"I Am a Killer": oko w oko z prawdziwymi mordercami. Ten serial przeraża i fascynuje
Kino i telewizja od lat oswajają nas z mordercami i makabrycznymi zbrodniami. Ale rzadko kiedy możemy poznać punkt widzenia prawdziwych zabójców. "I Am a Killer" wypełnia tę lukę, jednak "spowiedź" skazańców to nie jedyna zaleta nowej propozycji Netfliksa.
"I Am a Killer" ("Jestem zabójcą") to 10-odcinkowy serial dokumentalny, w którym głównymi bohaterami są autentyczni skazańcy czekający na egzekucję w amerykańskich więzieniach. W USA kara śmierci została przywrócona w 1976 r. i od tamtego czasu orzekano ją ponad 8 tys. razy. Jak wynika z serialu, część tych wyroków usłyszeli więźniowie skazani wcześniej na dożywocie.
- Nie zamyka się ludzi w celi. Nie są zwierzętami. Jak można oczekiwać ludzkiego zachowania od dożywotnio osadzonego? To tak nie działa. Staje się jeszcze gorszy, niż był wcześniej – mówił Wayne Doty, który jest tego najlepszym przykładem.
Słuchając początku wywiadu z Dotym można odnieść wrażenie, że mężczyzna będzie się wybielał i tłumaczył swoje zachowanie trudnym dzieciństwem. Opowiedział o agresywnym ojcu znęcającym się nad swoimi partnerkami ("Gdybyśmy mieli w domu broń, już dawno bym go zabił. I powinienem to zrobić"). W wieku 15 lat zaczął żyć na własny rachunek. Ale gdy przeszedł do opowiadania o swoich zbrodniach, wcale nie udawał niewinnego.
Ze spokojem wspominał o kłótni z zaprzyjaźnionym dilerem, która skończyła się kilkoma strzałami oddanymi z pistoletu w głowę ofiary. Nie zamierzał go mordować (chciał wymienić broń na narkotyki), ale obaj mężczyźni byli naćpani i nie mogli dojść do porozumienia. "Czy zasługiwał na śmierć? Pewnie nie, ale nie żyje i już tego nie zmienię" – mówił Doty, który dostał dożywocie.
Odsiadka uczyniła z niego bezwzględnego twardziela, który bez skrupułów zastawił pułapkę na współwięźnia, udusił go gołymi rękami, a następnie zadał kilkadziesiąt ciosów nożem. Tym razem zrobił to z premedytacją, podejrzewając ofiarę o kradzież i mszcząc się za brak szacunku ("Nazwał mnie sku…ałym białasem").
Do morderstwa za kratkami przyznał się także James Robertson.
- Nie mam wyrzutów sumienia. Robi to na was wrażenie, co? – mówił do kamery uśmiechnięty 54-latek, który powinien wyjść na wolność prawie 30 lat temu. Pierwszy wyrok – 10 lat pozbawienia wolności – usłyszał tuż po siedemnastych urodzinach. Wkrótce dostał kolejne 15 lat za zabójstwo współwięźnia, do którego się nie przyznał. Później kolejny wyrok za napaść na strażnika i próbę ucieczki. Robertson śmiał się, że łącznie dostał pewnie ze sto lat, ale pogubił się w liczeniu. Zresztą nie musi już tego robić, bo po zamordowaniu współwięźnia trafił do celi śmierci.
Zrobił to z dwóch powodów. Po pierwsze, starszy mężczyzna zajmujący tę samą celę był skazany za czyny pedofilskie, a to było dla Robertsona nie do wybaczenia. Po drugie, bohater "I Am a Killer" przed trafieniem do wspólnej celi przez kilka lat był zamknięty w całkowitym odosobnieniu. 23 godz. na dobę w celi bez okna, telewizora i prywatnych rzeczy były dla Robertsona torturą i niesprawiedliwością. Zabicie pedofila i karę śmierci traktował jako polepszenie swojego bytu. W końcu przecież i tak nie wyjdzie na wolność, a w celi śmierci panują o wiele lepsze warunki niż w izolatce.
"I Am a Killer" dokumentując wypowiedzi zabójców czekających na egzekucję nie tylko opowiada o ich zbrodniach, ale przede wszystkim stawia pytania o zasadność kary śmierci i cały model więziennictwa. Doty i Robertson to przykłady bezwzględnych morderców "wychowanych" za kratami, ale w serialu poznajemy także m.in. historię Miguela Angela Martineza. Nastolatka skazanego na śmierć w Teksasie, którego powiązano z serią zabójstw na tle satanistycznym. Jego historii słucha się zupełnie inaczej, a seans rodzi kolejne pytania o sprawiedliwość, resocjalizację, karę śmierci, dożywocie i jego wpływ na dalszą odsiadkę.
"I Am a Killer" to dziesięć ok. 50-minutowych odcinków, przy czym niektóre z opowiadanych historii mogłyby posłużyć za materiał na scenariusz pełnometrażowego dokumentu. Inne z kolei wydają się przesadnie rozciągnięte do przyjętego formatu telewizyjnego. W takich odcinkach roi się od nudnych ilustracyjnych wstawek, rekonstrukcji wydarzeń itp. To główna wada tego serialu, który broni się jako całość, dając możliwość zajrzenia do przerażającego, ale fascynującego świata skazanych na śmierć.