Netflix poszedł na łatwiznę. "Singiel w Nowym Jorku" to niemal kopia "Seksu w wielkim mieście"
Nieoczekiwany koniec trwającego kilkanaście lat związku, gdy dobijasz do pięćdziesiątki nie brzmi zbyt ekscytująco. Ale gdy jesteś przystojnym gejem w Nowym Jorku, świat stoi przed tobą… otworem. Co jeszcze nowy serial Netflixa "Singiel w Nowym Jorku" obiecuje porzuconym mężczyznom w średnim wieku?
Lekkie seriale komediowe o perypetiach singielek dostały drugie życie dzięki "Emily w Paryżu", który co prawda jest jedną z bardziej krytykowanych produkcji ostatnich lat, ale i niesamowicie popularną. Nic więc dziwnego, że stojący za nią Netflix postanowił iść za ciosem i stworzyć bliźniaczy format, tym razem wypełniając niszę seriali, w których to gej jest głównym bohaterem.
A jeśli do stworzenia takiego formatu zatrudnia się m.in. Darrena Stara, twórcę kultowego "Seksu w wielkim mieście", to oczekiwania są co najmniej tak wysokie, jak nowojorskie drapacze chmur. "Singiel w Nowym Jorku" wprawdzie nie gwarantuje rozrywki na aż tak wysokim poziomie, ale pozwala nacieszyć się atrakcyjnymi widokami jak każda dobra turystyczna atrakcja.
Główny bohater, Michael (w tej roli uwielbiany przez widzów Neil Patrick Harris), zdaje się mieć wszystko - dobrze prosperującą karierę agenta nieruchomości, piękny apartament w centrum Nowego Jorku i stabilny, trwający już 17 lat związek z nieco starszym od siebie przystojniakiem, któremu wyprawia właśnie imprezę-niespodziankę z okazji 50. urodzin. Niespodzianka, i to przykra, czeka jednak na niego - Colin wyznaje ukochanemu, że postanowił się wyprowadzić i przemyśleć, czy ich relacja nadal ma sens. Jedno spotkanie z terapeutą dla par skutkuje rozstaniem, co dla załamanego Michaela oznacza jedno: powrót do singielskiego półświatka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koncept polegający na wrzuceniu neurotycznego, nieco podstarzałego, acz wciąż przystojnego geja w świat randek, który mocno się zmienił w czasie, gdy on cieszył się jeszcze stabilnym życiem w związku, nie mógł się nie udać. Komedia pomyłek i zderzenia z aplikacjami randkowymi, powrotem mody na nieużywanie prezerwatyw, przypadkowym seksem i galerią osobowości, z którymi przychodzi się spotykać Michaelowi, to sprawdzona już recepta na sukces.
Twórcy nie mają litości dla głównego bohatera i wzorem Carrie z "Seksu z wielkim mieście" fundują mu pasmo upokorzeń lub co najmniej mało komfortowych sytuacji. Zresztą nawiązań do legendarnej produkcji Darrena Stara jest więcej - wiele cytatów Michaela mogłoby być wypowiedziane przez jego protoplastkę Bradshaw, a grupa jego wspierających przyjaciół nieprzypadkowo również jest modelowana na archetypach znanych nam z "Seksu…" właśnie. I tak znajduje się odpowiednik rozhulanej seksualnie Samanthy, ironicznej i nieco zgorzkniałej Mirandy czy pretensjonalnej romantyczki Charlotte. W finale mamy nawet do czynienia z dosłowną kalką fabularną, co można interpretować jako oczko puszczone do najbardziej zagorzałych fanów. Albo brutalniej - małą oryginalność.
Tym, co odróżnia "Singla w Nowym Jorku" od innych produkcji, jest w istocie główny wątek serialu. Świat gejowskich randek różni się od tego, co proponują nam heteronormatywne historie, a scenarzyści nie boją się punktowania jego absurdów. Balansują wprawdzie na granicy, bo polityczny klimat nie sprzyja żartom z osób niebinarnych czy HIV, ale ten spacer po cienkim lodzie gwarantuje dawkę niepoprawnego już pieprzu, który jednych wprawdzie oburzy (i słusznie), a innych rozbawi. Nie wszystkie żarty, czy to z powodu ich jakości czy sposobu w jaki są dostarczane widzowi, "miękko lądują" i mogą momentami wywołać uśmiech politowania, ale jest w tym coś prawdziwego - nie w każdym towarzystwie przyjaciół sypie się ripostami rodem z najlepszej komedii.
Serial Netflixa zapewnia niezobowiązującą i szybką rozrywkę - pierwszy sezon to zaledwie osiem odcinków po 30 minut. Osobom w związkach, które tęsknią za szaleństwami singla w dużym mieście, może to nieco ostudzić entuzjazm, a szalejący single westchną z uśmiechem lub przekąsem - w zależności od tego, jak bardzo "Singiel w Nowym Jorku" przypomni im o cieniach i blaskach tego stanu.