Kultowy serial wrócił. Czy "I tak po prostu" to godna kontynuacja "Seksu w wielkim mieście"? [RECENZJA]

Na ten powrót miliony fanek na całym świecie czekały z równie wielką ekscytacją, co stresem. Czy jest jeszcze seks w "Seksie w wielkim mieście" z Carrie, Mirandą i Charlotte, za to bez Samanthy? Odpowiedź brzmi "nie" i to najlepsza wiadomość dla kontynuacji serialu zatytułowanej "I tak po prostu".

"I tak po prostu" to kontynuacja "Seksu w wielkim mieście"
"I tak po prostu" to kontynuacja "Seksu w wielkim mieście"
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

O spuściźnie "Seksu w wielkim mieście" napisano już wszystko. Kultowa produkcja nie tylko zapisała się w historii telewizji jako jedna z pierwszych, która w szczery i bezkompromisowy sposób mówiła o kobietach i ich seksualnych potrzebach, ale i sprzedała żeńskiej części widowni starą baśń o tym, że na końcu i tak będzie czekał na nie Mr Big.

Do tej pory mogliśmy oglądać sześć sezonów oryginalnej serii oraz dwa filmy. Drugi z nich pozostawił nas z poważnym pytaniem: czy chcemy i przede wszystkim, czy potrzebujemy kontynuacji tej historii? Nic więc dziwnego, że gdy pod koniec 2020 r. ogłoszono, że kolejna odsłona "Seksu w wielkim mieście" wraca, tym razem pod szyldem "I tak po prostu", reakcje były skrajne.

Tym bardziej, że udziału w reaktywacji odmówiła Kim Cattrall, a internauci drwili, że bez Samanthy Jones nie będzie seksu w "Seksie w wielkim mieście". I mieli rację, choć bynajmniej nie jest to zarzut.

"I tak po prostu" rozprawia się z nieobecnością Samanthy Jones już w pierwszych minutach premierowego odcinka. Mimo iż dla niektórych wytłumaczenie absencji bohaterki może okazać się zbyt enigmatyczne, to dla mnie jest ono genialne w swojej prostocie. Producenci zostawiają otwartą furtkę do powrotu aktorki i jej postaci w kolejnych sezonach.

Jeżeli te oczywiście powstaną. Jej nieobecność jest też w jakiś sposób zapowiedzią tego, że lukrowane historie bohaterek mogą przypominać prawdziwe życie, że to, co wydawało się niezniszczalne i na zawsze, może nagle zniknąć lub zostać nam zabrane. I to właśnie strata jest motywem przewodnim pierwszych kilku odcinków. To jak sobie z nią radzimy, jak próbujemy się w niej odnaleźć i jak odczujemy zmiany, które nieuchronnie ze sobą niesie. 

Sarah Jessica Parker i jej koleżanki to już nie 30-kilkuletnie singielki z mentalnością szukających przygód podlotków, a dojrzałe kobiety próbujące znaleźć swoje miejsce w świecie, który niekoniecznie je dostrzega. To dobra wiadomość – widzimy zmarszczki mimiczne, wiotką skórę i emocje, których nie trzeba się domyślać. Brzmi to wzniośle, ale będąc otoczonym idealnie skrojonymi twarzami od chirurga oraz instagramowymi filtrami, to naprawdę ogromna ulga!

Życie bohaterek wygląda inaczej niż 20 lat temu, inne są ich problemy, choć te same pragnienia. Chcą kochać i być kochane, czuć się potrzebne i żałować tylko tego, co zrobiły, zamiast płakać nad niewykorzystanymi szansami. Oczywiście, to wciąż nie są twoje typowe sąsiadki z naprzeciwka, bo okoliczności ich zmartwień to nowojorskie Fifth Avenue, drogie restauracje i sukienki Diora, ale właśnie za ten bajkowy element pokochaliśmy serial w pierwszej kolejności. 

Na oryginalną serię "Seksu w wielkim mieście" wprawdzie już po latach, ale jednak regularnie, spadała krytyka i zarzuty o płaskim, mało reprezentatywnym obrazie nowojorskiej socjety, która w rzeczywistości kipi różnorodnością, a w telewizyjnym show była do bólu heteroseksualna i biała.

Scenarzyści "I tak po prostu" naprawiają ten błąd, puszczając w dodatku oczko do krytykowanej przeszłości. Obserwujemy pokraczne i często nieudane próby poruszania się bohaterek w społeczeństwie, które zwraca uwagę nie tylko na nierówności rasowe, ale także na więcej niż dwie tożsamości płciowe.

W serialu poruszane są ważne i aktualne wątki, ale na szczęście pozbawione jest to pouczającego tonu. Aby zadbać o różnorodność castingu, zaangażowano i wprowadzono do fabuły kilka nowych postaci kobiecych, które w pierwszych odcinkach powoli się rozkręcają i prawdopodobnie nie będą tylko tłem dla trójki głównych bohaterek.

Jak na razie najlepsze wrażenie robi koleżanka i jednocześnie szefowa Carrie, czyli niebinarna Che (w tej roli Sara Ramizer) prowadząca podcast o seksie stand-uperka, która nieźle namiesza w życiu przyjaciółek.

Nie chcąc wchodzić w szczegóły, które zepsują widzom niespodziankę – czekają na was szokujące zwroty akcji, łzy, śmiech, irytacja i poczucie zdezorientowania. Czyli samo życie w pigułce, tylko opakowane w hollywoodzki glamour. Któż go czasami nie potrzebuje? "I tak po prostu" dostępne jest na platformie HBO GO, a nowe odcinki pojawiać się będą w każdy czwartek.

Komentarze (9)