli mi, ale obie te wersje się od siebie różniły. Prawda pozostaje zagadką. Swoją drogą zastanawiam się, jak Gérard Depardieu zareaguje na to, że użyliśmy jego wizerunku w serialu. Nie był bowiem zaangażowany w powstawanie produkcji na żadnym etapie. Pewnie niedługo się o tym przekonamy.
Jak wyglądał kontakt z Susan i Christopherem?
ES: Komunikowaliśmy się dość staroświecko, bo pisząc tradycyjne listy. Bywało tak, że nie dostawałem odpowiedzi przez kilka miesięcy, bo np. coś, co napisałem w liście, za mocno dotykało tematu zbrodni, a tego tematu nie mogłem przy nich poruszać. Sporo czasu nam taka forma komunikacji zajęła, bo czasami naprawdę bardzo długo odpisywali. Ale finalnie mimo wszystko dobrze to nam wychodziło.
Skąd jeszcze braliście informacje?
ES: Wiele informacji na ich temat zostało przekazane opinii publicznej. Nam jednak zależało, żeby opowiedzieć ich historię z perspektywy Susan, dlatego musiałem znaleźć kogoś, kto wiedział o niej znacznie więcej. Najbardziej naturalne wydawało mi się zgłoszenie do jej prawnika. Napisałem więc do jego kancelarii. Odpisał mi, że ogłoszenie wyroku jest w przyszłym tygodniu. Zaproponował, żebym przyszedł. Później spotkalibyśmy się na obiad. Tak to się zaczęło i w ten sposób poznałem Daryla S. Gale’a, którego gra w naszym serialu Doug Grant. Jest on bardzo empatycznym mężczyzną, pełnym pasji, którego praca polega na bronieniu kryminalistów. Ma ciągły kontakt z Susan, ich relacja jest dość dziwna.
Dlaczego?
ES: Daryl regularnie sprawdza, co u niej słychać, i kupuje jej książki na święta. Wobec Christophera zachowuje się zresztą podobnie. To on mnie im przedstawił i wtedy zacząłem do nich pisać listy. Nie pisałem o zbrodni, mimo że miałem na to na początku pozwolenie. Częściej rozmawialiśmy o ich związku i wspólnej historii. Ważnym tematem było także dzieciństwo Susan. Rozmowy z nimi to była jedna strona badania sprawy. Później dotarliśmy też do dokumentacji sądowej i przesłuchań z posterunków policji. Dokładnie przyjrzeliśmy się wszystkim tym materiałom.
WS: Po dołączeniu do tego projektu niezwykle podobało mi się, że scenariusze zawierają w sobie wiele empatii wobec bohaterów. Wydaje mi się, że próbowaliśmy zrozumieć wszystkich, których dotyczyła ta historia. Przy tym jednak nie wydawaliśmy osądów, nie dzieliliśmy świata na dobrych i złych. Zamiast tego spróbowaliśmy oddać, jak skomplikowane są relacje międzyludzkie. Nie uważam, żeby nasz serial był komentarzem do samej zbrodni. Nie stoimy po niczyjej stronie.
Chcemy, żeby odbiorca sam zadecydował, co o niej sądzi. To, czego nie lubię w serialach opartych na prawdziwych historiach kryminalnych, to to, że celebrują morderstwo. My tego nie robimy - nie celebrujemy zbrodni, tylko próbujemy zrozumieć ludzi za nią stojących. Bardzo łatwo jest kogoś ocenić, redukując poszczególne detale dotyczące sprawy, w którą jest uwikłany. Trudniej zdobyć się na pokazanie skomplikowania jednostki i rzeczywistości, w której żyje.
Woleliście oddać to, co bohaterowie mają w głowie.
WS: Tak, mieliśmy taką tablicę emocji, to od niej zaczęliśmy. Chcieliśmy się wczuć w ich świat i dopuścić widza do umysłu Susan i Christophera, pokazać, jak funkcjonuje ich psychologia. Zależało nam, żeby za pomocą kolorów pokazać poczucie winy, które dręczy bohaterów. Pomysł zrodził się, gdy nasza scenografka Cristina Casali pokazała nam niepokojące zdjęcie czerwono-zielonych dłoni. To był niezwykle agresywny obraz. Zaczęliśmy więc używać tych barw w scenie zbrodni, co stanowi kontrapunkt do czarno-białych romantycznych obrazów z filmów, które tak uwielbiali. W ten sposób chcieliśmy przedstawić różne prawdy wyznawane przez tych bohaterów. W efekt jest taki, że ekranowa policja, a w ślad za nią i widzowie zaczynają podważać to, co widzą.
ES: Sporo materiałów archiwalnych z policji posłużyło nam za bazę wyjściową. Te materiały pokazują widzom, na jakim etapie historii są bohaterowie. Są dwa odcinki poświęcone śledztwu i później dwa przedstawiające proces sądowy. Dzięki temu widz zawsze może się odnaleźć w tym, co teraz ogląda. I to nam pozwoliło na większe eksperymentowanie formalne.
Dlaczego waszym zdaniem mamy teraz rozkwit seriali opartych na prawdziwych zbrodniach?
ES: Osobiście nie jestem wielkim fanem tego gatunku. Nie zrobiłem tego serialu ze względu na to, że mam jakąś obsesję na punkcie takich historii. Dla mnie bardziej interesującą częścią tej fabuły są relacje międzyludzkie, a nie sama zbrodnia. Fascynuje mnie, jak ci ludzie żyli przez piętnaście lat i o czym były listy, które wysyłali do Depardieu. Will dobrze ujął nasze podejście, kiedy powiedział, że kryminalny element historii dostajemy za darmo. Bo mamy tu przecież też psychologiczną historię miłosną.
WS: Wydaje mi się, że takie historie są trochę podobne do horroru. Pozwalają nam na odkrywanie i przeżywanie głębokich lęków, ale w bezpieczny sposób - przez serial czy program telewizyjny. Ani ja, ani Ed nie jesteśmy ekspertami od tego gatunku. W historii Susan i Christophera obaj widzimy bardziej psychologiczno-romantyczny dramat, który okazał się być elementem zbrodni. Zbrodnia nie jest sercem tego serialu, ale mimo tego zapraszamy do jej obejrzenia.
ES: Dzięki "Ogrodnikom" można zobaczyć, jak niewiele trzeba, by stać się taką Susan i Christopherem. To nie są ludzie, których coś wyróżnia. Wielowarstwowość tej historii jest fascynująca, a jednocześnie niepokojąca. Bo jeśli się nad tym zastanowić, to na miejscu Susan i Christopherem mogłoby znaleźć się naprawdę wiele osób.
Serial "Ogrodnicy" jest dostępny na HBO.